Valtteri Bottas ruszał do GP Emilia Romagna z pole position i obronił prowadzenie zaraz po starcie. Za jego plecami działy się jednak sceny, które jak się później okazało, miały dla niego kluczowe znaczenie. W zakręcie Tosa doszło do zderzenia Sebastiana Vettela z Kevinem Magnussenem.
Wskutek tego zdarzenia na torze pozostały fragmenty rozbitych bolidów. Bottas najechał na nie w trakcie drugiego okrążenia, co doprowadziło do uszkodzeń w jego Mercedesie i tym samym nie był on w stanie jechać optymalnym tempem. Dzięki temu przy okazji pit-stopów Lewis Hamilton wysunął się na czoło wyścigu.
- Start był dobry. To była jedna z najważniejszych rzeczy. Jednak na drugim okrążeniu na torze leżały się śmieci. Nie miałem czasu, by je ominąć. Celowałem tak, by nie najechać na nie oponami, by znalazły się po środku. W efekcie doprowadziło to do uszkodzeń aerodynamiki - powiedział Bottas w Sky Sports.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nowa rola Anity Włodarczyk
Bottas od drugiego okrążenia, choć znajdował się na czele, nie był w stanie narzucić odpowiedniego tempa i zbudować sobie przewagi nad Hamiltonem. W efekcie Brytyjczyk, który później zjechał na pit-stop, po przejechaniu kilku szybkich okrążeń wypracował sobie wystarczającą różnicę czasową, by po swojej wymianie opon być na czele stawki F1.
Dodatkowo spadek tempa Bottasa sprawił, że wyprzedził go Max Verstappen. - Mocno się starałem, aby do tego nie doszło. Musiałem przekroczyć wszystkie swoje granice. To w ostateczności doprowadziło do błędu, który wykorzystał Max - dodał fiński kierowca.
Szczęście uśmiechnęło się jednak do Bottasa, do przebicie opony u Verstappena doprowadziło do tego, że Holender wyleciał z toru i tym samym Fin wrócił na drugie miejsce w GP Emilia Romagna.
Równocześnie Mercedes przedstawił w social mediach zdjęcie fragmentu bolidu Vettela, który przyczepił się do pojazdu Bottasa. Udało się go usunąć dopiero przy okazji pit-stopu Fina w końcówce wyścigu, ale do tego momentu zdążył on wyrządzić spore straty.
Czytaj także:
Lewis Hamilton może opuścić F1
George Russell przeprosił za swoją wpadkę