Białoruska opozycja ostrzega, co się może stać w przyszłym roku

PAP / Albert Zawada / Na zdjęciu: Paweł Łatuszka
PAP / Albert Zawada / Na zdjęciu: Paweł Łatuszka

- Mamy listę 150 sportowców-oficerów pracujących w służbach odpowiedzialnych za szerzenie terroru na Białorusi. Czy świat naprawdę chce ich oklaskiwać w czasie igrzysk?! - pyta jeden z liderów represjonowanej białoruskiej opozycji Paweł Łatuszka.

W tym artykule dowiesz się o:

MKOl wydał zgodę na start białoruskich sportowców w kwalifikacjach olimpijskich, a wśród najmocniejszych przeciwników takiego pomysłu jest białoruska opozycja. Politycy pytają, co z ponad dwoma tysiącami sportowców, którym białoruski reżim odebrał prawo do kontynuowania karier tylko za to, że nie wyrazili poparcia dla kolejnych ruchów rządzących.

Całkiem możliwe, że wspólnie z MKOl o ostatecznej liście uczestników igrzysk z Białorusi będzie decydować Wiktar Łukaszenka, czyli szef Narodowego Komitetu Olimpijskiego Republiki Białorusi, a jednocześnie najstarszy syn Alaksandra Łukaszenki i członek Rady Bezpieczeństwa Białorusi koordynującej działania siłowych resortów odpowiedzialnych za represje wobec ludności cywilnej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz tylko patrzył, jak leci piłka. Co za gol!

- Absurdów jest znacznie więcej. Tylko w dwóch ostatnich latach ofiarami działalności reżimu Łukaszenki zostało 126 tysięcy ludzi. Wśród sportowców są ludzie zaangażowani w deportację ukraińskich dzieci z okupowanych terenów w Ukrainie - dodaje Łatuszka, który niedawno został skazany zaocznie na 18 lat więzienia.

To właśnie ich wyniki podczas igrzysk mają być dumą reżimu i pomóc w poprawie nastrojów społecznych, a jednocześnie umocnieniu władzy Alaksandra Łukaszenki.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Jak to jest żyć ze świadomością, że być może już nigdy nie uda się panu wrócić do ojczyny? Niedawno został pan skazany zaocznie przez sąd na Białorusi na 18 lat więzienia za udział w rzekomym spisku mającym przejąć władze.

Paweł Łatuszka, zastępca szefa gabinetu przejściowego Białorusi, były ambasador Białorusi w Polsce: Jestem przekonany, że wrócę.

Naprawdę?

Muszę w to wierzyć. Zresztą sam wyrok wcale nie jest najgorszy, bo niemal codziennie dostaję groźby śmierci. Ostatnio na jednym z kanałów propagandowych zadano pytanie, kogo trzeba zamordować z użyciem młota Grupy Wagnera. Ostatecznie zająłem trzecie miejsce. Mówię o tym swobodnie, bo już przyzwyczaiłem się do tego, że chcą mnie dopaść i zabić. Tylko w ostatnim czasie dostałem dziesięć gróźb śmierci.

Od dłuższego czasu mieszka pan w Polsce. Czuje się pan tutaj bezpiecznie?

Trudno mówić o bezpieczeństwie, gdy regularnie dostaje się poważne groźby śmierci. Niedawno ktoś nawet proponował utworzyć zbiórkę na opłacenie kosztów porwania mnie z Polski i przewiezienia na Białoruś. W darknecie [ukryta część internetu - przyp.red.] pojawiła się nawet cena za zabicie mnie - 30 tysięcy euro. Taka jest rzeczywistość na Białorusi. Zapewniam jednak, że nie ma to wpływu na moją działalność. Nie mogę żyć spokojnie dopóki mam świadomość, że tysiące niewinnych ludzi przebywa w fatalnych warunkach w więzieniach na Białorusi.

Ostatnio zaangażował się pan w walkę o to, by zakazać białoruskim sportowcom uczestniczenia w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Dlaczego?

Nie rozumiem, jak w obecnej sytuacji w naszym kraju, w ogóle można rozważać zaproszenie sportowców Łukaszenki na igrzyska. Na Białorusi zbyt wielu sportowców jest poddanych represjom, by na igrzyskach mogła się pojawić nasza reprezentacja, która zresztą w dużej części składa się z członków aparatu represji. To byłby cios w około 20 sportowców przebywających obecnie w więzieniach z wyrokami politycznymi.

Ma pan szczegółowe dane, ilu białoruskich sportowców to przedstawiciele służb bezpieczeństwa Białorusi?

Mamy szczegółową listę 150 białoruskich sportowców-oficerów i przekażemy ją ministrowi sportu w Polsce i ministrom sportu w innych krajach Unii Europejskich. Mamy przekonanie, że to tylko część tej grupy, a nazwiska reszty zostały skutecznie ukryte. Skala problemu jest jednak gigantyczna. Oczywiście nie wszyscy spośród wspomnianych 150 sportowców zostaną wysłani na igrzyska, ale dziesiątki z nich już na pewno. Proponujemy władzom Francji, by na czas igrzysk wprowadziły zakaz wjazdu do ich kraju dla każdego z nich.

MKOl chce zgodzić się na udział Białorusinów w igrzyskach, o ile nie wspierali oni aktywnie wojny w Ukrainie oraz nie są związani z wojskiem i klubami wojskowymi. Co pan na to?

Robimy wszystko, by zawiesić uznawanie białoruskiego komitetu olimpijskiego jako członka MKOl. Jest bowiem jasne, że Łukaszenka wykorzystuje tę organizację do swoich celów wojennych, propagandowych i represyjnych. Na czele narodowego komitetu olimpijskiego stoi przecież starszy syn Alaksandra Łukaszenki Wiktar. On jest jednym z koordynatorów całego systemu represji, a jednocześnie szefem białoruskiego ruchu olimpijskiego. Naprawdę chcemy żeby to on decydował o tym, kto pojedzie na igrzyska? To zresztą nie jedyny absurdalny przypadek.

To znaczy?

Na czele białoruskiej federacji kickboxingu stoi były minister spraw wewnętrznych Białorusi generał-major Jurij Karajew. To były szef specjalnej jednostki, odpowiednika polskiego ZOMO. Ta organizacja została uznana za organizację terrorystyczną na Litwie i w Czechach. To on jako szef federacji kickboxingu będzie zgłaszał sportowców na igrzyska.

Jak wygląda los sportowców, którzy zaangażowali się w działania opozycyjne na Białorusi?

Po 2020 roku ponad dwa tysiące sportowców białoruskich sprzeciwiło się polityce Łukaszenki. Oni zostali zwolnieni z narodowych drużyn, wyłączeni z federacji sportowych. Nie mogą uczestniczyć w imprezach sportowych wewnątrz Białorusi, ani na arenie międzynarodowych. To patowa sytuacja, bo federacje międzynarodowe nie przyjmują naszych wniosków, bo - jako że oficjalnie nie reprezentujemy Białorusi - nie jesteśmy stroną.

Jak można pomóc tym zawodnikom?

Oficjalne białoruskie władze zakazują im występów, więc tak naprawdę kończą im kariery. Tacy sportowcy są pod podwójnymi sankcjami. Nic nie da się z tym zrobić. Dzisiaj jeśli chcesz kontynuować karierę sportową na Białorusi, to musisz współpracować z dyktatorem. Dostaniesz pensję, a przede wszystkim możliwość kontynuowania kariery. Jeśli ktoś wystąpił przeciwko reżimowi nie ma szans na dalsze starty. Kristina Cimanouska jest wyjątkiem, bo dostała obywatelstwo polskie. Nie każdy może dostać obywatelstwo innego kraju.

Ilu jest obecnie Białorusinów, którzy są w podobnej sytuacji, a ich start w igrzyskach w Paryżu może zostać zablokowany?

Obecnie mamy około 10-12 sportowców, którzy mogliby brać udział w najbliższych igrzyskach. Ta liczba ciągle się jednak zmniejsza, bo sportowcy, którzy uciekają z Białorusi szybko orientują się, że kontynuowanie kariery może być zbyt trudne i porzucają tę drogę. Cieszą się życiem, ale rezygnują ze sportu, bo nie mają się z czego utrzymać. Nie mają możliwości normalnych przygotowań, bo nikt za nich tego nie opłaci. Na igrzyska europejskie w Krakowie też wnioskowaliśmy o dopuszczenie podobnej liczby sportowców, ale niestety spóźniliśmy się dwa tygodnie z wnioskami.

10-12 osób to stosunkowo niewielkie grono. Co z resztą?

W tym momencie mówimy tylko o sportowcach, którzy już wyjechali z Białorusi i trenują w innych krajach. Zablokowanych jest faktycznie dużo, dużo więcej, a większość z nich wciąż przebywa na Białorusi.

Na igrzyskach może jednak startować reprezentacja uchodźców. Może to jest szansa właśnie dla nich?

Problem w tym, że nie każdy z tych zawodników ma status uchodźcy. To nie jest uniwersalne rozwiązanie. MKOl w 2020 roku orzekł, że sportowcy wyrzuceni z Białorusi za przeciwstawienie się gwałtom na Białorusi, mają prawo uczestniczyć w igrzyskach, jeśli tylko mają odpowiednie wyniki. Do tej pory nie było ani jednego przypadku, by taki sportowiec otrzymał zgodę na międzynarodowe starty od federacji międzynarodowej.

Dlaczego?

To absurd, bo przecież bardzo możliwe, że do Paryża na igrzyska olimpijskie przyjadą dziesiątki oficerów wojska białoruskiego i służb specjalnych Łukaszenki. Czy naprawdę środowisko międzynarodowe zgadza się, by w igrzyskach wzięli udział wysocy rangą przedstawiciele aparatu represyjnego państwa Łukaszenki, a sprzeciwiający się dyktaturze będą pobawieni takiego prawa? Od dłuższego czasu prosimy o spotkanie szefa MKOl Thomasa Bacha. Zgadzamy się, że sport powinien być poza polityką, ale na Białorusi sportowcy o innych poglądach są represjonowani.

Ma pan pomysł jak rozwiązać tę kwestię?

Ogólnie jestem przeciwko startom białoruskich sportowców w igrzyskach, ale jeśli jednak miałoby to nastąpić, to tylko pod czterema warunkami. Po pierwsze, każdy sportowiec z Białorusi powinien wyraźnie sprzeciwić się wojnie i terrorowi w kraju. Po drugie, nie ma prawa otrzymywać jakichkolwiek pieniędzy od totalitarnego rządu Białorusi ani żadnych instytucji państwowych. Po trzecie, nie ulega żadnym wątpliwościom, że nie może być także przedstawicielem służb. Ostatnim warunkiem powinno być wypuszczenie wszystkich więźniów politycznych z zakładów karnych w całej Białorusi.

Sporo tych wymagań. Wydaje się to niemożliwe do realizacji.

A czy naprawdę ktoś chce zobaczyć w Paryżu reprezentację Białorusi złożoną z dziesiątek oficerów białoruskiego KGB?!

Wierzy pan, że uda się coś w tej sprawie zdziałać?

Z tego co wiem, to takie stanowiska w MKOl przedstawiły już Polska i Ukraina. Mam nadzieję, że podobną perspektywę mają także przedstawiciele wielu innych państw europejskich. Liczymy, że Polska i Ukraina wezmą na siebie rolę liderów tej sprawy.

Ktoś może powiedzieć, że przecież sportowcy są w armii tylko po to, by dostawać wsparcie od państwa w przygotowaniach do igrzysk.

Niestety tak nie jest i oni są ważną częścią systemu totalitarnego. Najlepszym przykładem jest choćby Aleksiej Tałaj, który jest członkiem białoruskiej drużyny paraolimpijskiej w pływaniu, a jednocześnie bierze udział w deportacji ukraińskich dzieci z okupowanych terenów w Ukrainie na Białoruś. Jako olimpijczyk wykorzystuje logo olimpijskie, a zajmuje się zbrodniami wojennymi. Prosimy MKOl o reakcje, ale na razie nikt nie zdecydował się na interwencję.

Czy w obecnej sytuacji na Białorusi można jeszcze mówić o istnieniu realnej opozycji do Łukaszenki?

Tak i świadczą o tym działania służb Łukaszenki. Praktycznie co chwilę docierają do nas kolejne informacje o zatrzymaniach. W Wokłowysku zostało brutalnie zatrzymanych pięć osób, do podobnego zdarzenia doszło w Nowopołocku. Kilka dni temu skazano kobietę mającą trójkę dzieci na 11 lat więzienia - za to, że brała udział w ruchu oporu. Białorusini nie zaprzestali walczyć. Łukaszenko doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego wciąż trzyma w więzieniach tysiące więźniów politycznych i ciągle zatrzymuje kolejnych.

Dużo osób uciekło z Białorusi?

Dysponujemy wiarygodnymi danymi Radia Wolna Europa - od sierpnia 2020 roku z Białorusi wyjechało 500 tysięcy obywateli. Eurostat opublikował dane, że w ubiegłym roku z wnioskiem o legalny pobyt w Polsce wystąpiło 300 tysięcy Białorusinów. Jest więc jasne, że masowe represje, zwolnienia w zakładach pracy, inwigilowanie mediów społecznościowych sprawiło, że z kraju uciekło przynajmniej kilkaset tysięcy obywateli. Każdego mogą zatrzymać z błahych powodów i wsadzić do więzienia. To jest totalitarny system.

Jaka jest strategia opozycji białoruskiej?

Walczymy o połączenie trzech instrumentów sił. Pierwsze, to ruch oporu wewnątrz kraju. On może istnieć obecnie tylko w podziemiu i dlatego jest tym mocniej zwalczany przez Łukaszenkę. Po drugie, wsparcie Ukrainy i naszych wojowników walczących po stronie ukraińskiej z Rosją. Naszym strategicznym celem jest zwycięstwo Ukrainy w walce. Tego boi się Łukaszenko, bo wie, że w takim przypadku nie uniknie odpowiedzialności karnej za pomoc w tej wojnie. Trzecim celem jest zorganizowanie międzynarodowego wsparcia naszych działań. Chcemy, by nasi zachodni partnerzy wiedzieli jak mogą nam pomóc.

Jak ich do tego zachęcić?

Ostrzegamy ich, że na ich oczach znika naród białoruski, a kraj jest wchłaniany przez Rosję w sposób niemilitarny. Na Białorusi działa rosyjska propaganda, niszczona jest nasza narodowa kultura, ludzie są zatrzymywani także dlatego, że używają języka białoruskiego. 88 procent Białorusinów ma już problem z komunikacją w naszym ojczystym języku. Łukaszenka jest zainteresowany utrzymaniem choćby części władzy i nie ma dla niego znaczenia, że ceną może być suwerenność kraju.

Jak reagują na to władze innych państw?

Próbuję ich przekonać, że to Białoruś jest kluczem do rozwiązania problemów w Europie Wschodniej. Obawiam się, że bez pokonania Łukaszenki nie będzie pełnego zwycięstwa Ukrainy i trwałego bezpieczeństwa w tym regionie.

Nie boi się pan, że opozycja na Białorusi jest na tyle słaba, że obalenie Łukaszenki mogłoby sprawić, że Putin mógłby stawić swojego namiestnika, który zakończyłby jakiekolwiek marzenia o wolnej Białorusi?

Zdajemy sobie z tego sprawę i właśnie dlatego mówimy o konieczności zwycięstwa Ukrainy w wojnie z Rosją. Wtedy osłabimy Rosję i będziemy mogli rozpocząć rozmowy o przyszłość Białorusi. Chcę, by temat naszego kraju pojawiał się na międzynarodowych forach. Chcemy być podmiotem negocjacji. Mamy prezydenta elekta, mamy rząd na uchodźstwie, mamy Radę Koordynacyjną jako coś w rodzaju parlamentu. Mamy więc instytucje władzy i większość, która nas wspiera. Przed nami trudna walka, ale nie mamy wyboru. Na szali jest przyszłość kraju.

Mówi pan o tym, że większość Białorusinów popiera wasze działania? Przy takiej propagandzie to chyba nieosiągalne.

Badania socjologiczne prowadzone są w trudnych warunkach, ale nawet one pokazują, że większość Białorusinów jest przeciwko Łukaszence. Wiemy ile z nich jest gotowych walczyć o to, w tym pokładamy nadzieję. Ma pan jednak rację, że czas nie gra na naszą korzyść.

Dlaczego?

Wszystkie telewizje rosyjskie są nadawane na Białorusi, w propagandę medialną pompowane są miliardy, a my dostajemy zaledwie parę milionów na działalność informacyjną w kraju. Nie ma już niezależnej prasy, portali internetowych czy partii politycznych. Ostatnio skasowano 1300 organizacji pozarządowych. Sytuacja przypomina mi to, co działo się w latach 80. w Polsce. My też musimy się skupić na pracy w podziemiu. Niestety nikt z naszych sojuszników nie ma strategii jak pomagać opozycji na Białorusi.

Stawia pan bardzo poważne zarzuty prezydentowi Łukaszence. Czego one dotyczą?

Łukaszenka dopuścił się trzech zbrodni międzynarodowych. Pierwsze, czyli udostępnienie terytorium własnego państwa do agresji na inne niezależne państwo. Drugie, zbrodnie wojenne jak deportacje ukraińskich dzieci na teren Białorusi. Mój zespół zajmuje się zbieraniem danych na ten temat i wysłał już wniosek do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze.

Na co jeszcze macie dowody?

Trzecią zbrodnią jest przestępstwo przeciwko ludzkości. Zdaję sobie sprawę, że trudno w to uwierzyć, ale tylko od maja 2020 do maja 2023 roku aż 136 tysięcy ludzi padło ofiarami takich przestępstw. Takimi danymi dysponuje Centrum Prawa i Demokracji "Justice Hub". To daje podstawy, by nasi sąsiedzi zainicjowali sprawę w Trybunale w Hadze. Czwartej przesłanki, czyli ludobójstwa jeszcze nie ma, ale już w 2020 roku Łukaszenko dawał rozkazy, by strzelać do obywateli. 60 tysięcy przeszło przez zakłady karne. Potem rozpoczął wojnę hybrydową na granicy z Polską. Potem porwanie samolotu Ryanair. Na jaki kolejny krok Łukaszenki czekamy?

Podał pan liczbę 136 tysięcy ofiar. O jakich dokładnie przestępstwach mówimy?

Wliczają się w to ofiary zabójstw, gwałtów, przymusowych deportacji, wyroków politycznych. Wszystko to jest uznawane za przestępstwo przeciwko człowieczeństwu. Opracowywało to międzynarodowe grono prawników. To daje podstawę, by wysłać te wnioski do Hagi. Jesteśmy przekonani, że to mogłoby prowadzić do wydania nakazu aresztowania Łukaszenki.

Wcześniej sformułował pan zarzut przymusowej deportacji dzieci z terenów Ukrainy.

Udowodniliśmy, że ponad dwa tysiące dzieci z 15 okupowanych miast Ukrainy zostało przewiezionych do sześciu ośrodków na Białorusi. Wśród tych dzieci są sieroty. Teraz odbywa się ich indoktrynacja, zmiana poglądów. Mamy dowody na to, że w obecności tych dzieci proponuje się zamordowanie prezydenta USA Joe Bidena czy Wołodymyra Zełenskiego. Dowody na taką działalność znajdują się w Hadze.

Społeczność międzynarodowa wciąż wydaje się jednak mało zaangażowana w tę sprawę.

Laureat ubiegłorocznej Nagrody Nobla Aleś Bialacki odsiaduje właśnie wyrok 10 lat więzienia. Czy ktoś o tym pisze? Świat jakby przestał się nami interesować. Ludzie znikają z więzień i nikt nie wie, co się z nimi stało. Ja myślę o więźniach politycznych szczególnie mocno, bo wśród odsiadujących sześcioletni wyrok jest mój kuzyn Anatolij Łatuszka.

Wielu działaczy zniknęło 200 dni temu i nie mamy żadnego sygnału od nich. Oni zamknięci są zazwyczaj w pokojach 2x3 metra bez okna i prawa do wyjścia, bez pomocy medycznej i możliwości otrzymywania paczek. Na łóżku drewnianym mogą spędzać tylko sześć godzin dziennie, resztę muszą siedzieć na podłodze.

Więźniowie polityczni na Białorusi mają na strojach specjalne żółte naszywki, a w więzieniach są traktowani gorzej niż kryminaliści. Oni są uznawani za ekstremistów - są torturowani i umierają. Przykład z ostatnich miesięcy, malarz Aleś Puszkin zginął w więzieniu, bo nie udzielono mu pomocy. Maria Kolesnikowa trafiła na intensywną terapię po tym, co spotkało ją w więzieniu. Podaję przykłady tylko powszechnie znanych ludzi na Białorusi.

Oglądał pan film "Zielona granica"?

Wszyscy mnie o to pytają, ale nie oglądałem.

A jaką ma pan opinię na temat działań na polsko-białoruskiej granicy związanych z masowym napływem migrantów i próbą sforsowania granicy?

To sprawa Kremla, przy której Łukaszenka jest malutki. W 2021 roku roku, na dwa miesiące przed akcją z migrantami na granicy w Kuźnicy, dostaliśmy informację, że taka akcja służb specjalnych jest przygotowywana. Organizował to specjalny pododdział białoruskiej straży granicy, przeznaczony do specjalnych akcji, oczywiście przy współpracy z KGB. Ta akcja miała dwa cele - po pierwsze, uznanie Łukaszenki za prezydenta po ostatnich wątpliwych wyborach, a drugie, to zmuszenie krajów europejskich do rezygnacji z sankcji na Białoruś. Putin chciał z kolei sprawdzić jak poradzi sobie NATO w przypadku chaosu na granicy.

Problem wciąż nie został jednak rozwiązany.

Po ostatnim ultimatum ministrów spraw wewnętrznych Polski, Litwy, Łotwy i Estonii, Łukaszenka zmniejszył ataki na granicy z Polską i Litwą, ale zwiększył na Łotwę. On postrzega, że ten kraj jako najsłabszy element granicy NATO. Tam nie ma przygotowanych zapór, jest duża społeczność rosyjska. To wstęp do kolejnej wojny, która właśnie się rozpoczyna.

Co to znaczy?

Łukaszenkowska propaganda zaczęła w internecie publikować wypowiedzi Łukaszenki w języku polskim. Wszystko po to, by docierać do Polski ze swoją propagandą. Białoruś ma aspiracje, by wpływać na politykę wewnętrzną Polski. Moim zdaniem nic nie ugra, ale sam fakt podejmowania prób jest już alarmujący.

Rozmawiał Mateusz Puka, WP SportoweFakty
Czy Rosjanie na igrzyska pojadą nafaszerowani dopingiem? >>
Justyna Święty-Ersetic. Na początku były łzy >>

Źródło artykułu: WP SportoweFakty