- W Brukseli niektórzy mówili, że wygrałem tylko dlatego, iż większość rywali ucierpiała w kraksie - oznajmił Petacchi w rozmowie z dziennikarzami, nawiązując do pierwszego etapu tegorocznej Wielkiej Pętli. - Tym razem nie było wypadków, a ja znów zwyciężyłem - przyznał, nie ukrywając satysfakcji. Włoch w Reims ograł zarówno Hushovda, jak i Cavendisha. Tuż za jego plecami finiszowali Julian Dean i Edvald Boasson Hagen. - Doskonale wiem, na co mnie stać - dodaje 36-latek.
- Petacchi jest naprawdę mocny - nie ukrywa Hushovd, aktualnie liderujący klasyfikacji punktowej. Norweg odniósł się także do formy Cavendisha. - To nie ten sam zawodnik, co w zeszłym roku. Nie mam jednak wątpliwości, że w dalszej części wyścigu wróci do walki - wyjaśnia Hushovd. Sam Brytyjczyk kiepskie wyniki tłumaczy kłopotami z budowaniem pociągu. - Brakowało mi kilku kolegów na finiszu. Boli szczególnie brak Hansena, który brał udział w jednej z kraks - przyznaje Cavendish.
W peletonie mówi się, że Petacchi, usatysfakcjonowany dwoma etapowymi triumfami, może zrezygnować z dalszego uczestnictwa w Wielkiej Pętli. Pytany o zieloną koszulkę lidera klasyfikacji punktowej, odpowiada bardzo niejasno. - Mój Tour de France jest gotowy, jutro mogę wracać do domu - żartuje. - Po niedzielnym zwycięstwie Oscar Freire powiedział mi, że wykonałem już swoją pracę. Ja jednak jestem profesjonalistą i zamierzam ścigać się tak długo, jak tylko będę mógł.