Patrząc na nasz dorobek medalowy w Pekinie, z rozrzewnieniem wspominamy igrzyska olimpijskie w Vancouver (2010) oraz Soczi (2014). Podczas rywalizacji w Kanadzie Polska zdobyła brązowy medal w wyścigu drużynowym w składzie: Katarzyna Bachleda-Curuś, Katarzyna Woźniak, Luiza Złotkowska. Wówczas był to pierwszy "krążek" w łyżwiarstwie szybkim dla naszego kraju od 50 lat, kiedy w Squaw Valley po medale w wyścigu na 1500 metrów sięgnęły Elwira Seroczyńska i Helena Pilejczyk (odpowiednio srebro i brąz).
Prawdziwa medalowa kumulacja nastąpiła jednak w Soczi. Zbigniew Bródka zdobył złoto na 1500 metrów, wyprzedzając drugiego Holendra Koena Verweija o 0,003 sekundy. Do tego nasze panie sięgnęły po srebro w zawodach drużynowych (skład z kosmetyczną zmianą w porównaniu do Vancouver - Natalia Czerwonka jechała w finale, Katarzyna Bachleda-Curuś była rezerwową). Udane igrzyska zwieńczył brąz drużynowy panów (Oprócz Zbigniewa Bródki w składzie byli Konrad Niedźwiedzki oraz Jan Szymański).
Nasi łyżwiarze sięgali po najwyższe laury, mimo że w Polsce nie było dobrych warunków do treningów. Panczeniści nie mieli nawet do swojej dyspozycji lodowiska z zadaszeniem. Nasi zawodnicy mogli trenować pod dachem tylko za granicą, a to z kolei wiązało się z ogromnymi kosztami.
ZOBACZ WIDEO: Historyczny wynik polskich saneczkarzy. "Cieszy nas ładna jazda, czyste przejazdy"
- Jak nie ma lodowiska, to trzeba trenować na suchym lodzie, czyli na desce. Zawodnicy ćwiczą na nich ślizgi podobne do tych, które wykonuje się na łyżwach - opowiadał dziennikarzom TVN24 Mieczysław Szymajda, trener Zbigniewa Bródki.
Dopiero pod koniec 2017 roku do użytku została oddana wielofunkcyjna hala w Tomaszowie Mazowieckim, więc wreszcie przez cały rok nasza reprezentacja miała swój domowy obiekt.
Mimo bardzo dobrych warunków do treningu i olbrzymiej wygody w porównaniu z poprzednimi latami, nasi łyżwiarze nie wywalczyli medalu zarówno na igrzyskach w Pjongczangu, jak i w Pekinie. Oczywiście złożyło się na to wiele czynników, ale wydawało się, że po Soczi dobry poziom medalowy się utrzyma. Mamy przecież utalentowanych zawodników. Sport jednak zweryfikował wszystko.
W Pekinie najbliżej olimpijskiego podium był Piotr Michalski, który zajął 5. miejsce w wyścigu na 500 metrów oraz 4. na 1000 metrów. Chyba można było liczyć na lepszy występ Kai Ziomek oraz Angeliki Wójcik. W wyścigu na 500 metrów zajęły odpowiednio 9. i 11. miejsce. Nadzieje medalowe przed igrzyskami były uzasadnione, ale niestety trzeba czekać kolejne cztery lata na sukcesy polskich panczenów na najważniejszej imprezie sportowej.
Czytaj także:
Skandaliczne sceny w Pekinie. "Trenerka ciągnęła ją, była agresywna"
Brąz i słabszy występ na dużej skoczni. "To kwestia kilku centymetrów"