F1. Jarosław Wierczuk: Kierowcy w wersji 2.0. Nadchodzi czas młodzieży (komentarz)

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Charles Leclerc przed Maxem Verstappenem
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Charles Leclerc przed Maxem Verstappenem

W połowie sezonu myśli wielu osób w padoku F1, tak od strony konstrukcyjnej jak i choćby angażu kierowców skierowane są już na rok 2020. No właśnie, 2020 czy może raczej należałoby powiedzieć 2.0? Bo w F1 nadchodzi czas nowej, lepszej generacji.

Często właśnie mianem 2.0 określana jest nowa, pozytywna zazwyczaj, a nieznana wcześniej strona poszczególnych kierowców Formuły 1. Mam wrażenie, że ilość takich przypadków powoli, ale konsekwentnie tworzy nowy obraz F1. Nowy obraz i nową erę.

Chodzi bowiem w zdecydowanej większości o młodych kierowców, reprezentujących nowe pokolenie. Taki Kimi Raikkonen jeszcze przecież stosunkowo niedawno (a przynajmniej tak mi się wydaje) wchodził do F1 w atmosferze ogólnego oburzenia, by nie powiedzieć skandalu wokół swojego wieku i skromnego jak na wówczas panujące standardy doświadczenia w juniorskich kategoriach samochodowych. Choćby skok z Formuły Renault do F1 był szokiem.

Czytaj także: Raikkonen może zastąpić Vettela w Ferrari

Jak to się ma do transferu Maxa Verstappena de facto bezpośrednio z torów kartingowych do cyklu Grand Prix, jeśli nie liczyć krótkiego, kilkumiesięcznego epizodu z europejską F3, której zresztą nie wygrał?

ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu

Poziom konkurencji w F1 i ciągłe pokonywanie coraz to nowych barier dawno już udowodniły, że stereotypy dotyczące wieku prowadzą co najwyżej do błędnych decyzji kadrowych. Młodzi zawodnicy niczym nie ustępują dotychczasowym gwiazdom F1 talentem, umiejętnościami jeździeckimi, czy nawet kompetencjami technicznymi i poziomem współpracy z zespołem.

Aktualny regulamin, technika i sytuacja z oponami wręcz promują młodość. Nie da się ukryć, że bolidy są bez porównania łatwiejsze w prowadzeniu niż 15-20 lat temu. Jednak razem z przebojowością i nową jakością, której zapewne uosobieniem był Verstappen w parze szła niedojrzałość i łączące się z nią błędy. Skasowanie bolidu w kwalifikacjach w Monako rok temu było jednym z wielu przykładów negatywnej strony młodego wieku.

Aktualnie duża część tych kierowców, niemal jak na zawołanie przeszła swoistą metamorfozę tworząc powoli nowy wizerunek F1. Oczywiście w sensie wyników najbardziej zauważalnymi kierowcami pod tym względem są Max Verstappen i Charles Leclerc. Obaj w dużej mierze zdominowali swoje zespoły, usuwając w cień główną konkurencję, czyli kierowców z własnej stajni.

Szczególnie Ferrari zostało postawione w paradoksalnie bardzo niezręcznej sytuacji przez swoją wschodzącą gwiazdę Charlesa Leclerca. Pamiętamy przecież dobrze wyraźne stosowanie team orders w kilku wyścigach z początku sezonu. Team orders, które jednoznacznie faworyzowały Sebastiana Vettela. Do tego dochodziła seria zamierzonych lub nie, a czasem z pewnością dziwnych błędów strategicznych w wykonaniu Ferrari jak choćby w tegorocznym wyścigu w Monako (domowym dla Leclerca).

Charles odpowiedział w sposób najlepszy z możliwych - mówiącymi więcej niż tysiąc słów wynikami, a przede wszystkim relacją tych wyników do poczynań Vettela. I to jest właśnie esencja wojny pokoleniowej w F1, o której tutaj piszę. Ferrari, bez żadnych podstaw w sensie różnicy punktowej bazując właśnie na wspomnianych uprzedzeniach wiekowych i magii nazwiska Vettel zaczęło w sposób otwarcie tendencyjny wspierać jedną stronę garażu kosztem drugiej.

To właśnie ta nowa, młoda jakość, to właśnie owo połączenie niebywałej naturalnej prędkości z już dużą dojrzałością i stabilnością wyników uwidoczniło jak na talerzu błędny sposób podejścia do kierowców w Ferrari. W wielu przypadkach Vettel nie miał po prostu żadnej odpowiedzi na poziom jazdy Leclerca.

Jednak nowa siła F1 daje o sobie znać nie tylko za sprawą duetu Max - Charles. Choćby kierowcy McLarena to idealny przykład wspomnianej transformacji. Carlos Sainz ma już za sobą co najmniej kilka mniej pozytywnych momentów, a Lando Norris jeszcze nie tak dawno, w fazie wejścia do F1 był mocno krytykowany jako kolejny dostarczyciel budżetu.

Spotkałem się z opiniami przyrównującymi Norrisa do Lance'a Strolla choćby pod tym względem, że skala wkładu finansowego w juniorskich seriach umożliwiła mu uzyskanie realnej przewagi nad konkurencją. To zapewne druga strona medalu, bo przecież nie da się oddzielić tego sportu od finansów. W obronie Lando należy dodać, że wielu adeptów tego sportu nawet przy ekstremalnym programie testowym nie byłaby w stanie uzyskać takiego poziomu. Swoimi wynikami Norris skutecznie odciął się od krytyki, a najlepszym elementem sytuacji McLarena jest harmonijna progresja formy zarówno po stronie obu kierowców jak i bolidu oraz silnikowej.

Do grona przypadków opisywanej, swoistej transformacji zaliczyłbym również Valtteriego Bottasa. Oczywiście nie spełnia on wymogu wiekowego, ale przejście od jego całkiem niepewnej sytuacji w Mercedesie w zeszłym sezonie do bardzo mocnego początku 2019 spełnia wszelkie normy trendu 2.0. Problem w tym, że ten standard Bottas 2.0 nie do końca był w stanie utrzymać. Czy jest to jednak na pewno jego wina?

Uważam, że w pewnym zakresie tak, jak choćby w odniesieniu do powtarzających się słabych startów. Jednak główny ciężar winy w tym kontekście należy przypisać… Lewisowi Hamiltonowi. Nie tyle bowiem Bottas nie jest w stanie "wskoczyć" na wyższy poziom, co Hamilton konsekwentnie utrzymuje poziom nieosiągalny dla innych. Pisałem o tym, że dużą siłą Hamiltona jest wzrost pewności siebie w miarę rozbudowywania przewagi punktowej. Ten niuans umożliwia Lewisowi wcielenie w życie tak długiego okresu dominacji.

Okresu, który przecież na krótko został przerwany jedynie przez Nico Rosberga. Rosberg jednak pracował kilka lat nad tym żeby raz być lepszym od Hamiltona. Przez te kilka lat konsekwentnie przegrywał. Valtteri jak na razie próbuje nieco krócej. Pytanie jak długa może być perspektywa tych prób w odniesieniu do cierpliwości Mercedesa. Mam bowiem wrażenie, że pozycja Rosberga w teamie, nawet wtedy kiedy punktowo bardzo odbiegał od rezultatów Hamiltona była jednak trochę inna.

Jaki z tego wniosek? Ano taki, że Formuła 1 się zmienia, że młodzi walczą bezpardonowo, są piekielnie szybcy, a jednocześnie wcale nie popełniają ogromnej liczby błędów. Najbliższe lata to czas Leclerca, Norrisa i Verstappena. Wielu komentatorów, szczególnie w Anglii do opisywanej grupy kierowców, z ewidentnie mistrzowskim potencjałem z pewnością zaliczyłaby George'a Russella.

Czytaj także: Nie będzie nowego zespołu w stawce F1

To pokolenie 2.0 jednoznacznie zaczyna rozdawać w świecie F1 karty, a tak widoczny w ich jeździe entuzjazm przekłada się również na nową jakość jeśli chodzi o zaangażowanie kibiców. Mało który kierowca ze "starszej" ligi może liczyć na tak "pomarańczowe" przyjęcie jak Max np. w Austrii. Od tak sformułowanej tezy są jednak wyjątki. Takim wyjątkiem jest właśnie Lewis Hamilton, na którego bieg czasu zdaje się nie mieć wpływu. I jest to niestety w przeciwieństwie do wielokrotnego przecież mistrza Sebastiana Vettela, który w ramach Ferrari powoli zostaje w cieniu w takim stopniu w jakim nie tak dawno był w stanie wykazać wyższość nad Kimim Raikkonenem.

Jarosław Wierczuk

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

Źródło artykułu: