Wprawdzie początek sezonu należał do Mercedesa, który w Australii i Bahrajnie zgarnął dwa dublety, ale niemiecki zespół skorzystał na problemach Ferrari. Gdyby nie awaria w silniku Charlesa Leclerca na torze Sakhir, to kierowca z księstwa cieszyłby się tam z pierwszego zwycięstwa.
Przedstawiciele Mercedesa doskonale zdają sobie z tego sprawę. Mocną stroną Ferrari są bowiem moc maksymalna i osiągi jednostki napędowej.
Czytaj także: Apel Marka Hughesa. Nie skreślajcie Kubicy!
- Trudno będzie nam ich dogonić pod tym względem. Trudno poprawić osiągi jednostki napędowej bez podejmowania ryzyka. Zwłaszcza, że mamy takie przepisy jakie mamy. W trakcie sezonu nie można skorzystać z wielu turbosprężarek i jednostek - powiedział Lewis Hamilton w rozmowie z "Motorsportem".
Aktualny mistrz świata zauważył, że znacznie łatwiej Mercedesowi będzie poprawić swoje podwozie i w tym upatrywał swojej szansy, by zmniejszyć straty do największego rywala. - Gorsze osiągi naszego silnika to kombinacja kilku rzeczy. Dlatego zmniejszenie straty, chociażby w kwestii prędkości na prostych, nie będzie łatwe. Nie zobaczycie tego za szybko - dodał brytyjski kierowca.
Coraz lepsze osiągi Ferrari to zła wiadomość dla Mercedesa, który zdominował F1 od momentu nastania ery hybrydowej w roku 2014. Silnik wyprodukowany przez Niemców przełożył się na pięć tytułów mistrzowskich z rzędu w klasyfikacji kierowców i konstruktorów.
Czytaj także: Mr Formuła 1 nieobecny w Chinach
- Wydaje mi się, że różnica na prostych jest spora. To było widać w Bahrajnie, ale to też jest dość wyjątkowy tor, gdzie są różne poziomy docisku. Ma to wpływ na prędkość maksymalną. Jednak odzyskanie 0,4 s na samym silniku może być trudne do zrealizowania w jednym sezonie - ocenił Valtteri Bottas, drugi z kierowców Mercedesa.
ZOBACZ WIDEO: Witold Bańka: Powrót Kubicy to niesamowita historia. Ktoś nagra o tym film