Chyba żaden kierowca nie chce stanąć na polach startowych Formuły 1 za kierownicą najgorszego w stawce bolidu. Problem jest tym większy, jeśli spotyka to syna legendy tej dyscypliny - Micka Schumachera. Jego ojciec zdobył w F1 siedem tytułów mistrzowskich. Ze względu na wypadek na nartach i nieznany stan zdrowia wielkiego mistrza, pierwszy występ 22-latka powinien budzić ogromne zainteresowanie. Jest jednak inaczej.
Po GP Bahrajnu media skupiły się na zespołowym koledze Schumachera - Nikicie Mazepinie, który w debiucie wyleciał z toru w ledwie drugim zakręcie (szczegóły TUTAJ). Tymczasem drugi z kierowców Haasa też w podobnej sytuacji wykręcił "bączka". Miał to szczęście, że nie rozbił bolidu i ostatecznie dojechał do mety.
Bezobjawowy debiut Micka Schumachera
Mick Schumacher w dotychczasowej karierze pokazał, że nie jest talentem czystej wody, choć przecież i podobne zarzuty padały względem jego ojca Michaela. To typ pracusia, który wskutek ciężkiej pracy i nabywanego doświadczenia poprawia swoje rezultaty. Zdobył tytuły mistrzowskie w Formule 3 i Formule 2, ale dopiero w drugich sezonach. Ci najlepsi, jak Charles Leclerc czy George Russell, triumfowali już w debiucie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska liga i przypadkowy, wspaniały gol
- Jestem w 90 proc. zadowolony z debiutu w F1. To 10 proc. odejmuję sobie ze względu na "bączka", jaki wykręciłem po restarcie wyścigu. Na szczęście bolid nadal nadawał się do jazdy i mogłem jechać dalej - powiedział Schumacher w Sky Sports po debiucie.
Syn Michaela Schumachera dojechał do mety GP Bahrajnu na 16. miejscu, z okrążeniem straty do zwycięzcy. Jednak próżno szukać w mediach surowych opinii na jego temat. Być może 22-latkowi pomaga nazwisko, a być może fakt, że trafił do najgorszego w stawce Haasa.
Amerykański zespół przed sezonem 2021 nie wprowadził żadnych poprawek do bolidu. Zrobił tylko to, co wymagał od niego regulamin - obciął kawałek podłogi. Haas nie będzie też rozwijał maszyny w trakcie najbliższych miesięcy. Ekipa w pełni skupia się na przygotowaniach do roku 2022, który przyniesie nowe rozwiązania techniczne w F1.
Schumacher bez presji
- Mick dostanie dwa lata w Haasie, gdzie będzie mógł się rozwijać bez presji - powiedział Mattia Binotto, który jako szef Ferrari odpowiedzialny jest za umieszczenie syna legendy właśnie w amerykańskim zespole.
Paradoksalnie, Schumacher może się cieszyć z tego, że trafił do najgorszej ekipy w F1. Szanse na zdobycie przez niego punktów w sezonie 2021 są niemal zerowe. Gdyby był w lepszym teamie, chociażby Alfie Romeo, znajdowałby się pod znacznie większą presją. Każda stracona szansa na punkt bolałaby podwójnie.
Świadomość, że Haas w tym roku może być gorszy nawet od Williamsa momentalnie zmieniła też oczekiwania względem Schumachera. Młody Niemiec ma dojeżdżać do mety i uczyć się bolidu. Jeśli będzie unikać błędów, takich jakie w Bahrajnie przytrafiły się Mazepinowi, już będzie wygranym.
- Nigdy nie pracowałem z Michaelem i nie poznałem go zbyt dobrze. Wiem tylko z prasy i telewizji, że był bardzo pracowity. Mamy kilka osób z Ferrari, które pracowały tam w okresie startów Michaela. Byli wzruszeni transferem Micka. Wyjaśnili mi, jak pracował Michael i okazuje się, że jego syn jest bardzo podobny pod względem etosu pracy - powiedział Gunther Steiner, szef Haasa.
1:0 dla Schumachera
Sytuację Micka Schumachera można porównać do tej, jaką przeżywał Robert Kubica w Williamsie w roku 2019. Wtedy brytyjska ekipa była na tyle słaba, że jej kierowcy jechali we własnej lidze. Niestety, w tej wewnętrznej walce Kubica regularnie był gorszy od George'a Russella, co zadecydowało o jego przyszłości w F1.
W przypadku Haasa w konfrontacji Schumacher-Mazepin na razie jest 1:0 dla Niemca. To Rosjanin podpadł "bączkiem" w kwalifikacjach, to on efektownie wyleciał z toru w wyścigu i skupił na sobie całą uwagę mediów.
Za to Schumacher wyróżnił się czym innym. Chłodną głową i kalkulacją, czyli cechami, których nie przypisalibyśmy debiutantowi. - Próbowałem zrozumieć, dlaczego na początku wyścigu wykręciłem "bączka". Dość szybko dotarło do mnie, skąd to się wzięło i to dobrze. Szkoda, że przez to nie byłem w jednej grupie z innymi kierowcami, ale na szczęście później dogoniłem Latifiego z Williamsa. Mogłem poczuć, jak to jest jechać zaraz za innym bolidem i korzystać z DRS - powiedział Niemiec po wyścigu.
Schumacher stwierdził, że w Bahrajnie wiele się nauczył i będzie chciał to pokazać światu w kolejnym wyścigu F1. Jeśli znów uniknie błędów i zdystansuje Mazepina, może okazać się odpowiedzią Ferrari na Russella, którego Mercedes umieścił w Williamsie.
Russell swoimi występami udowodnił, że choć ma niekonkurencyjny bolid, to jest w stanie poradzić sobie również z maszyną Mercedesa. Być może z Schumacherem będzie tak samo, ale najwcześniej w roku 2023. Najpierw 22-latek musi przejść mozolny proces nauki.
Czytaj także:
Najgorszy kierowca F1 od lat
Ferrari wbiło szpilkę Vettelowi