To już nie jest Williams, w jakim startował Robert Kubica w roku 2019. Podczas gdy dwa lata temu Brytyjczycy mieli problem, by zbudować bolid na czas, a problemy finansowe doprowadzały do braku części zapasowych, teraz pewne sprawy zaczynają być prostowane. To zasługa Dorilton Capital. Amerykanie w sierpniu 2020 roku przejęli ekipę z rąk rodziny Williams.
- Są właścicielami dziewięciu innych firm. Williams to ich dziesiąty zakup. Wszystkie inne projekty realizowane przez Dorilton Capital były długoterminowe. W naszym przypadku sytuacja jest nieco inna, bo jesteśmy zespołem wyścigowym. Jednak w fabryce wiele rzeczy naprawdę zaczyna się zmieniać - powiedział Simon Roberts, którego cytuje grandpx.news.
Dowodem na zmiany może być rozszerzenie współpracy z Mercedesem od sezonu 2022. Niemcy będą dostarczać zespołowi z Grove nie tylko silniki, ale również skrzynie biegów i najprawdopodobniej elementy tylnego zawieszenia. To powinno znacząco przyspieszyć bolidy Williamsa. - Przeprowadzamy mnóstwo inwestycji związanych z sezonami 2021 i 2022 - zapewnił Roberts.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Rajskie wakacje Celii i Grzegorza Krychowiaków
Brytyjczyk podkreśla przy tym, że Williams nie stanie się "zespołem B" Mercedesa i nie podąży drogą Alpha Tauri, Aston Martina czy Haasa, które bez wsparcia większych graczy nie byłyby w stanie zbudować swojego bolidu. - Widzimy zalety tego rozwiązania, ale nie chcemy być "ekipą B". Chcemy zachować swoją niezależność, ale też chcemy zwiększyć swoją konkurencyjność - wyjaśnił Roberts.
- Mówiąc prosto. Jeśli jesteśmy w czymś dobrzy i możemy to zrobić sami, szybciej wprowadzając to na rynek, czyli tor, to będziemy się na tym skupiać. Jeśli zaś pojawi się element, którego nie potrafimy sami dobrze przygotować, to wtedy będziemy gotowi go kupić od każdego, kto będzie miał go pod ręką. Jesteśmy niezależni, pozostaniemy niezależni, ale widzimy pole do współpracy - podsumował szef Williamsa.
Czytaj także:
Powstaje alternatywny kalendarz F1 na sezon 2021
Zespół Kubicy mógł nie przetrwać kryzysu