Daniel Ricciardo był bohaterem najgłośniej i najbardziej zaskakującego transferu w Formule 1 w ostatnich miesiącach. Australijczyk długo przekonywał kibiców i szefów Red Bull Racing, że zamierza przedłużyć swój kontrakt, po czym w sierpniu postanowił związać się z Renault.
- Pozbawiło mnie to sporej dawki energii. Chodziłem w kółko i zastanawiałem się, co jest najlepsze dla mojej przyszłości. Trochę mi to zajęło i miałem kilka nieprzespanych nocy z tego powodu. Gdy jednak podjąłem decyzję, to poczułem ulgę. Umysł od razu stał się jaśniejszy - powiedział Ricciardo.
Dla 29-latka to pierwsza tak poważna zmiana w życiu. Szansę debiutu w Formule 1 dał mu właśnie Red Bull za pośrednictwem swojej satelickiej ekipy - Toro Rosso. Dobre występy w barwach stajni z Faenzy poskutkowały transferem do głównego zespołu.
- Jestem zadowolony ze sposobu i warunków w jakich opuściłem Red Bulla. Nie odchodzę ze spuszczoną głową, nie spaliłem mostów za sobą. Nie doszło do niczego takiego. Żegnam się z ekipą pełen dumy. Dałem zespołowi wszystko, co najlepsze. Czuję, że w zamian też otrzymałem bardzo wiele - dodał kierowca z Antypodów.
Nie był to jednak łatwy dla sezon dla Australijczyka. Do rozterek związanych z transferem doszły bowiem problemy z awaryjnością tegorocznego samochodu Red Bulla. Z tego powodu Ricciardo nie ukończył sporej części wyścigów w drugiej fazie sezonu.
- Nie chcę sprowadzać tego do słów "męczyłem się, było źle". Generalnie byłem w stanie sobie poradzić z tym, co się działo. Moje życie nie ucierpiało z tego powodu. Jednak emocje, jakie odczuwałem podczas weekendów wyścigowych, były bardziej intensywne niż kiedykolwiek wcześniej. Pod względem mentalnym, chodziło o to, aby przezwyciężyć te wszystkie przeszkody i wrócić do gry - podsumował.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Imponująca technika młodych piłkarzy Barcelony. Wśród nich jest Polak