Maciej Mikołajczyk: Zwolnić po polsku

W wielu książkach o najróżniejszej tematyce można znaleźć ponoć wyśmienite przepisy. A to na rybę po grecku, barszcz ukraiński, hiszpańskie ziemniaki, czy na naleśniki z bananami. A co proponują światu biało-czerwoni? Nasz kraj w ostatnich latach nieustannie serwuje "zwalnianie po polsku". Danie te skosztował już nie jeden z obcokrajowców i nie za bardzo przypadło ono zagranicznym gościom do gustu.

Zacznijmy od pierwszego degustatora, a został nim Heinz Kuttin. Człowiek, który jako skoczek osiągnął naprawdę dużo. Udało mu się bowiem sięgnąć w sumie po siedem medali z mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Austriak z powodu pechowej kontuzji kolana był zmuszony szybko zakończyć karierę, ale postanowił pozostać w narciarskim świecie. Początkowo został dyrektorem sportowego centrum w popularnym ośrodku w Villach, gdzie zajmował się między innymi Thomasem Morgensternem i Martinem Kochem, a zatem współczesnymi gwiazdami "latania" na "deskach". Przez następny okres był asystentem Alexandra Pointnera, a potem? No właśnie... W czerwcu 2003 roku rozpoczął pracę z młodzieżową kadrą naszego kraju, a na efekty mimo bez wątpienia sporych trudności nie trzeba było długo czekać. Spektakularny sukces odnotował podczas najważniejszej juniorskiej imprezy w norweskim Strynie. Wówczas złoty krążek na tamtejszym obiekcie wywalczył Mateusz Rutkowski, a na liście pokonanych przez niego rywali widniało nazwisko samego "Morgiego". Kuttin nie tylko jednego polskiego "rodzynka" doprowadził do wysokiej dyspozycji. W doskonałej formie byli też Kamil Stoch, Dawid Kowal, czy Stefan Hula, co zaprocentowało srebrem w zmaganiach drużynowych. Nasi juniorzy prezentowali się naprawdę bardzo dobrze, dlatego Austriak automatycznie znalazł się na liście kandydatów do objęcia funkcji głównego szkoleniowca, gdyż z tej posady zrezygnował Apoloniusz Tajner.

Przez ten czas zbudował on niezwykle mocną, solidną, a co najważniejsze - równą drużynę, a ta sztuka nie udała się jego poprzednikowi. Dowodem na to była aż "czwórka" biało-czerwonych w finałowej "30" na igrzyskach w Turynie. Dodatkowo polska ekipa była piątym zespołem rywalizacji we Włoszech, a jeszcze wcześniej pod jego "skrzydłami" znajdujący się przedtem w nieco słabszej formie Adam Małysz wygrał letnią Grand Prix, choć trzeba zaznaczyć, że czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli nie błyszczał, to jednak nasz mistrz w samych superlatywach wypowiadał się w wywiadzie dla TVP o tym szkoleniowcu i przyznał, że podjął się tego wyzwania w dość niefortunnym momencie. Takie wyniki, a także i krytyka Kuttina pod adresem Łukasza Kruczka i prezesa związku w żaden sposób nie odpowiadały PZN-owi. Były trener drugiej drużyny miał jednak powody, aby wyrażać swoją dezaprobatę, co uczynił na przykład w rozmowie z Rzeczpospolitą - Nikt ze mną nie rozmawia, nikt o nic nie pyta. Telefon milczy. A przecież można powiedzieć: panie Kuttin, dziękujemy, było miło, i na tym zakończyć współpracę. Chciałbym pracować z tymi chłopcami, ale nie z tym zarządem. Przykro mi, że rozstajemy się w nieprzyjemnych okolicznościach. Ufałem mojemu asystentowi - Łukaszowi Kruczkowi, ale mnie zawiódł. Prowadził swoją grę, rozmawiał za moimi plecami z prezesem, choć powinien być lojalny. A prezes, występując podczas igrzysk w roli komentatora telewizyjnego, oceniał moją pracę. To nie mieści się w głowie - żalił się trener.

Austriak nie wiedział jeszcze, że najgorsze dopiero przed nim. Mowa o formie, w jakiej dowiedział się o nie przedłużeniu z nim kontraktu. Zwolnienie dostał bowiem przesłane pocztą internetową (!) i w atmosferze skandalu opuścił nasz kraj. Czy decyzja PZN-u była słuszna? Aby odpowiedzieć na to pytanie wskazane jest spojrzeć na rewelacyjne od trzech lat rezultaty prowadzonego przez niego Thomasa Morgensterna oraz znakomite osiągnięcia młodego pokolenia Niemców z objawieniem tej zimy - Severinem Freundem na czele. To właśnie on wydźwignął z głębokiego "dołka" juniorów naszych zachodnich sąsiadów, a jego pracę w doskonały sposób podsumowały dwa złota na MŚJ w...Zakopanem.

Tajner nie miał zamiaru uczyć się jednak na własnych błędach i ponownie "popisał" się przy pierwszej nadarzającej się okazji, a taka nastąpiła przy zapewne także bezpodstawnym zwolnieniu Hannu Lepistoe, który w opinii wielu narciarskich sław jest uznawany za jednego z najlepszych ekspertów. To zdanie podziela również sam Małysz, który do dziś z powodzeniem kontynuuje współpracę z doświadczonym Finem, a warto odnotować, że "Orzeł z Wisły" sam zwrócił się do niego o pomoc w Lahti, proponując mu stanowisko osobistego szkoleniowca. A było to wtedy, gdy wspomniany Tajner w środku zimowego sezonu przebywał na urlopie w Kambodży i nie miał zielonego pojęcia o burzliwej sytuacji w polskim narciarstwie. Wracając jednak do tematu przewodniego - Lepistoe zakończył przygodę z zespołem biało-czerwonych po odczytaniu nie, jak to było w przypadku Kuttina e-maila, ale SMS-a (!). Po takim żenującym zachowaniu PZN-u, ceniony trener nie miał zamiaru pojechać pomachać chorągiewką do Planicy.

Niestety omawiany przeze mnie związek sportowy nie jest jedynym, który poczęstował obcokrajowca gorzkim posiłkiem. Przykład z Tajnera wziął bowiem Polski Związek Piłki Siatkowej, który z kolei tak nieodpowiednio potraktował Daniela Castellaniego - Argentyńczyka, dzięki któremu nasza drużyna wywalczyła historyczny tytuł mistrzów Starego Kontynentu. To nie koniec, bo do tego z pewnością nie do pozazdroszczenia grona w pamiętliwy i oryginalny sposób wpisał się też Grzegorz Lato. Prezes PZPN-u w rozmowie z dziennikarzami ogłosił, że Leo Beenhakker może szukać nowej pracy za granicą. W tym samym momencie za plecami Laty stał Holender, który jak się okazało - o wszystkim dowiedział się właśnie z telewizji i nie krył oburzenia z zaistniałej sytuacji.

Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko rozłożyć bezradnie ręce i liczyć, że "zwalnianie po polsku" w ekspresowym tempie wypadnie z "menu", bo w przeciwnym razie o fachowcach spoza naszego kraju będziemy mogli zapomnieć. Oby od 2011 roku to główne danie raz na zawsze zostało zastąpione serdecznym podziękowaniem za współpracę przy miłej i zdrowej atmosferze.

Maciej Mikołajczyk

Źródło artykułu: