Na przestrzeni lat zgarnął aż sześć Trofeów Veziny, co czyni go jednym z najwybitniejszych bramkarzy w dziejach NHL. "Dominator", jak go nazywają, przyszedł na świat 29 stycznia 1965 roku w Pardubicach leżących wówczas na terenie Czechosłowacji, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Polską. W dokumentach miał wpisane nazwisko Kaštánek, ale jego rodzice, Alois i Maria, niedługo później się rozwiedli, a kobieta wyszła za mąż za Jana Haška, który przysposobił chłopaka. To właśnie ojczym zabrał pięcioletniego Dominika nad zamarznięte jezioro, gdzie późniejszy as światowych lodowisk miał po raz pierwszy styczność z hokejem. Dzieciak szybko wkręcił się w temat, a miłość do dyscypliny pielęgnował w nim też dziadek, który zabierał go na mecze Tesli Pardubice. Na Dominiku największe wrażenie robili wówczas bramkarze, Miroslav Lacký i Jiří Crha, więc to na nich się wzorował, kiedy jako sześciolatek rozpoczął treningi w lokalnym klubie.
- Strój bramkarza wyglądał zupełnie inaczej niż dziś. Ciężko to sobie nawet wyobrazić - mówi wywiadzie dla idnes.cz. - Głowa była dość dobrze chroniona, ale oberwanie w inne miejsca kończyło się potwornym bólem. Mam na myśli szczególnie obojczyki i łokcie. Problematyczne okazywały się też spodnie, które nie były skrojone typowo pod bramkarza, więc kiedy dostałeś krążkiem w miednicę, wyłeś z bólu.
Młody i zdolny
Nastoletni Dominik Hašek był tak genialnym golkiperem, że młodzieżowe zespoły z nim w składzie wydawały się niemal niemożliwe do pokonania. Już jako trzynastolatek został powołany do kadry narodowej U-16, a niedługo później wystąpił w turnieju w Togliatti, gdzie zgarnął nagrodę dla najlepszego bramkarza. W grudniu 1981 roku stał się natomiast numerem jeden w seniorskiej drużynie swojego klubu, Tesli Pardubice, po tym jak jego dwaj starsi koledzy z różnych powodów znaleźli się poza grą.
- To spadło na mnie niczym grom z jasnego nieba - dodaje. - Oczywiście w pozytywnym sensie. Sprawy potoczyły się niezwykle szybko. Ledwie obejrzałem się za siebie, a już stałem w bramce. Miałem wtedy szesnaście lub siedemnaście lat. Musiałem jeszcze chodzić do szkoły, gdyż akurat kończyłem liceum. Grałem w lidze, a niedługo później pojechałem na mistrzostwa świata.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można im pozazdrościć. Bajeczny urlop dziennikarki i piłkarza
Tesla Pardubice
W rodzinnych Pardubicach "Dominator" zabawił do aż 1989 roku, kiedy to poszedł w kamasze i przeniósł się do wojskowego klubu - Dukli Igława. Pierwszym bramkarzem Tesli był natomiast od sezonu 1983/1984. Wtedy właśnie zajął miejsce Jaroslava Radvanovský'ego. Z klubem sięgnął po dwa tytuły mistrza Czechosłowacji, a w międzyczasie rozgościł się między słupkami bramki reprezentacji narodowej, z którą wywalczył srebro (1983) i dwa brązy (1987, 1989) mistrzostw świata. Natomiast igrzyska olimpijskie w Calgary w lutym A.D. 1988 poszły zupełnie nie po jego myśli. Nie dość, że Czechosłowacja w słabym stylu zajęła szóste miejsce, to Hašek walkę o prymat między słupkami przegrał z Jaromírem Šindelem.
- Lata spędzone w Pardubicach uważam za fantastyczny okres w moim życiu - twierdzi. - Mieliśmy znakomity zespół, który sporo wygrał. Dwa razy sięgnęliśmy po mistrzostwo kraju, bawiliśmy się hokejem i czerpaliśmy z tego mnóstwo frajdy. Oczywiście patrząc wstecz dochodzę do wniosku, że mogliśmy odnieść jeszcze więcej sukcesów, ale jednak dawaliśmy z siebie wszystko i to właśnie wtedy gra w hokeja sprawiała mi największą przyjemność. Kiedy pewnego razu trener dał nam wolne z okazji świąt, wybłagaliśmy z chłopakami u masażysty klucze od lodowiska i urządziliśmy sobie tajny trening.
Draft NHL
W roku 1983 Dominik Hašek stał się nie tylko najmłodszym zawodnikiem w dziejach hokejowej kadry Czechosłowacji, ale trafił również do... draftu NHL! Z numerem sto dziewięćdziesiątym dziewiątym wybrali go Chicago Blackhawks, o czym sam zainteresowany dowiedział się po około dwóch miesiącach. O wyjazd za ocean nie zabiegał wtedy jednak ani on sam, ani jego potencjalny klub w USA. Tymczasem z miesiąca na miesiąc zyskiwał rozgłos nie tylko dzięki swoim popisom w bramce.
- Nie byłem liderem klasyfikacji w liczbie minut spędzonych na ławce kar, ale często karano mnie za niesportowe zachowanie - opowiada w wywiadzie przeprowadzonym przez Tomáša Zatloukala. - Ciężko mi nawet wytłumaczyć, dlaczego dochodziło do takich sytuacji z moim udziałem. Pewnego razu groziłem sędziemu kijem, ale wtedy mojemu zespołowi nie szło zbyt dobrze, a ja byłem charakternym dwudziestolatkiem. Wiem, że większość tych zachowań to zupełny brak odpowiedzialności z mojej strony. Dostałem nawet dwa mecze zawieszenia - jeden od ligi i jeden od klubu. Dwudziestoletni chłopak często robi głupoty. Takie są prawa młodości. Zdecydowanie nie jestem dumny ze swoich występków i cieszę się, że ostatecznie nikt przeze mnie nie ucierpiał.
Aksamitna rewolucja
Pobyt Haška w Igławie zbiegł się z aksamitną rewolucją, która doprowadziła w kraju do obalenia tzw. demokracji ludowej i zapoczątkowała szereg reform politycznych, społecznych i gospodarczych. To dotyczyło również sportowców, w tym hokeistów, dla których kariera w NHL nagle przestała wydawać się niemal niemożliwa.
- Każdy, kto nie mieszkał w Pradze, niewiele wiedział na temat tego, co się tam dzieje - wspomina. - Informacje zaczęły do nas docierać z telewizji. Miałem w koszarach swoją škodę, więc razem z Františkiem Kučerą, Milanem Kastnerem i Tomášem Sršeňem pojechaliśmy zobaczyć, co się dzieje na Wacławiaku. Byłem hokeistą, ale zdawałem sobie sprawę ze zmian i kiedy mogłem, to chciałem być tego częścią.
Buntownik
Czas pobytu "Dominatora" w Igławie był krótki, lecz intensywny. Legendarny golkiper zasłynął tam przede wszystkim odmową występu w spotkaniu z Teslą Pardubice i wyrzuceniem koszulki Dukli do kosza na śmieci. Dziś, w dobie internetu oraz mediów społecznościowych, zapewne zastanowiłby się dziesięć razy przed zrobieniem czegoś takiego, ale wtedy czasy były zupełnie inne.
- Nie wstydzę się tego, co zrobiłem - zarzeka się. - Przeciwnie - jestem z tego dumny. Oczywiście ta koszulka w koszu to przykra sprawa, ale najzwyczajniej w świecie odezwały się we mnie emocje i dlatego zrobiłem takie głupstwo. Całkowicie rozumiem ludzi, którzy całe życie byli związani z tym klubem i poczuli się moim zachowaniem dotknięci.
Chicago Blackhawks
W roku 1990 "Dominator" wywalczył z Czechosłowacją swój trzeci brąz MŚ, po czym znalazł się wreszcie tam, gdzie powinien być już od dawna, czyli w NHL. Trafił do Chicago Blackhawks - klubu, który siedem lat wcześniej wybrał go w drafcie z bardzo odległym numerem. "Jedynką" między słupkami bramki ekipy z "Wietrznego Miasta" był jednak Ed Belfour, więc Hašek przez dwa sezony stacjonowania w stanie Illinois tylko okazjonalnie pojawiał się na tafli Chicago Stadium. W rozgrywkach 1991/1992 Czarne Jastrzębie dotarły tymczasem do finałów ligi, gdzie uległy 2-4 w serii przeciwko St. Louis Blues.
- Chicago to duże miasto, w którym na dodatek jest wiele zawodowych klubów w różnych dyscyplinach - tłumaczy. - Oczywiście istniałem w świadomości kibiców jako zawodnik ich drużyny i kiedy pojawialiśmy się gdzieś całym zespołem, to panował wokół nas wielki szum, ale prywatnie byłem w zasadzie całkowicie anonimowy. Rozpoznawali mnie co najwyżej w restauracjach, w których często bywaliśmy jako team.
Buffalo Sabers
Sytuację pochodzącego z Pardubic bramkarza zmieniły dopiero przenosiny do Buffalo Sabers. Tam "Dominator" skorzystał na kontuzji Granta Fuhra i został pierwszym golkiperem. W barwach Szabli w roku 1994 Hašek odebrał swoje pierwsze Trofeum Veziny, przyznawane od 1927 roku najpierw bramkarzowi, który stracił najmniej goli, a później temu najlepszemu, wybieranemu przez dyrektorów generalnych poszczególnych ekip NHL. Reprezentant Czech wpuszczał wówczas zaledwie 1,95 bramki na mecz, co jest najlepszym wynikiem w jego karierze.
- Buffalo to zupełnie inna historia niż Chicago - mówi. - W mniejszych miastach zawsze panuje bardziej rodzinna atmosfera, więc hokeiści zawsze znajdowali się w centrum uwagi. Po drugim sezonie w Sabers byłem znany w całym Buffalo, a być może i w całej Kanadzie. W USA znali mnie natomiast troszkę mniej, w szczególności na obszarach, gdzie nie było żadnego klubu NHL. Jakoś w okolicach 1994 roku przylgnął też do mnie pseudonim "Dominator".
Rozrabiaka
"Dominator" w barwach Sabers Trofeum Veziny zdobył jeszcze pięciokrotnie (1995, 1997-99 i 2001), dokładając do tego po dwa Trofea Harta i Trofea Teda Lindseya (1997 i 1998), przyznawane MVP ligi wybieranemu odpowiednio przez członków Stowarzyszenia Zawodowych Dziennikarzy Hokejowych i członków NHLPA. Szable z nim w składzie w sezonie 1997/1998 dotarły aż do finałów, jednak tam przegrały serię z Dallas Stars 2-4. Hašek, jeśli akurat nie był kontuzjowany, na lodowisku zawsze dawał z siebie wszystko. Fani tymczasem albo go uwielbiali, albo wręcz nie znosili. Czech nie należał bowiem do grzecznych chłopców i lubił się wikłać w różne nieciekawe historie. Popadł w konflikt z trenerem Sabers - Tedem Nolanem, pobił dziennikarza Jima Kelley'ego oraz został przyłapany na prowadzeniu samochodu pod wpływem alkoholu. Szczególnie to ostatnie zdarzenie przyciągnęło uwagę mediów nie tylko w Stanach Zjednoczonych i Kandzie.
- W tamtych czasach internet w Czechach właściwie nie istniał - wspomina. - Ja po raz pierwszy miałem z nim styczność w USA, ale i tak działał wtedy bardzo wolno. Wpisywałeś adres strony i mogłeś wyjść do toalety w oczekiwaniu na to aż treści się załadują. Takie rzeczy miały miejsce w Ameryce, więc najzwyczajniej w świecie nie miałem pojęcia, co na ten temat pisano w Czechach. W USA ta sprawa przez kilka dni gościła na pierwszych stronach gazet. Pamiętam, że zapytano mnie czy mam problem z alkoholem, a ja palnąłem coś w stylu: "jeśli ja go mam, to połowa zawodników NHL jedzie na tym samym wózku". Oczywiście moja odpowiedź wywołała mnóstwo negatywnych reakcji.
Mistrz olimpijski
Jeśli chodzi o reprezentację Czech, Dominik Hašek największy sukces fetował oczywiście podczas igrzysk olimpijskich w Nagano w 1998 roku, kiedy to nasi południowi sąsiedzi wywalczyli złoty medal, a on sam był jednym z bohaterów ekipy pod wodzą Ivana Hlinki. "Dominator" w całym turnieju wpuścił zaledwie sześć goli, z czego tylko dwa rundzie finałowej. To jego skuteczne interwencje w serii rzutów karnych przeciwko Kanadzie dały Czechom przepustkę do meczu o złoto, w którym pokonali oni 1:0 Rosję. Dzięki swojej postawie w Japonii Hašek stał się w ojczyźnie niezwykle popularny. "Dominator" ma w dorobku również olimpijski brąz z Turynu z roku 2006, ale tam z powodu kontuzji rozegrał zaledwie kilka minut.
- Podejrzewałem, że przez jakiś czas zainteresowanie moją osobą będzie wzmożone, ale przez około dwa lata w Czechach panowało istne szaleństwo - kontynuuje. - To było dla mnie aż zbyt wiele. Pamiętam jak pewnego razu powiedziałem mojej żonie, że mam już tego dość, że nigdy nie dam już żadnego autografu, i że chyba czas przestać się pokazywać na mieście. To był naprawdę trudny okres zarówno dla mnie, jak i dla mojej rodziny. Wydawało mi się, że jestem pod ciągłą obserwacją i miałem nawet myśli, żeby po prostu zakończyć karierę.
Detroit Red Wings
Puchar Stanleya to trofeum, za które każdy hokeista dałby się pokroić. Marzenie Dominika Haška o triumfie w lidze NHL spełniło się w sezonie 2001/2002, czyli tuż po tym jak został oddany przez Buffalo Sabers do Detroit Red Wings w zamian za Wiaczesława Kozłowa oraz wybór w pierwszej rundzie draftu A.D. 2002. Skrzydła dosłownie przefrunęły przez sezon zasadniczy, a wygrane serie przeciwko Vancouver Canucks, St. Louis Blues, Colorado Avalanche i Carolina Hurricanes doprowadziły je do Pucharu Stanleya. "Dominator" oczywiście grał wówczas pierwsze skrzypce, notując w play-offach sześć czystych kont. Po tym sukcesie trzydziestosiedmioletni Hašek ogłosił, że kończy karierę, ale jak się okazało, na emeryturze nie wytrwał zbyt długo. Sezony 2003/2004 i 2004/2005 storpedowały mu kolejno kontuzja i lokaut, ale w zmaganiach 2005/2006 radził sobie już świetnie jako zawodnik Ottawa Senators. Po jednosezonowej przygodzie w Kanadzie powrócił natomiast do Detroit Red Wings, z którymi w kampanii 2007/2008 wywalczył drugi Puchar Stanleya.
- Mam cudowne wspomnienia z Detroit - mówi. - Spędziłem tam cztery wspaniałe sezony wśród najlepszych zawodników, z jakimi kiedykolwiek przyszło mi grać. W jednej drużynie miałem Steve'a Yzermana, Chrisa Cheliosa, Nicklasa Lidströma, Brendana Shanahana, Siergieja Fiodorowa czy Bretta Hulla. Byliśmy niczym Dream Team, kiedy wygraliśmy Puchar Stanleya w 2002 roku. Cieszę się, że ostatecznie dołączyłem właśnie do Red Wings, ponieważ jest to naprawdę świetna organizacja. Spędziłem z nimi cztery wspaniałe lata. Jeśli jednam mam być szczery, to zawsze już będę wiernym kibicem Buffalo Sabers.
Drugi Puchar Stanleya i emerytura
Świętując drugi Puchar Stanleya "Dominator" był już dobrze po czterdziestce. Choć nadal imponował refleksem w bramce, to nie mógł już liczyć na rolę golkipera numer jeden Skrzydeł, która przypadła Chrisowi Osgoodowi. Hašek w play-offach 2007/2008 wystąpił w zaledwie czterech spotkaniach i nie chciał, żeby w kolejnym sezonie taka sytuacja się powtórzyła, więc po raz drugi przeszedł na sportową emeryturę. Gdy wydawało się, że to już naprawdę ostateczna decyzja o rozbracie z lodowiskiem, reprezentant Czech wrócił do rodzinnych Pardubic, gdzie ze swoim macierzystym klubem sięgnął po mistrzostwo kraju. Czterdziestoczteroletni bramkarz był czołową postacią zespołu, tracąc w play-offach zaledwie 1,68 gola na mecz. Po rocznej przygodzie w ojczyźnie "Dominator" przeniósł się do Spartaka Moskwa, występującego w lidze KHL, i dopiero kampania 2010/2011 okazała się ostatnią w jego długiej karierze.
- Wróciłem do Pardubic, bo z jednej strony chciałem coś udowodnić i zdobyć jeszcze jeden tytuł, a z drugiej namówił mnie do tego Zbyněk Kusý - opowiada. - Usiedliśmy, napiliśmy się kawy, a jego pierwsze słowa brzmiały: „Ile chcesz?” W jednym zdaniu powiedział mi, że liczy na mnie w przyszłym sezonie, a jednocześnie zapytał, jaka pensja będzie mi odpowiadać. Zabawne było to, że powiedział, co powiedział, ale następna rozmowa na temat pieniędzy nie była już taka prosta. Nie mogłem przecież rzucić jakiejś wybujałej kwoty. Nie twierdzę, że gdyby przyszedł ktoś inny, to nie doszlibyśmy do porozumienia, ale Zbyněk i ja znaliśmy się od dawna, a on miał w sobie coś wyjątkowego. To niezwykle zasłużony człowiek dla klubu z Pardubic.
Polityk
Na sportowej emeryturze Dominik Hašek zajął się przede wszystkim biznesem. Legendarny hokeista założył firmę, która znana jest z produkcji napoju energetycznego Smarty. "Dominator" przez dwadzieścia trzy lata był żonaty z Aleną Dvořákovą, która urodziła mu dwójkę dzieci. Małżeństwo rozpadło się w 2012 roku. Haška ciągnie również do polityki. Marzy mu się fotel prezydenta Czech.