Sobotni wypadek w Formule 2 mocno dotknął Charlesa Leclerca. Kierowca Ferrari od najmłodszych lat miał okazję startować wspólnie z Anthoinem Hubertem. Dlatego śmiertelny wypadek 22-latka mocno dotknął Monakijczyka. "Nie potrafię w to uwierzyć" - komentował w sobotę Leclerc na Instagramie.
W niedzielę Leclerc musiał zapomnieć o śmierci przyjaciela. Ruszał bowiem z pole position do wyścigu o Grand Prix Belgii i miał szansę na pierwsze zwycięstwo w F1 w karierze. Tor Spa-Francorchamps sprzyja bowiem charakterystyce samochodów Ferrari.
Czytaj także: Renault i Francja płaczą. Czas na refleksję po śmierci Huberta
Leclerc dopiął swego, bo choć na ostatnich okrążeniach musiał spoglądać w lusterka i dostrzegał zbliżającego się Lewisa Hamiltona, to ostatecznie wjechał na linię mety jako pierwszy.
ZOBACZ WIDEO: Kubeł zimnej wody wylany na Roberta Kubicę. Mówi o "mniejszej przyjemności"
- Z jednej strony, od dziecka marzyłem o tym, o wygraniu wyścigu F1. I to się ziściło. Z drugiej strony, to jest trudny weekend, bo straciłem przyjaciela. Ciężko w tej sytuacji się skoncentrować. Chcę zadedykować wygraną Hubertowi. Razem dorastaliśmy, razem startowaliśmy do pierwszego wyścigu w karierze. Nie mogę się w pełni cieszyć z tego zwycięstwa - powiedział Leclerc przed kamerami.
21-latek był świadom tego, że w końcówce Hamilton regularnie zmniejszał straty i był bliski odebrania mu pierwszej pozycji. - To był trudny wyścig. Mieliśmy problemy z oponami w samej końcówce. Jestem jednak bardziej zadowolony niż ostatnio na Węgrzech. Mercedes na dystansie wyścigu lepiej sobie radził z ogumieniem. Tego się spodziewaliśmy - dodał.
Czytaj także: Motorsport nigdy nie będzie bezpieczny
Po wyścigu Hamilton docenił jednak klasę Leclerca i pogratulował mu wygranej jeszcze przed wejściem na podium. - Doganiał mnie w końcówce, więc było trochę presji, ale udało mi się go utrzymać za sobą - podsumował Leclerc w obecności aktualnego mistrza świata F1.