Żaden z zespołów Formuły 1 oficjalnie nie przedstawia danych na temat kosztów budowy samochodu. Być może i lepiej, bo przeciętny Kowalski widząc te cyfry byłby zszokowany. Jeśli jednak budżety Ferrari czy Mercedesa kształtują się na poziomie 400 mln dolarów na sezon, to możemy sobie tylko wyobrazić o jakich kwotach mowa.
Oszacowanie cen poszczególnych części w F1 jest trudne. Bywa, że dany element powstaje z komponentów, które są stosunkowo tanie. Jednak ekipa rozwija go przez cały sezon, poświęca temu setki godzin i wysiłek pracowników. Ma to wpływ na wycenę podzespołu.
Czytaj także: Tak wygląda kierownica Roberta Kubicy
Najdroższą składową maszyny jest oczywiście silnik. Zespoły w trakcie jednego sezonu mogą skorzystać z trzech jednostek napędowych. Teoretycznie miało to przynieść oszczędności, ale realia okazały się nieco inne. Gdy producenci zorientowali się, że zamiast pięciu silników będą sprzedawać trzy rocznie, podnieśli ceny.
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Kubica mógł wejść na szczyt. Wstępny kontrakt z Ferrari był już podpisany
Ponadto w silnikach wymieniane są niektóre elementy jak chociażby układ hybrydowy, turbosprężarka. Ulegają one zużyciu i awariom, a to generuje dodatkowe koszty.
Sporo kosztuje również monokok, jednak jest to najważniejsza dla kierowcy część pojazdu. Wykonana z włókna węglowego ma zapewniać odpowiednie bezpieczeństwo, ważąc przy tym stosunkowo niewiele. W trakcie wypadków to właśnie ten element chroni zawodnika siedzącego w kokpicie. Jeśli ulegnie uszkodzeniu, oznacza to duże wydatki.
Koszt zbudowania monokoku zależny jest od cen włókna węglowego na rynku, a te potrafią się wahać. Szacuje się, że każdy zespół płaci ok. 100 zł za kilogram tego surowca. Dla porównania koszt stali, która jest używana w samochodach drogowych, to ledwie kilka złotych za kilogram.
Stosunkowo tanie są przednie i tylne skrzydła, choć w tym przypadku również musimy pamiętać, że są to elementy, które poddawane są ciągłym testom i rozwojowi w tunelu aerodynamicznym. Ma to wpływ na finalny koszt powstania tego podzespołu.
Czytaj także: Lewis Hamilton zszokowany przewagą nad Ferrari
Wydaje się jednak, że Liberty Media (właściciel F1) oraz FIA zdają sobie sprawę z tego, że dyscyplina stała się zbyt kosztowna. W roku 2021 mamy być świadkami rewolucji, która znacząco obniży wydatki w królowej motorsportu. Światowa federacja naciska m.in. na standaryzację części, które mają być produkowane u zewnętrznych podmiotów.
Sporo mówi się też o wprowadzeniu limitu wydatków rzędu 150 mln dolarów na sezon. W tej kwocie będą musiały zmieścić się wydatki związane z budową samochodów oraz bieżącą działalnością ekipy.