Wrzosek i Hari spotkali się 19 marca na gali Glory 80 w belgijskim Hasselt. Polak chciał udowodnić, że jego pierwsze zwycięstwo nad Harim nie było przypadkowe. "The Baddest" chciał z kolei zmazać plamę po brutalnym nokaucie, jaki zafundował mu Polak. Pierwsza runda walki była wyrównana, w drugiej Polak posłał rywala na deski i znalazł się na autostradzie do zwycięstwa. Niestety, w wyniku zamieszek na trybunach pojedynek został przerwany i uznany za nieodbyty. Po kilku dniach organizacja zmieniła werdykt na remisowy i zwolniła Polaka. Na tym sprawa się nie zakończy, o czym w wywiadzie dla WP SportoweFakty opowiada Wrzosek.
Artur Mazur, WP SportoweFakty: Jak odebrałeś decyzję organizacji Glory?
Arkadiusz Wrzosek, kickboxer: Szczerze powiedziawszy, nie wiązałem przyszłości z tą organizacją. Mam wrażenie, że Glory nie miało już na mnie pomysłu, a sam też popsułem im plany na wielkie pojedynki. Dlatego nie jest mi smutno po tym, co się stało. Jestem jedynie zaskoczony tłumaczeniami organizacji i sposobem, w jakim to zostało załatwione. Argumenty, które podali, są bezpodstawne i na pewno będziemy z nimi walczyć.
W jaki sposób?
Pamiętajmy, że jest ktoś, kto sankcjonował ten pojedynek, jest komisja sportowa. Mam do kogo się odwołać. Poza tym to nie jest sytuacja, w której wynik został lekko naciągnięty. Nawet gdyby ktoś nie chciał, żebym wygrał, gdyby ktoś mnie bardzo nie lubił, to nie może tak wypunktować tej walki. Zostałem okradziony w biały dzień. Nawet jeśli przegrałem pierwszą rundę 9:10, chociaż komentatorzy mieli co do tego wątpliwości, to drugą wygrałem 10:8. W takiej sytuacji powinna być ogłoszona techniczna decyzja i moje zwycięstwo. Proces odwoławczy już się rozpoczął. Nie widzę innej opcji, jak zmiana werdyktu na moje zwycięstwo.
Wielu ekspertów podkreśla, że Glory złamało własny regulamin.
Nie da się tego inaczej wytłumaczyć. W pierwszej chwili ogłoszono, że walka zostanie zapisana jako "no contest". Już to było wbrew regulaminowi. Kiedy organizacja zorientowała się, co zrobiła, zmieniła werdykt na techniczną decyzję.
Ale jakim cudem wypunktowano remis?
Sędziowie punktowi musieli zapisać drugą rundę dla mnie, ale w stosunku 10:9 dla mnie. To absurd! Przecież Hari był liczony. W takim wypadku rywal powinien stracić dodatkowy punkt, a zatem ta runda powinna być punktowana w stosunku 10:8 na moją korzyść. To nie podlega dyskusji. Tym samym to ja powinienem zostać zwycięzcą w wyniku technicznej decyzji. To, co się stało, jest po prostu śmieszne.
Środowisko sportów walki w Polsce jest oburzone. Jan Błachowicz stwierdził, że Glory zhańbiło się tą decyzją. Jak odbierasz takie głosy wsparcia?
Miło mi, że tak wielkie nazwiska dostrzegają problem i mnie popierają. Zauważyłem, że w Polsce jest ogromne poruszenie po tej decyzji, ale otrzymuję też głosy z zagranicy. Piszą do mnie wielkie nazwiska ze świata kickboxingu. Oni wręcz są zażenowani i śmieją się z decyzji Glory. Dlatego muszę zrobić wszystko, żeby obronić moje dobre imię. Zwolnili mnie i jako powód podali moje zachowanie w trakcie walki, po niej oraz posty na Instagramie. Ale co ja takiego zrobiłem?! Przecież wszyscy to widzieli. Nie dziwi mnie, że organizacja nie chce tego publicznie komentować, bo prostu nie jest w stanie tej decyzji obronić.
W pierwszej chwili cała wina za burdy na trybunach została zrzucona na twoich kibiców. Analizując nagrania trudno nie odnieść takiego wrażenia. Powiedz jednak, jak to wyglądało z twojej perspektywy.
Bez dwóch zdań - kibice z jednej i drugiej strony nie zachowali się tak jak powinni. Puściły im nerwy i później trudno było opanować sytuację. Ale trzeba pamiętać o jednym: nie miałem nic wspólnego z zachowaniem kibiców w trakcie gali. Jestem po rozmowie z prawnikami, którzy przeanalizowali moją umowę i regulaminy. Nie ma tam żadnej wzmianki o tym, że ponoszę odpowiedzialność za zachowanie kibiców. Organizacja się broni i twierdzi, że dostałem pulę biletów do dalszej dystrybucji. To prawda, ale dalej nie ponoszę odpowiedzialności za zachowanie tych kibiców, którzy te bilety ode mnie zakupili. O bezpieczeństwo na trybunach dba organizator. A trzeba przyznać, że zabezpieczenie było fatalne.
Co masz na myśli?
Nikt nie kontrolował tego, kto wchodzi na halę. Na gali było wielu moich znajomych. Jeden z nich opowiedział mi, że mógłby wejść bez biletu, bo nikt ich na wejściu nie sprawdzał. W tym czasie cała ochrona znajdowała się w hali. Organizator wiedział, że hala wypełni się do ostatniego miejsca, a mimo to przydzielił do ochrony 10 osób i posadził kibiców obok siebie. To był gotowy przepis na to, co się finalnie stało.
Jak odbierasz nagrania, które pojawiły się w sieci?
Wiem, że nikt nie będzie uważał, że jestem obiektywny, ale muszę to powiedzieć. Moi kibice od samego początku byli mocno prowokowani przez innych fanów, którzy znajdowali się w hali. Zaczęło się prowokacji werbalnych, które zmieniły się w agresję fizyczną. W kierunku moich kibiców latały butelki i zapalniczki. Ale nie tylko w kierunku fanów. Takie przedmioty były rzucane również w moim kierunku, kiedy stałem już w ringu. Są na to świadkowie i nagrania. Mamy mnóstwo materiałów, które już zniknęły z sieci. Widać na nich, że kiedy moi kibice opanowali nerwy, w ich kierunku dalej leciały różne przedmioty. Jedno chcę powiedzieć głośno: obie grupy fanów nie zachowały się tak, jak powinny. Swoją cegiełkę dołożyła do tego również sama organizacja, która budowała przed tym pojedynkiem wrogą atmosferę.
Co dalej z twoją karierą?
Teraz po zwolnieniu mogę powiedzieć więcej. Już wcześniej planowałem przejście do MMA, które jest bardziej rozwojową dyscypliną. Chcę wykorzystać swoją pozycję medialną i zacząć zarabiać w tym sporcie jeszcze lepsze pieniądze. Kontrakt z Glory został rozwiązany i mogę robić, co zechcę. To nie jest tajemnica, że moją osobą była zainteresowana organizacja KSW. W ostatnich dniach pojawił się również inny gracz, który chce mnie u siebie. Nie ukrywam, że od tygodnia oprócz gratulacji za walkę i pytań o sprawy pozasportowe, dostaję oferty różnych starć. Chcę jeszcze chwilę odpocząć, a później wracam na salę, bo naprawdę mogę w tych ofertach przebierać. W ciągu tygodnia bardzo wiele rzeczy się zmieniło.