Robert Kubica zaczynał wyścig o Grand Prix Belgii z pit-lane. Było to spowodowane wymianą silnika w samochodzie Williamsa, po tym jak w sobotnich kwalifikacjach doszło do pożaru jego maszyny.
Za sprawą startu z alei serwisowej Kubica uniknął zamieszania w pierwszym zakręcie, gdzie zderzyli się m.in. Kimi Raikkonen i Max Verstappen. Na tym skończyły się jednak dobre informacje dla 34-latka. - Nie był to łatwy dzień, ale to chyba żadna nowość - powiedział Kubica w rozmowie z Eleven Sports.
Czytaj także: Renault i Francja płaczą. Czas na refleksję po śmierci Huberta
Kubica podkreślił, że momentami jego tempo wyścigowe było dość przyzwoite, jak na możliwości samochodu Williamsa. Kosztowało go to jednak sporo wysiłku. - Wyglądało to całkiem nieźle, choć nie było łatwo. Tak naprawdę, to chyba nie ma co dodawać. Starałem się jechać najlepiej jak potrafię. Po przygodach z kwalifikacji musieliśmy pójść na pewne kompromisy. Może dlatego nie wyglądało to tak żle, ale jednak strata była spora - dodał krakowianin.
ZOBACZ WIDEO: Wkurzony Robert Kubica. Wtedy przeklina po włosku
Czytaj także: Motorsport nigdy nie będzie bezpieczny
Williams w przypadku Kubicy zastosował też nietypową strategię. - Przejechaliśmy 3/4 dystansu na pośredniej mieszance. Dopiero potem założyliśmy miękką. Na tej pośredniej nasze tempo było lepsze w porównaniu do innych. Jednak to wzięło się wyłącznie ze stanu opon. Jak inni mają więcej przyczepności, to jadą szybciej niż my - podsumował Kubica.