Claire Williams po GP Włoch pożegna się ze stanowiskiem szefa zespołu z Grove. To już oficjalna decyzja, której należało oczekiwać po tym, jak Williams został przejęty przez amerykański fundusz inwestycyjny Dorilton Capital. To nie była kwestia czy, tylko kiedy. Sam fakt, że Brytyjka opuszcza stanowisko w trakcie bardzo wymagającego i intensywnego sezonu jest najlepszym dowodem na to, jak źle zarządzała ekipą.
Polskim kibicom Williams może się kojarzyć jako kobieta, która miała odwagę postawić na Roberta Kubicę. Fakt jest taki, że przed sezonem 2019 to tylko Williams był gotów zaoferować Polakowi miejsce w bolidzie i okazję do regularnej jazdy. Oczywiście, znaczący wpływ na decyzję Brytyjczyków miało wsparcie finansowe Orlenu, ale inne ekipy nie widziały u siebie krakowianina w roli etatowego kierowcy.
Williams dała i zabrała szansę Kubicy
Problem polega na tym, że polskim fanom F1 Claire Williams bardziej będzie kojarzyć się jako osoba, która zabrała Kubicy szansę na to, by jego powrót do F1 trwał dłużej niż rok. To ona odpowiadała za decyzje, które sprowadziły zespół z Grove na dno królowej motorsportu i doprowadziły do żenującej sytuacji w postaci spóźnienia na zimowe testy F1 w sezonie 2019.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewis Hamilton zaskoczył sprzątaczkę. Tego się nie spodziewała
Kubica nigdy personalnie nie zaatakował Williams. Nawet gdy w trakcie GP Japonii w ostrych słowach wypowiedział się o zabraniu mu najnowszej specyfikacji przedniego skrzydła, to mówił, że decyzję najprawdopodobniej podjęły osoby, których nie było na torze. Akurat wtedy Brytyjki nie było na torze Suzuka, bo została w domu z dzieckiem i mężem. Można się było zatem domyślić, kogo Kubica miał na myśli.
Trudno jednak mieć pretensje o to, że Williams nie poradziła sobie z pracą na stanowisku szefowej zespołu F1. Nawet jeśli dorastała w rodzinie, która była nasiąknięta wyścigami, to jej misja była skazana na porażkę. Gdyby nie nazwisko, to najpewniej nigdy nie byłaby nawet kandydatką do roli szefowej teamu F1.
Frank Williams jest tylko jeden. Nikt nie był i nie będzie w stanie wejść w jego buty. Zwłaszcza przy zmieniającej się F1. Claire, być może pod wpływem ojca, chciała trzymać się pewnych zasad. Do końca swoich ostatnich dni w firmie zależało jej na tym, by Williams jak najwięcej części projektował i produkował na własną rękę. Do teraz w Grove powstają przestarzałe i niewydajne skrzynie biegów, choć zespół mógłby kupować gotowe produkty prosto od Mercedesa.
Claire Williams nie chciała, by na oczach jej ojca Williams stał się "zespołem B", by był w 100 proc. zależny od innego potentata F1. Jej zdaniem, ekipa mająca na swoim koncie 16 tytułów mistrzowskich i znaczące miejsce w historii dyscypliny, nie powinna kroczyć taką drogą. Efekt jest taki, że Williams nie mając odpowiednich środków na dobre zakotwiczył na dnie F1.
Permanentny kryzys
Z perspektywy czasu widać, że Claire Williams przejęła zespół w fazie permanentnego kryzysu. Nawet ostatnie lata rządów jej ojca nie przynosiły już przecież sukcesów - ostatni tytuł mistrzowski Williams zdobył w roku 1997. Ze zwycięstwa w pojedynczym wyścigu cieszył się wprawdzie w sezonie 2012, ale było ono mocno niespodziewane i zakrzywia obraz sytuacji. Zanim Pastor Maldonado jako pierwszy minął linię mety w GP Hiszpanii w roku 2012, to ostatnie zwycięstwo Williamsa miało miejsce w sezonie 2004.
Williams bliski dna był już w roku 2013, gdy zdobył tylko 5 punktów i zajął 9. miejsce w mistrzostwach. Wtedy ratowało go to, że w stawce były inne małe zespoły z niewielkim doświadczeniem w F1.
Obraz zakrzywiły też zmiany wprowadzone w F1 w roku 2014. Nowe silniki hybrydowe Mercedesa dały dodatkową moc Williamsowi, który niespodziewanie wskoczył na dwa sezony (2014-2015) na podium F1. To tylko zatuszowało problemy w fabryce, które wcale nie zostały rozwiązane. Po prostu, Mercedes opracował tak mocne jednostki napędowe, że wystarczały one Williamsowi do walki o czołowe lokaty.
Gdy konkurencja poprawiła swoje maszyny, obserwowaliśmy stopniowy zjazd Williamsa. Jego konsekwencją była sprzedaż ekipy amerykańskiej firmie Dorilton Capital. Tak po 43 latach rodzina Williamsów żegna się z F1.
Claire Williams skazana na porażkę
Czy losy Williamsa jako zespołu F1 mogły się potoczyć inaczej? Być może. Wskazywał na to chociażby Jacques Villeneuve, czyli ostatni kierowca, który świętował z tą ekipą tytuł mistrzowski, ale też jej największy krytyk w ostatnich latach. - Czy widzę przyszłość przed Williamsem? Nie. Ten zespół w zasadzie jest martwy - mówił Villeneuve w roku 2018. I wskazywał, że Brytyjczycy robią wszystko, by firma przynosiła zyski, nie patrząc na wyniki na torze i nie inwestując w fabrykę i pracowników.
Wystarczy popatrzeć na kierowców, jakich Williams zatrudniał w ostatnich latach. Niemal co roku znajdowali się w nim pay-driverzy. Oczywiście, również Kubica płacił ze starty w tej ekipie, ale problem zaczął się dużo wcześniej. Już na początku dekady stawiano na Pastora Maldonado czy Bruno Sennę. Potem byli Lance Stroll, Siergiej Sirotkin czy Nicholas Latifi. Każdy przychodził do Grove z walizką pieniędzy.
Pozyskiwanie pay-driverów było najprostszym sposobem na przetrwanie Williamsa, bo zasypywało dziurę w budżecie. Claire Williams nie patrzyła jednak na to, że przy braku odpowiedniego kierowcy, trudno walczyć o czołowe lokaty. Dopełnieniem jej błędów był sezon 2018, gdy duet Williamsa tworzyli niedoświadczeni i płacący za miejsce Stroll i Sirotkin.
Najdziwniejsze w tym wszystkim, że w rodzinie Williamsów jest Jonathan, syn Franka i brat Claire. Zdaniem wielu, to on bardziej nadawał się na nowego szefa zespołu. Z nieznanych powodów, Frank Williams postawił na swoją córkę. Czy po latach tego żałuje? Nie wiadomo.
- Ryba zawsze psuje się od głowy. Oni są kompletnie ślepi, jeśli chodzi o rzetelną ocenę sytuacji. Czasem trzeba umieć przyznać, że popełniło się błąd - mówił przed dwoma laty Villeneuve. Kanadyjczyk w wielu sytuacjach wydawał błędne osądy. W tej kwestii trafił jednak niezwykle celnie z komentarzem.
Czytaj także:
Kwarantanna w Melbourne. GP Australii może zmienić lokalizację
250 lekarzy i pielęgniarek na GP Włoch. To nagroda za walkę z koronawirusem