Z Paryża - Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Trzy lata temu nasze sztafety 4x400 metrów zdobyły na igrzyskach złoto i srebro. Teraz za sukces jest postrzegany sam awans drużyny mieszanej i ewentualny kobiecej do finału. To my zrobiliśmy regres, czy świat tak mocno odjechał?
Aleksander Matusiński, trener polskich sztafet 4x400 metrów: Finały obu drużyn faktycznie będą mogły być uznane jako sukces. Ale to nie tak, że zrobiliśmy regres. Ostatnio na mistrzostwach Europy nasza sztafeta kobieca pobiegła piąty wynik w historii naszej dyscypliny, a zajęła dopiero szóste miejsce. Świat bardzo mocno poszedł do przodu, a większość naszych zawodników - poza Natalią Kaczmarek - nie zrobiła wielkiego progresu.
Po igrzyskach sztafety mogą mieć jeszcze większy problem, bo te igrzyska mogą być pożegnaniem dla kilku kadrowiczek.
Na razie skupiamy się na tym, co będzie się działo w Paryżu. Każde igrzyska to naturalna wymiana pokoleń, w sporcie to normalne, bo nie można wymagać od zawodników, by przez 10 lat co roku bili rekordy życiowe. Problem w tym, że na razie kolejne pokolenie nie jest gotowe do przejęcia odpowiedzialności.
Mówi pan, że podczas ostatniego zgrupowania miał okazję do zrobienia testów naszym reprezentantkom ze sztafety 4x400 metrów. Drużyna wypadła lepiej, czy jednak gorzej niż trzy lata temu przed igrzyskami w Tokio?
Przed poprzednimi igrzyskami znakomite wyniki uzyskiwała Ania Kiełbasińska, a teraz jednak większość zawodniczek uzyskuje słabsze wyniki niż ona trzy lata temu. Dla mnie ważniejsze jest to, że obecne wyniki zawodniczek są lepsze niż podczas czerwcowych mistrzostw Polski.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Wskazała powód porażki Świątek. "Nie do końca jej się to udało"
Czy chce pan powiedzieć, że sytuacja naszej sztafety kobiecej jest znacznie trudniejsza niż trzy lata temu?
Jeśli Natalia Kaczmarek zakwalifikuje się indywidualnie do finału 400 metrów, to faktycznie sytuacja będzie znacznie trudniejsza, bo w takim przypadku Natalia nie pomoże naszej sztafecie kobiecej w eliminacjach. To oczywiście zmniejszyłoby nasze szanse. Umówiliśmy się, że Natalia będzie do mojej dyspozycji dopiero po zakończeniu startów indywidualnych. Eliminacje 4x400 metrów są tego samego dnia, co finał 400 metrów. Szczerze mówiąc życzę sobie jednak takich problemów, bo chcę, by podopieczna Marka Rożeja odniosła tutaj wielki sukces indywidualny.
Zna pan już skład, w jakim 9 sierpnia pobiegnie nasza kobieca sztafeta?
Nie jestem w stanie tego powiedzieć. Mamy jeszcze dwa treningi biegowe i dopiero po tych zajęciach zdecyduję, które zawodniczki wystawię w sztafecie. Poziom naszych dziewczyn jest bardzo wyrównany i nie mamy żelaznego składu. Zebranie będziemy mieli w piątek przed startem. Do tego czasu wszyscy mają być w gotowości.
Jak pan ocenia piątkowy start eliminacyjny naszej sztafety 4x400 metrów i awans do finału?
Każdy z trenerów jest bardzo zadowolony, bo drużyna osiągnęła cel. Przyjechaliśmy tu, by awansować do finału. Po tym biegu trudno się do czegoś przyczepić.
Jest panu smutno, że Natalia Kaczmarek zrezygnowała ze startu w sztafecie mieszanej i nie wspomoże jej w finale?
Oczywiście, że jest mi smutno. Podkreślam jednak, że doskonale rozumiem powody tej decyzji i szanuje je. Pewnie na miejscu trenera Rożeja i samej Natalii zachowałbym się dokładnie tak samo. Trzeba pamiętać, że Natalia będzie walczyła o spełnienie swoich marzeń, a ostatnie starty pokazały, że ma na to duże szanse. Odpuszczenie sztafety mieszanej to była ich decyzja.
Czy po wyścigu eliminacyjnym próbował pan podjąć negocjacje, by zawodniczka i jej trener zmienili decyzję?
Natalia już ogłosiła decyzję i wyjaśniła jej powody. Nie będę jej teraz mieszał w głowie. Ona w tym momencie potrzebuje spokoju, a ja nie zamierzam jej przeszkadzać w realizacji marzeń.
Obawia się pan krytyki, gdy ostatecznie żadnej ze sztafet nie uda się zdobyć podczas igrzysk medalu?
Gdybym obawiał się krytyki, to już dawno bym tego nie robił. Radzę jednak wszystkim "komentatorom”, by wstali z kanap i zrobili cokolwiek dla polskiego sportu. Wtedy zobaczą, z jakim wiąże się to wysiłkiem. Proszę pamiętać, że ci zawodnicy trenują na pełnych obrotach od 15. roku życia właśnie po to, by znaleźć się na igrzyskach.
Rozpoczął pan już negocjacje z zawodniczkami, by nie kończyły karier po igrzyskach w Paryżu?
Z nikim nie negocjuję i nie będę negocjował. Mam świadomość, że starsze zawodniczki są spełnione sportowo i mają prawo do swoich wyborów. Nie naciskam, nie pytam, bo uznaję ich prawo do tego, by zakończyły przygodę ze sportem na własnych warunkach. Nie będę żadnej z zawodniczek układał życia.
Doskonale zna pan zawodniczki ze sztafety 4x400 metrów. Skąd w ostatnich latach wzięła się plaga kontuzji? Większość pań przez ostatnie lata głównie walczyła z właśnie z urazami.
Proszę mi pokazać zawodniczkę, który jest na topie przez 10 lat i nie ma problemu z kontuzjami. Dla przykładu Justyna Święty-Ersetic zdobyła w trakcie kariery kilkanaście medali na imprezach międzynarodowych. Podobnie Iga Baumgart-Witan, Małgorzata Hołub-Kowalik, Anna Kiełbasińska. Sport wyczynowy to naprawdę ciężka praca fizyczna.
Czy gdyby wyjechał pan z Paryża bez medalu, to będzie się pan zastanawiał nad dalszym sensem pracy w roli trenera sztafety 4x400 metrów?
Jeśli przegralibyśmy po walce, a każda z zawodniczek zrobi wszystko, co w jego mocy, a ja dobrze ułożę sztafetę, to raczej nie będę się zastanawiał. Gdyby jednak zawodniczki pobiegli poniżej możliwości, a ja popełniłbym błędy, to pewnie będę się zastanawiał. Jestem jednak optymistą i wierzę w finał sztafety kobiet.
Czytaj więcej:
Fibak o Świątek: Była inna
Najgorszy scenariusz. Polacy rozbici
Kaczmarek jest świetna , ale do sztafety musi mieć dobre partnerki.
Mamy dwie bardzo dobre juniorki, już pobiegły poniżej 53 sekundy.
I dwie jeszcze lepsze juniorki młodsze. Czytaj całość