Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Coraz częściej pojawiają się głosy, że niedługo może pan pójść drogą Aleksandra Kwaśniewskiego, który też zaczynał jako szef PKOl, a potem wszedł do wielkiej polityki. Co pan na to?
Radosław Piesiewicz, prezes PKOl: Aleksander Kwaśniewski to jeden z najlepszych prezydentów w historii Polski, jego żona znakomicie poradziła sobie z rolą pierwszej damy. Na pewno jest wzorem do naśladowania. Ja jednak nie mam pomysłu, by być prezydentem.
Zapewne nie wyklucza pan jednak kariery polityka. Ostatnio jest o panu bardzo głośno?
Trzeba się z tego cieszyć, bo to oznacza, że PKOl jest wreszcie rozpoznawalną organizacją, a moja osoba wzbudza emocje. Staram się wykonywać swoją pracę najlepiej, jak potrafię, a to, że wzbudzam emocje, to chyba dobrze. Na razie nie chcę rozmawiać o tym, co będzie po igrzyskach.
Na pewno nie ma pan ambicji, by kiedyś byś prezydentem Polski?
Na ten moment w ogóle się nad tym nie zastanawiam. Po igrzyskach wiele rzeczy może się zmienić. Obecnie najważniejsze jest to, by zrobić wszystko, by te igrzyska były udane dla naszych sportowców. Otworzyliśmy choćby Dom Polski, a już teraz widzę, że to jest nasz sukces.
ZOBACZ WIDEO: "Pod Siatką". Nastroje dopisują. Zobacz ostatnie dni przed igrzyskami od kulis
Nie uważa pan, że umieszczanie się na billboardach promujących igrzyska w Paryżu wraz ze sportowcami jest stosowne? Przecież to zawodnicy, a nie pan są głównymi bohaterami igrzysk.
Wszyscy jesteśmy jedną drużyną, a jeśli jeden ze sponsorów życzył sobie mnie na billboardach, to ja postanowiłem spełnić tę prośbę. Jestem człowiekiem, który wraz ze swoim zespołem tworzy wszystko w PKOl, jestem twarzą tej organizacji i był to dla mnie honor, że mogłem stanąć obok naszych wspaniałych sportowców. Poza tym udało się spełnić cel marketingowy, bo zasięgi wspomnianego sponsora bardzo radykalnie urosły. Jestem dumny, że znalazłem się na billboardach i nie żałuję tej decyzji.
Ostatnio sporo komentarzy powstało po dość kontrowersyjnym zdjęciu z 17-letnią Anastazją Kuś, na którym trzymał pan młodą biegaczkę za biodro.
Boję się o stan osób, które widziały w tym zdjęciu cokolwiek niestosownego. To najnormalniejsze zdjęcie na świecie. Jeśli ktoś widzi w nim coś innego, to dla mnie jest to powód do niepokoju o zdrowie takiej osoby. Naprawdę proszę o rozsądek w takich sprawach.
Dużo mówi się także o wypowiedzi pana, w której sugerował pan, że Hubert Hurkacz powinien mimo kontuzji wyjść na kort w Paryżu, a w ten sposób umożliwić grę Janowi Zielińskiemu. Żałuje pan tych słów?
Nie powiedziałem nic złego o Hubercie Hurkaczu. Szanuję jego decyzję, ale osobiście jej nie rozumiem. Każdy w Polsce może mieć na ten temat swoje zdanie, ja także. Życzę Hubertowi jak najszybszego powrotu do zdrowia, ale żałuję, że nie przyleciał do Paryża ze względu na Jana Zielińskiego i Igę Świątek. Ten duet w mikście miał szansę na medal.
Czy po ostatnich kontrowersyjnych wypowiedziach brał pan pod uwagę schowanie się w cień?
Nie mam zamiaru się chować. Przez cały czas trwania igrzysk będę dostępny dla mediów. Cieszę się, że media zaczynają się mną interesować. Rozgłos na pewno pomoże całej organizacji w przyszłości. Podobnie zresztą było w koszykówce, bo gdy przychodziłem do PZKosz, to ta dyscyplina była na marginesie i nikt szczególnie się nią nie interesował. Dzisiaj jesteśmy na topie i jesteśmy już chyba tylko za piłką nożną i siatkówką. Jeszcze nie tak dawno nikt o tym nie myślał.
Dzisiaj jest pan jedną z twarzy PKOl. Rozumiem, że weźmie pan odpowiedzialność za wyniki naszej kadry, nawet jeśli będą one słabsze niż obecnie zakładamy?
Jako prezes PZKosz odpowiadam za wynik naszej reprezentacji olimpijskiej w koszykówce 3x3. Mam tam wpływ na szkolenie koszykarzy i funkcjonowanie kadry. Za wszystkie rzeczy związane z wynikami sportowymi odpowiada jednak ministerstwo sportu oraz każdy z prezesów poszczególnych związków sportowych. Jako prezes PKOl robię z kolei wszystko, by nasi zawodnicy mieli podczas igrzysk pełen komfort, dopiąłem projekt Domu Polskiego i zapewniłem sportowcom klimatyzację w pokojach. Na liczbę medali nie mam jednak żadnego wpływu.
We wtorek w siedzibie PKOl odbyło się spotkanie z chodziarzami Dawidem Tomalą i Agnieszką Ellward, którzy w ostatniej chwili dowiedzieli się, że nie jadą do Paryża. Nie uważa pan, że – podobnie jak inni rezerwowi w wyścigach sztafetowych - powinni być włączeni do kadry olimpijskiej?
Wysłuchałem obu stron, jednak w kwestii składu reprezentacji poszczególnych dyscyplin, to opinia władz federacji jest kluczowa.
W tle igrzysk toczy się zaciekły spór pomiędzy władzami polskiego badmintona, a ministrem Nitrasem. PZBad oskarża ministra o fałszywe wypowiedzi godzące w wizerunek organizacji i działania, które mogą utrudnić szkolenie zawodników. Co pan sądzi o tej sprawie?
Przyjdzie czas, by dyskutować na takie tematy. Na razie jednak skupmy się na igrzyskach i wspomagajmy naszych sportowców w sięganiu po medale.
Czy to znaczy, że pan również ma pretensje do ministra sportu?
Dzisiaj jednak najważniejsza jest jedność reprezentacji olimpijskiej i dążenie do wspólnego celu. Na podsumowanie pracy ministerstwa będzie jeszcze czas.
W przestrzeni publicznej wielokrotnie był pan wiązany z poprzednią partią rządzącą, czyli PiS. Utożsamia się pan z tą partią?
Nie jestem politykiem, ale widzę, że szufladkowanie jest domeną państwa dziennikarzy. A dlaczego nie PO, czy Lewica? Rozmawiam z każdym, także z politykami, by PKOl mógł funkcjonować tak, jak sobie życzymy tego my i nasi sportowcy.
Choćby dlatego, że został pan nominowany na stanowisko szefa PKOl w momencie rządów tej partii.
To nie ja wybierałem termin wyborów na prezesa PKOl, a przecież zawsze jakaś partia jest u władzy. Czy gdyby wybory odbyły się dziś, a ja bym je wygrał, to byłbym utożsamiany z PO? Nie należę jednak do żadnej partii i jestem przede wszystkim sprawnym menedżerem.
Rozmawiał Mateusz Puka, WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Mniej pieniędzy na reprezentację
Komisja Ligi poszła Legii na rękę