- Gdy zatrzymałem się na polach startowych, nie widziałem świateł sygnalizujących początek wyścigu. Tylne skrzydło z samochodu Sainza zakrywało je. Musiałem przesunąć się w lewo, by coś dostrzec. Lekko spanikowałem - powiedział Robert Kubica po Grand Prix Australii.
Z Polakiem zgodził się Pierre Gasly, który również znajdował się na tyłach stawki i miał problem z dostrzeżeniem świateł. Problemy kierowców to efekt zmian w aerodynamice i wprowadzenia nowych, większych tylnych skrzydeł.
Czytaj także: Tajne spotkanie w Szwajcarii ws. F1
FIA postanowiła zareagować na słowa Kubicy i pozostałych kierowców. Federacja wszczęła dochodzenie, które miało wyjaśnić przyczynę problemu. Wniosek jest taki, że kłopoty ze startu do Grand Prix Australii nie są jednorazowym incydentem. Będzie się on powtarzać, co jest konsekwencją wprowadzenia nowych, większych tylnych skrzydeł.
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Nagła śmierć Whitinga to dla mnie szok. To jeden z twórców Formuły 1
Dlatego też stewardzi pracują nad rozwiązaniem problemu, i to już od kolejnego wyścigu w Bahrajnie. Jednym z pomysłów jest umieszczenie dodatkowego zestawu lamp, które byłyby zamontowane w połowie stawki. Dzięki temu lepszą widoczność zyskaliby kierowcy startujący z ostatnich pozycji.
Czytaj także: Wietnam walczy z czasem, by zbudować tor
Podobne problemy występowały już w roku 2009, gdy w F1 korzystano z innej aerodynamiki i większych skrzydeł. Wtedy właśnie sięgnięto po rozwiązanie z dodatkowym zestawem lamp. Z pomysłu zrezygnowano w sezonie 2017, bo po zmianach regulaminowych nie był on konieczny.