F1: Dramat w trzech aktach. Historia nieudanego związku Lowe'a z Williamsem

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Paddy Lowe
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Paddy Lowe

Miał być osobą, która przywróci dawny blask Williamsowi. Tymczasem pogrzebał zespół w kryzysie, z którego wychodzenie może potrwać latami. O drugiej przygodzie Paddy'ego Lowe'a z Grove wszyscy będą chcieli jak najszybciej zapomnieć.

Gdy na początku 2017 roku Williams ogłaszał zakontraktowanie Paddy'ego Lowe'a na stanowisku dyrektora technicznego, niektórzy kibice otwierali szampany. Zespół ze środka stawki był bowiem w stanie przekonać do pracy u siebie osobę, która odpowiadała za zwycięskie samochody Mercedesa. To nie mogło się nie udać.

Plany były ambitne. Williams w sezonach 2014-2015 zajmował trzecie pozycje w klasyfikacji konstruktorów. Wprawdzie w sezonie 2016 zanotowano spadek na piątą pozycję, ale w Grove wierzono, że potencjał jest znacznie większy. Lowe miał go wydobyć z pracowników w fabryce.

Akt pierwszy. Przecenione możliwości Lowe'a

Gdy Paddy Lowe zmieniał pracę, Mercedes zrobił z Formuły 1 wewnętrzną rozrywkę. W sezonach 2014-2016 niemiecki zespół nie miał nawet rywala. Wygrywał wyścigi z ogromną przewagą, a wszystko za sprawą niezwykle wydajnego silnika hybrydowego.

ZOBACZ WIDEO Robert Kubica określił cel na sezon 2019. "Zawsze byłem kiepski w obietnicach"

W konstrukcję zwycięskich samochodów zaangażowany był Lowe, więc to on spijał śmietankę. Jednak już wtedy niektórzy zwracali uwagę, że coś musi być na rzeczy, skoro Toto Wolff nie dogadał się z Brytyjczykiem i z łatwością zakończył z nim współpracę przed sezonem 2017. Jeśli posiadasz w swoich szeregach geniusza technicznego, nie oddajesz go konkurencji.

Rob Smedley może zastąpić Paddy'ego Lowe'a. Czytaj więcej! 

Mercedes zatrudnił Jamesa Allisona na stanowisku dyrektora technicznego i nadal zwyciężał. Zdawało się to potwierdzać opinie niektórych ekspertów, dla których Paddy Lowe był tylko jednym z trybików w maszynie. Zespół nawet nie odczuł jego odejścia.

Brytyjczyk wybrał powrót do Williamsa, w którym pracował już w latach 1987-1993. - Zawsze miałem ogromny szacunek do Willliamsa, bo to mój pierwszy zespół w F1. To przywilej, by móc tu wrócić jako jedna z kluczowych postaci. Cieszę się, że zostałem też akcjonariuszem firmy. Mam motywację, by przywrócić Williamsa na czołowe pozycje - mówił Lowe po podpisaniu kontraktu.

Już podczas pierwszego sezonu pracy Lowe'a ekipa z Grove utrzymała piąte miejsce w klasyfikacji. Jednak należy pamiętać, że Brytyjczyk nie brał udziału w pracach nad konstrukcją modelu na rok 2017.

Akt drugi. Sirotkin i nieudany samochód

Sezon 2018 był już pasmem porażek dla Williamsa i Lowe'a. Niektórzy dziwili się nawet, że Brytyjczyk nie stracił pracy w zeszłym roku. Model FW41 był śmiałą i autorską koncepcją dyrektora technicznego. I chociaż okazał się bublem, tak naprawdę Lowe nie wziął odpowiedzialności za jego stworzenie. Zostały też obnażone jego zdolności. Brytyjczyk, już bez wsparcia ogromnego zastępu ludzi, nie był w stanie stworzyć konkurencyjnej maszyny.

Zamysł Lowe'a był ciekawy. Brytyjczyk chciał połączyć najlepsze cechy samochodów Ferrari i Mercedesa, wywrócił do góry nogami koncepcje stosowane we wcześniejszym modelu FW40. Zapomniał jednak, że maszyna tworzy całość i nie można układać jej niczym puzzli, zapożyczając po elemencie z konkurencyjnych pojazdów.

Na problemy z FW40 narzekał już w roku 2017 Felipe Massa, który zwracał uwagę na to, że nie gwarantuje on odpowiedniej siły docisku. W zeszłym sezonie problem tylko się pogłębił, a na dodatek zespół miał dużo gorszych kierowców w swoich szeregach. Nie było już doświadczonego Brazylijczyka. Pojawiło się za to dwóch żółtodziobów w postaci Lance'a Strolla i Siergieja Sirotkina.

To właśnie Lowe stał za koncepcją, by zatrudnić Sirotkina i od początku popierał ten pomysł. Jako dyrektor techniczny odpowiadał za analizę czasów z posezonowych testów w Abu Zabi, która zadecydowała o rezygnacji z Roberta Kubicy właśnie na rzecz Rosjanina.

Przed Grand Prix Bahrajnu chcą uwolnienia więźnia politycznego. Czytaj więcej! 

Lowe szedł w zaparte przez cały rok. Twierdził, że kierowcy nigdy nie byli problemem Williamsa, że ich brak doświadczenia nie był decydujący w sezonie 2018. Eksperci mieli inne zdanie. Łatwiej bowiem rozwijać samochód komuś, kto ma porównanie z innymi maszynami. Tymczasem w Williamsie znalazło się dwóch młodych kierowców, którzy nie byli w stanie zapewnić inżynierom ciekawych informacji zwrotnych. Robił to jedynie rezerwowy Kubica. Tyle że Polak siedział za kierownicą samochodu tylko w trzech sesjach treningowych w ciągu roku.

Akt trzeci. Opóźnienia przed sezonem 2019

Gdzieś od jesieni z Williamsa dochodziły informacje, że kryzys formy to kumulacja wielu problemów, które w ostatnich latach gromadziły się pod dywanem w fabryce. Lowe miał być odpowiedzialny za wyprowadzenie sytuacji na prostą. Skoro utrzymał posadę dyrektora technicznego, to można było mieć nadzieję, że przekonał szefów firmy ciekawymi analizami i projekcjami przyszłości.

Lowe w wielu wywiadach podkreślał, że niektóre procesy w Williamsie zachodziły w zły sposób, że firma ze względu na swoją historię działa zbyt statycznie i powinna zwiększyć dynamikę, bo zmieniły się realia F1. Zapewniał przy tym, że w Grove pracuje sporo wykwalifikowanych inżynierów. Dlatego po nieudanym sezonie nie oglądaliśmy rewolucji kadrowej, Williams nie sprowadził żadnego dużego nazwiska. Uwierzono w umiejętności tych, którzy już byli na pokładzie.

Jednak po raz kolejny problemem okazał się Lowe. To on miał za późno decydować o zamówieniu części, przez co zespół spóźnił się na testy w Barcelonie. Grafik prac nad modelem FW42 był bardzo napięty i wystarczyły lekkie problemy, niedopasowanie kilku elementów, by Robert Kubica i George Russell stracili dwa dni testowe w Barcelonie.

Williams zapłacił wysoką cenę za opieszałość. Podczas gdy inne zespoły prace nad samochodami rozpoczęły w czerwcu, zespół zastanawiał się z jakiej skrzyni biegów korzystać w roku 2019. Decyzję o odrzuceniu propozycji Mercedesa podjęto dopiero z końcem sierpnia. Firmował ją oczywiście Paddy Lowe.

Efekt jest taki, że zespół i kierowcy stracili zaufanie do Lowe'a jeszcze przed startem sezonu 2019. Jego odejście było zatem nieuniknione. Brytyjczyk jedynie uprzedził ruchy swoim urlopem.

Szefom Williamsa nie pozostaje nic innego jak żałować, że nie podjęli decyzji o zwolnieniu Lowe'a w zeszłym roku. Z nowym dyrektorem technicznym na pokładzie i z nowymi pokładami energii zespół znajdowałby się w innym miejscu przed inauguracyjnym wyścigiem w Australii. Tyle że czasu nie da się cofnąć.

Komentarze (3)
avatar
Ralf_S
8.03.2019
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Możliwe, że Rob Smedley odszedł z ekipy przez Paddy Lowe'a. Może jako jedyny był w stanie powiedzieć Dyrektorowi o myśli o jego pomysłach. 
avatar
Michal Furmaniak
8.03.2019
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
No to tyle albo aż tyle. Williams został cofnięty z rozwojem o ładnych parę lat. Niewiadomą rzeczą jest też to, w jakim jest stanie finansowym. Żal mi Kubicy i Rassela a przede wszystkim Franka Czytaj całość