"Coś" przyspiesza bolid Lewisa Hamiltona. Tajna broń Mercedesa

Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: Lewis Hamilton
Materiały prasowe / Mercedes / Na zdjęciu: Lewis Hamilton

Lewis Hamilton imponuje formą w F1, a jego tempo w ostatnich wyścigach było poza zasięgiem rywali. Widać jednak, że nagły wzrost wydajności dotyczy tylko bolidu Brytyjczyka. Co przyspiesza samochód Mercedesa? Nad tym zastanawia się padok F1.

Już w połowie weekendu GP Kataru jedno było jasne. Lewis Hamilton był poza zasięgiem. Red Bull Racing nie szokował prędkością, czego dowodem było choćby Q2, w którym Max Verstappen plasował się na czwartym miejscu, za Fernando Alonso, a Sergio Perez nie zakwalifikował się do kolejnej odsłony kwalifikacji.

Co prawda w Q3 Verstappen stanął na wysokości zadania i wycisnął z samochodu jego wszystkie możliwości, zapewniając sobie pierwszy rząd startowy, ale nawet pierwszy przejazd Hamiltona w Q3, obarczony dwoma drobnymi błędami, był i tak poza zasięgiem Holendra.

Co przyspiesza Hamiltona?

Tu dochodzimy do sedna. Jeszcze kilka tygodni temu Mercedes nie miał odpowiedzi na prędkość Red Bulla i otwarcie przyznawał, że konkurencja jest po prostu szybsza. Teraz jedzie jakby w innej kategorii, niwelując nawet kilka kar w skali pojedynczego weekendu.

ZOBACZ WIDEO: Tym wideo gwiazda sportu podbija internet. Co za umiejętności!

Trzeba zauważyć, że ten nagły, acz bardzo znaczący wzrost prędkości dotyczy jedynie bolidu Hamiltona. Żaden inny kierowca korzystający z napędu Mercedesa nie odnotował takiego wzrostu formy. Biorąc pod uwagę, że moment "przyspieszenia" Hamiltona pokrywał się dokładnie z wymianą silnika, nie trzeba detektywa żeby stwierdzić, że coś jest na rzeczy.

To "coś" jest właśnie największą zagadką końcówki aktualnego sezonu, nad którą głowi się wielu konkurentów, choć najbardziej z pewnością Red Bull. Jestem przekonany, że nie może chodzić jedynie o samą świeżość silnika. Różnica jest zbyt duża, a formalnie nic przecież nie blokowałoby Red Bulla w zrobieniu takiego samego kroku. A jednak tego nie robi.

Sędziowie znów w akcji

W niedzielę mieliśmy jakby deja vu. Znów, tak jak to było w Sao Paulo, decydujące okazały się decyzje sędziów. Valtteri Bottas i Max Verstappen otrzymali kary za ignorowanie żółtej flagi. Paradoksalnie kierowca, który oczywiście nieintencjonalnie spowodował pojawienie się tej flagi, czyli Pierre Gasly najwięcej skorzystał na tych karach i startował z pierwszej linii.

Lewis Hamilton zaraz po starcie GP Kataru (fot. Mercedes)
Lewis Hamilton zaraz po starcie GP Kataru (fot. Mercedes)

To też symbol nie do końca optymalnej polityki względem kierowców Red Bulla, który ma najbardziej w całej F1 rozbudowany program juniorski. Personalnie za tymi decyzjami stoi tradycyjnie Helmut Marko. Przecież na miejscu Gasly'ego powinien startować Perez.

Słabe starty Bottasa i Gasly'ego kontrastowały z genialnym Verstappena. Dość powiedzieć, że już na piątym okrążeniu był za Hamiltonem. Ta dwójka ma jakby swój odrębny wyścig. Jednak poziom szybkościowy miedzy dwoma rywalami nie jest aktualnie wyrównany. Hamilton jest po prostu za szybki i nie dziwię się Red Bullowi, iż podejrzewają nie do końca zgodne z regulaminem źródło tej super broni.

Tajna broń Hamiltona

Właśnie po wyjściu Verstappena na drugą pozycję widać było ową kosmiczną prędkość jak na dłoni. I to niezależnie od toru, bo mamy już przecież drugi wyścig w aktualnej konfiguracji bolidu Hamiltona. Holender oczywiście natychmiast podkręcił tempo. Jak tylko Hamilton został o tym poinformowany natychmiast, jakby z rękawa powiększył przewagę o kilka sekund.

To pokazuje jak mocno, w sytuacji kiedy nie jest to konieczne, Hamilton ukrywa faktyczne możliwości bolidu. Jednym słowem Verstappen mógł liczyć jedynie na jakiś defekt techniczny konkurenta, ponieważ przy normalnym scenariuszu nie miał szans.

Start do GP Kataru (fot. Mercedes)
Start do GP Kataru (fot. Mercedes)

Wymiana silnika w Mercedesie u Hamiltona była kluczowa i Toto Wolff miał świadomość, że poświęcenie kilku miejsc na starcie pojedynczego wyścigu jest niczym w porównaniu z przewagą, jaką uzyskali w ten sposób. Miał też szef Mercedesa świadomość, że tylko wprowadzenie sensacyjnego pod względem tempa rozwiązania da szansę Hamiltonowi na kolejny tytuł, więc w pewnym sensie zespół był bez wyjścia. Musiał coś zrobić.

Ta tajna broń działa i przynosi wymierne korzyści, a im bliżej końca sezonu tym bardziej gorąco. Dzięki właśnie tej nieco tajemniczej broni Wolffowi udało się odwrócić sytuację z niemal beznadziejnej do co najmniej bardzo obiecującej.

Jarosław Wierczuk

Czytaj także:
Dramat Polaka. Trzy sekundy zadecydowały o tytule!
8 punktów i dwa wyścigi do końca

Źródło artykułu: