Niemal od początku sezonu przyszłość Daniela Ricciardo budziła ciekawość ekspertów. Australijczyk był przymierzany do Ferrari i Mercedesa. W padoku nie brakuje bowiem opinii, że 29-latek to jeden z czołowych kierowców w stawce, ale ze względu na niezbyt konkurencyjny samochód Red Bull Racing nie może walczyć o tytuł mistrzowski.
Na pewnym etapie włoska prasa uznawała transfer Ricciardo do Ferrari za pewnik. Twierdziła nawet, że obie strony zawarły umowę przedwstępną. Do finalizacji rozmów jednak nigdy nie doszło, a Helmut Marko zasugerował nawet, że to kwestia zbyt wygórowanych żądań finansowych Australijczyka.
- Ktoś powiedział, że chciałem za dużo pieniędzy? Jestem ciekaw, kto rozsiewa takie plotki. Tak, rozmawialiśmy z Ferrari. Jednak myślę, że oni w tamtej chwili mieli już porozumienie z Leclercem. Mam jednak jeszcze nieco czasu w F1, więc może następnym razem nasze rozmowy potoczą się inaczej - powiedział Ricciardo.
Ostatecznie Ricciardo postanowił zmienić otoczenie, ale postawił na Renault, co było dość zaskakującym ruchem. Francuzi dysponują bowiem gorszym samochodem niż "czerwone byki". Alain Prost, były mistrz świata i doradca francuskiej stajni, żałuje nawet, że kierowca z Antypodów nie otrzyma od Renault bardziej konkurencyjnej maszyny.
- Alain był zawsze dla mnie bardzo dobry. Wiem, że czeka nas trudny rok. Jednak możemy korzystnie wypaść. To wyzwanie dla nas wszystkich. Może nie będziemy od razu wygrywać, ale Renault ma odpowiednich ludzi i potencjał, aby to robić. Mam nadzieję, że nie zajmie nam to zbyt wiele czasu - dodał Ricciardo.
ZOBACZ WIDEO: Rajd Barbórka 2018. Dlaczego zawody są tak wyjątkowe?