Stracona szansa Maxa Verstappena? Problemy Red Bulla mogą go pozbawić tytułu [OPINIA]

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Max Verstappen
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Max Verstappen

Nie da się wywalczyć tytułu mistrzowskiego, jeśli ma się problemy z niezawodnością i nie dojeżdża do mety. To spory problem dla Maxa Verstappena, który nie ukończył już dwóch tegorocznych wyścigów - pisze Jarosław Wierczuk.

Ostatnie GP Australii w Melbourne odbyło się trzy lata temu. Od tego czasu tor nieco zmodyfikowano. Na pierwszy rzut oka są to drobne zmiany, jak choćby lekkie "przyspieszenie" niektórych zakrętów. Dochodzi jednak do tego wyeliminowanie jednej z szykan, a przede wszystkim nowa nawierzchnia. Ta poprzednia była zdecydowanie bardziej nierówna, a więc choćby punkty hamowania wyraźnie się zmieniły.

Nowa nawierzchnia to naprawdę duży plus ze względu na aktualne konstrukcje bolidów, które jak wiadomo są ekstremalnie sztywne i dużo mniej wybaczalne niż zeszłoroczne.

Przy okazji wizyty w Melbourne pojawiły się duże oczekiwania wobec Mercedesa. Zespół ciężko pracował nad wprowadzeniem zmian umożliwiających dołączenie do walki przeciw dwóm najszybszym aktualnie zespołom. Red Bull Racing jest jednak bardzo mocny pod względem silnika i to jest główna bariera dla Mercedesa, a jednocześnie szansa Maxa Verstappena na walkę z kierowcami Ferrari. W trakcie wolnych treningów Lewis Hamilton tracił jedynie na samych prostych aż 0,6 s do aktualnego mistrza Formuły 1.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodziewana scena na treningu Nadala. Co za gest!

Co dziwne, Red Bull spodziewał się w wyścigu przewagi nad Ferrari pod względem tempa wyścigowego. I to po raz kolejny. Tyle że w szeregach "czerwonych byków" ponownie się zawiedli. Moim zdaniem, problem leżał w obciążeniu opon. Pod tym względem Red Bull był słabszy nie tylko od Ferrari, ale również od Mercedesa, który po modyfikacjach zrobił duży krok do przodu. Nie można tego niestety powiedzieć o ekipie z Milton Keynes.

Prędkość kwalifikacyjna Red Bulla jest niezła i Verstappen powinien zgarniać te punkty, które w aktualnej sytuacji są możliwe. Tak się nie stało. W drugim z trzech w tym sezonie wyścigów bolid tej ekipy odmówił posłuszeństwa. To nie licuje z walką o tytuł. Każdy z czołowych zespołów jest pod względem bezawaryjności na bardzo wysokim poziomie. Takie sytuacje się realnie nie zdarzają, dlatego też w Red Bullu mają nad czym myśleć.

W GP Australii ciekawa była też rywalizacja pomiędzy kierowcami Mercedesa. Lewis Hamilton miał trochę pecha zjeżdżając na pit-stop tuż przed pojawieniem się na torze samochodu bezpieczeństwa. Za to George Russell idealnie dopasował moment wymiany opon.

Oczywiście Hamilton, w swoim stylu, próbował zrzucić całą winę na zespół, co było wyjątkowo nieobiektywne i krzywdzące. Naturalnie chodziło o podium, trzecie miejsce, które ostatecznie dowiózł do mety Russell. Starszy z Brytyjczyków liczył prawdopodobnie na reakcję zespołu, której się nie doczekał. I dobrze. To zdecydowanie za wcześnie na team orders.

Zatem najbardziej problematycznie z czołówki wygląda sytuacja Red Bulla. Pomimo drugiego miejsca Sergio Pereza. Niebawem rozpoczyna się europejska część sezonu wyścigiem na Imoli. Red Bull obiecuje aktualizacje, które teoretycznie powinny zrównać ich tempo z Ferrari, o ile ekipa z Maranello również nie pójdzie do przodu. Jednak sama prędkość na niewiele się zda bez skutecznego wyeliminowania problemów z żywotnością sprzętu.

Jarosław Wierczuk

Czytaj także:
Czy Ferrari można w ogóle pokonać? Charles Leclerc w innej lidze
"Gorzej być nie może". Ogromne problemy byłego mistrza F1

Źródło artykułu: