Nigel Mansell miał okazję bronić barw Williamsa w jego najlepszych latach. Brytyjczyk sięgnął po tytuł mistrzowski w F1 w roku 1992. Jednak za najlepszą konstrukcję z tamtych lat uznaje model FW11B z sezonu 1987.
Maszyna z roku 1987 ważyła 540 kg. To aż 200 kg mniej niż obecne limity, które obejmują też kierowcę. Jak łatwo się domyślić, ma to ogromny wpływ na zachowanie samochodu, jego prowadzenie w zakrętach i odczucia kierowcy podczas wyścigu F1.
Czytaj także: Racing Point ma problemy ze sponsorem
Dlatego coraz częściej da się słyszeć, że obecne konstrukcje są po prostu za ciężkie. Jako jeden z pierwszych głośno mówił o tym Robert Kubica, po tym jak w 2017 i 2018 roku miał okazję porównać obecne samochody do tych jakie znał sprzed wypadku rajdowego, do którego doszło w roku 2011.
ZOBACZ WIDEO Skoki. LGP w Wiśle. Wymarzony debiut Michala Doleżala. "Możemy pracować spokojnie"
- Samochody mają jakieś 60 kg nadwagi. W wolnych zakrętach pojazd zaczyna przypominać autobus. W szybkich łukach brakuje mu za to zwrotności. Dlatego trzeba obierać inne linie do jazdy. Kiedyś maszyny ważyły 605 kg i miały dodatkowe 50 kg balastu na pokładzie. Opony też mniej się zużywały przez to. Można było atakować przez cały wyścig - mówił Kubica w marcu 2018 roku na łamach "Auto Motor und Sport".
W ostatnich dniach zdanie Kubicy poparł m.in. Sebastian Vettel, który został zapytany o swoje refleksje na temat zmian w regulaminowych w F1 w roku 2021 (czytaj więcej o tym TUTAJ). Niemiec wprost stwierdził, że obecne samochody ze względu na sporą masę nie pozwalają jechać na limicie przez cały wyścig.
Mansell nie wierzy jednak w to, by ktoś wsłuchał się w opinie Kubicy czy Vettela i znacząco obniżył masę własną pojazdów F1. - Prowadzenie samochodów z końcówki lat 80. było najbardziej ekscytującą, ale też przerażającą rzeczą, jaką mogłeś sobie wyobrazić w swoim życiu - powiedział były mistrz świata w rozmowie z magazynem "FIA Auto".
- Żadna konstrukcja nawet nie zbliżyła się do modelu FW11B z 1987 roku. Jednak F1 nigdy do czegoś takiego nie wróci. Obecni kierowcy nigdy się już nie dowiedzą, jak powinien wyglądać idealny pojazd - dodał Mansell.
Brytyjczyk nie ukrywa, że dawne maszyny były lekkie, dysponowały ogromną mocą, a przy tym nie były zaopatrzone w mocno rozbudowaną elektronikę. To sprawiało, że kierowca potrafił zrobić różnicę.
- W kwalifikacjach miałeś jakieś 1500 KM do dyspozycji. I jeśli nie potrafiłeś ich ujarzmić, to mogłeś nagle wykręcić "bączka" na prostej, przy szóstym biegu i prędkościach rzędu 280-290 km/h. Tego nawet nie da się opisać słowami. W każdym zakręcie samochód próbował cię zabić - stwierdził Mansell.
Czytaj także: Ocon nie zaprzecza rozmowom z Williamsem
Były kierowca w rozmowie z "FIA Auto" zwrócił uwagę na to, że strach kierowców był potęgowany przez warunki panujące na torach. Na większości z nich nie było bezpiecznych stref, które tolerowały błędy. W zamian pojawiały się jednak słupy czy metalowe barierki bardzo blisko linii wyścigowej.
- Wystarczy popatrzeć na dawne Silverstone. Pędziłeś w zakręcie ponad 300 km/h, a po drugiej stronie widziałeś siatkę, słupy i płot z drutami. Po wyjeździe z takiego zakrętu oddychałeś z ulgą. Ze względu na siły G, ze względu na niebezpieczeństwo. Myślałem sobie "do licha, zrobiłem to" - podsumował Mansell.