Podczas Grand Prix Węgier Lewis Hamilton walczył z Maxem Verstappenem, zbliżając się do Holendra z okrążenia na okrążenie. Wtedy to jego ekipa podjęła decyzję o zjeździe do alei serwisowej na drugi pit-stop. Przewaga zawodnika Red Bull Racing wzrosła do okolic 20 sekund. Wszyscy zastanawiali się, czy Hamiltonowi wystarczy czasu, by dogonić rywala na świeżym komplecie opon.
Pewności nie miał nawet sam Brytyjczyk. - Rano rozmawialiśmy o strategii na wyścig i doszliśmy do wniosku, że jazda na dwa pit-stopy nie będzie miała miejsca. Nagle w trakcie rywalizacji dostałem informację, żeby zjechać. Nie miałem pojęcia, czy to dobry pomysł - powiedział Hamilton w rozmowie z "Motorsportem".
Czytaj także: Grand Prix Polski w Budapeszcie
- To był ogromny hazard z naszej strony. Wydawało mi się, że bez zjazdu po nowe opony mam tempo, żeby wyprzedzić Maxa. Nie wiemy jednak, czy tak by się stało. Ciężko oszacować, czy oszczędzał on ogumienie, czy też po prostu jechał wolniej - wyjaśnił pięciokrotny mistrz świata.
ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu
Czytaj także: George Russell sprowadzony na ziemię
Wydaje się, że zespół Mercedesa również miał wątpliwości, co do swojej ryzykownej decyzji. Początkowo team przekazał swojemu kierowcy, że dojedzie do Verstappena dziewięć okrążeń przed końcem wyścigu. Informacja ta szybko została jednak zweryfikowana. - Nagle dowiedziałem się, że złapię go dopiero na ostatnim kółku - przyznał Hamilton.
- Po tym komunikacje zwątpiłem. Nie wiedziałem, czy uda mi się go dogonić. Pojechałem na maksimum możliwości, bardzo dobrym i równym tempem. Nie wiem, czy Max trafił na tłok na torze czy też aż tak mocno zużył opony, ale w pewnym momencie jego przewaga drastycznie zmalała. Wtedy właśnie uwierzyłem, że go dorwę - zakończył.