Wystarczy posłuchać kilku wypowiedzi Claire Williams, aby dojść do wniosku, że Brytyjka rzadko mówi prawdę. Bardzo często jej usta są pełne frazesów, a wypowiedzi są tak poprawne politycznie, że trudno znaleźć w nich coś ciekawego. Brytyjka swoją przygodę z Formułą 1 zaczynała od działu PR i to doskonale widać. Gdy tylko zabiera głos, to jej dewizą jest nie szkodzić Williamsowi.
Jej kompletnym przeciwieństwem jest Gunther Steiner. Można by nawet odnieść wrażenie, że Włoch nie do końca pasuje do realiów F1. Wali prosto z mostu, zdarza mu się nazywać sędziego "idiotą" (czytaj więcej o tym TUTAJ), karci kierowców przez radio i zapowiada im trudne rozmowy po wyścigu. Swoimi kąśliwymi i trafnymi komentarzami pod adresem rywali sprawia, że nie wszyscy w padoku F1 go lubią.
Czytaj także: Kubica ma większą chęć ścigania niż przed rokiem
Sęk w tym, że Steiner zwykle mówi prawdę i trafnie ocenia sytuację. Tak jak teraz, gdy oskarżył rywali o hipokryzję (czytaj więcej o tym TUTAJ). Rywale mają bowiem za złe Haasowi, że kupuje gotowe części w firmach zewnętrznych, a równocześnie sami zaproponowali, by od roku 2021 niektóre dane samochodów umieszczać w internecie, tak aby każdy mógł je zobaczyć.
ZOBACZ WIDOE Mistrzostwa świata w lekkoatletyce Doha 2019: Piotr Lisek: Zasłużyłem na czwórę z plusem
Gwiazda Netfliksa
- Nie wiem, jak długo będę to w stanie znieść. W pewnym momencie będę musiał coś zrobić. Już nie potrafię znaleźć wymówek dla niego - mówi Steiner o zawodzącym Romainie Grosjeanie w jednym z odcinków "Drive to survive", czyli serialu Netfliksa o F1. To on uczynił z szefa Haasa gwiazdę.
W "Drive to survive" kibice mogli zobaczyć Steinera z kompletnie innej perspektywy. Do tej pory mniejszym ekipom nie poświęcano bowiem tak wiele uwagi w świecie F1.
- Mówiłem im, że mogą nagrywać wszystko co chcą, ale nie mam wpływu na to, co zobaczą. Powiedzieli mi później, że wykorzystali sporo materiałów ze mną. To dobrze, choć żona stwierdziła, że nie wypadłem najlepiej - powiedział na jednej z konferencji Steiner. Dorzucił, że serialu nie oglądał, bo nie stać go na Netfliksa.
Poczucie humoru Steinera dało też o sobie znać, gdy w jednej ze scen prezentowano kolację zespołu przy okazji Grand Prix Francji. Zabrakło na niej Grosjeana, który w tamtym okresie notował fatalne występy w F1. - Romaina nie ma z nami. Może dlatego, że nie ma żadnych punktów. A może dlatego, że nie zaprosiłem go, bo nie zasłużył na jedzenie - rzucił do gości Steiner, a sala wybuchnęła śmiechem. Jeśli Francuz oglądał to na Netfliksie, mógł poczuć się nieco gorzej.
- Znam Gunthera. On kota nazywa kotem. Nie ucieka do jakichś sztuczek, więc nie mam nic przeciwko. Często rozmawiamy i nie okłamujemy się. Każdy z nas zawsze mówi prawdę i to doceniam. Sam oceniłbym podobnie pierwszą połowę sezonu 2018 - powiedział później Grosjean, pytany o zachowanie Steinera.
W tym roku kierowcy Haasa znów dawali powody do złości Steinerowi. Wpadali bowiem na siebie podczas wyścigów w Wielkiej Brytanii i Niemczech, co kosztowało ekipę punkty. - Chyba się starzeję - rzucił do dziennikarzy Włoch, gdy zapowiedział wprowadzenie team orders i zakazu wewnętrznej walki w Haasie.
Steiner chce być prawdziwy
- Jeśli coś robimy, to musimy być prawdziwi, bo w przeciwnym wypadku, po co to wszystko? - powiedział Steiner na początku roku, gdy rosła jego popularność po premierze "Drive to survive". To zdanie najlepiej pokazuje, jakim człowiekiem jest szef Haasa.
Gdy tacy rywale, jak Williams czy McLaren, oskarżali Haasa o łamanie przepisów F1 ze względu na kupowanie części u innych producentów, Włoch potrafił powiedzieć prosto z mostu, że jest dla nich "wrzodem na tyłku". Bo zarządzany przez niego zespół nagle pokazał, że za mniejsze pieniądze może wykonywać lepszą robotę w F1. Podczas gdy konkurencja zatrudnia po 500-600 pracowników, personel Haasa składa się ze 100 osób.
Być może Steiner tak wyróżnia się w świecie F1, bo tak naprawdę z niego nie pochodzi. Ma swoje korzenie w WRC. Rozwijał kilka projektów rajdowych, a na głęboką wodę wypłynął za sprawą współpracy z Subaru. Tam miał okazję współpracować m.in. z Krzysztofem Hołowczycem. To dzięki Steinerowi polski kierowca zdobył tytuł mistrza Europy za kierownicą Subaru Imprezy 555.
Był Hołowczyc, czas na Kubicę
Niewykluczone, że wkrótce Steiner znów będzie pracować z Polakiem, ale tym razem z Robertem Kubicą. Włoch mówi o tym otwarcie w kolejnych wywiadach F1, co znów odróżnia go od kolegów po fachu. Bo zwykle, gdy pyta się szefa którejś z ekip o zainteresowanie kierowcą, odpowiada wymijająco. U Steinera jest inaczej. - Chcemy go, ale decyzja należy do Roberta - powiedział ostatnio wprost.
Steiner nie miał też najmniejszych problemów, by w Eleven Sports potwierdzić rozmowy z Orlenem (czytaj więcej o tym TUTAJ) i nawet ocenić ich intensywność na 5 (w skali 1-10). W tej samej sytuacji wspomniana wcześniej Williams powiedziałaby pewnie, że prowadzi negocjacje z różnymi firmami i prosi o cierpliwość.
Czytaj także: Pancerne samochody, rygorystyczne testy. Zmiany po śmierci Huberta
- Wyścigi takie jak ostatnio zabijają mnie od środka. Wszyscy wiedzą, jak bardzo kocham ściganie, ale to co teraz przeżywam, to zupełnie coś innego - powiedział Steiner o obecnym sezonie F1, w którym Haas ma problemy ze zrozumieniem opon. Wystarczy delikatna zmiana warunków, by samochód tracił tempo, a kierowcy tracili szanse na punkty.
- Potrzebujemy Kubicy, by wejść na wyższy poziom jako zespół - mówił przy innej okazji w Eleven Sports Steiner. Włoch widzi w nim osobę, która poprzez rozmowy z inżynierami i wsparcie w symulatorze pozwoli Haasowi zbliżyć się jeszcze bardziej do czołówki F1. Czy tak będzie? Cytując Steinera, decyzja należy do Kubicy.