Jeszcze kilkanaście dni temu Paryż był gospodarzem igrzysk olimpijskich, a już w środę (28 sierpnia) stolica Francji będzie gościła paraolimpijczyków. Na ten dzień zaplanowano ceremonię otwarcia imprezy czterolecia.
Ta, tak samo jak w przypadku igrzysk olimpijskich, nie będzie się odbywać na stadionie. Sportowcy pomaszerują od Łuku Triumfalnego przez Pola Elizejskie na plac Zgody. W tym wydarzeniu ma brać udział ok. 50 tysięcy widzów.
Ceremonia rozpocznie się o godzinie 20:00. I tu się zaczyna problem. Dla wielu polskich sportowców, którzy następnego dnia wcześnie rano mają zaplanowane starty, pora ta jest zbyt późna. W efekcie rezygnują z obecności na tym wydarzeniu.
ZOBACZ WIDEO: Muzyka z Harry'ego Pottera i miotła. Kabaret, jak przywitali gwiazdora
- To zbyt forsujące. Nie zdążymy wypocząć, a następnego dnia trzeba być w formie. Obejrzymy ceremonię na telebimach w wiosce. Trudno, może za cztery lata w Los Angeles układ startów będzie dla nas bardziej łaskawy - mówił Damian Iskrzycki, zawodnik bocci.
W informacji prasowej Polskiego Komitetu Paralimpijskiego można znaleźć wypowiedź Romualda Schmidta, szefa misji paraolimpijskiej, który ma jasne zdanie ws. obecności polskich sportowców na ceremonii otwarcia.
- Nikt, kto startuje następnego dnia po ceremonii, nie powinien w niej iść. Ale w przypadku zawodników bocci dochodzi do tego jeszcze fakt, że oni potrzebują dużo więcej czasu na wykonanie zwykłych życiowych czynności - powiedział.
Zawodnicy bocci nie są jedynymi, których nie zobaczymy na otwarciu igrzysk. W tym gronie są m.in. parabadmintoniści (m.in. Bartłomiej Mróz), kulomioci (Lech Stoltman i Damian Ligęza) czy też Róza Kozakowska specjalizująca się w rzucie maczugą.
Mimo tego Polska na ceremonii otwarcia będzie miała ok. 80 przedstawicieli (oprócz sportowców będą też działacze i trenerzy).
Zobacz także:
Ujawniono listę polskich działaczy w Paryżu. Kto zapłacił za jej pobyt?