Wtorkowy raport Pirelli ws. eksplozji opon w GP Azerbejdżanu (szczegóły TUTAJ) tak naprawdę nie kończy sprawy. Włoska firma przyznała w nim, że Red Bull Racing i Aston Martin stosowały ciśnienie zgodne z regulaminem Formuły 1. Aby oświadczenie mocniej wybrzmiało w eterze, obie ekipy wydały później swoje komunikaty, w którym podkreślały, że nie udowodniono im złamania przepisów.
W padoku F1 panuje jednak przekonanie, że zespoły znalazły jakiś sposób, by obniżać ciśnienie w ogumieniu. Ma to wynikać z faktu, że rzadko przeprowadzane są kontrole opon pod tym względem. Jako że Pirelli nie ma na to dowodów, to nie mogło nic zrobić.
"Zbyt wiele zespołów znajduje sposoby na jazdę z niższym niż nakazane ciśnieniem opon" - puentuje ostatnią aferę włoskie "Corriere dello Sport". Ciśnieniem manipulować można m.in. poprzez odpowiednie podgrzewanie ogumienia.
Wiadomo już, że począwszy od GP Francji ekipy F1 będą na świeczniku i planowane są dodatkowe kontrole ogumienia. "Problem polega na tym, że czujniki do pomiaru ciśnienia dostarczane są i rozwijane przez zespoły. Krótko mówiąc, każdy zespół sprawdza się sam. Te przepisy to żart. Dlatego od roku 2022 czujniki dystrybuować będzie FIA" - stwierdza włoski dziennik.
Również "La Gazetta dello Sport", powołując się na swoje źródła w Pirelli, informuje, że zniszczenia w oponach Lance'a Strolla i Maxa Verstappena mają jasno wskazywać, że zespoły F1 korzystały z nich w sposób nieodpowiedni.
Czytaj także:
Bez wyścigów F1 w bezpłatnej telewizji
Pirelli wydało raport po skandalu w Baku
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Jest moc. Nietypowy trening Wildera