Od tego roku w Formule 1 obowiązkowy jest system Halo, ale nie chroni on przed uderzeniami mniejszymi elementami. Przekonał się o tym Pierre Gasly, który zaraz po starcie wyścigu o Grand Prix Rosji został trafiony odłamkami z samochodu Daniela Ricciardo.
Francuz miał mnóstwo szczęścia, bo fragmenty z pojazdu Australijczyka wbiły się w wizjer w kasku, który spełnił swoją rolę i ochronił oko Gasly'ego. - To było przerażające. W pewnym momencie myślałem, że te odłamki przebiły szybkę i trafiły mnie w oko - mówi o tym zdarzeniu kierowca Toro Rosso.
Gasly od wielu lat jest związany z otoczeniem Red Bulla, któremu doradza Helmut Marko. Austriak sam miał podobne zdarzenie w Formule 1 przed wieloma laty. Los okazał się jednak dla niego mniej łaskawy, bo wskutek uderzenia Marko stracił oko, co zakończyło jego karierę.
- Myślałem o tym, ale na szczęście nie jechałem szybko w momencie tego zdarzenia. Gdybym był rozpędzony do 300 km/h na prostej, to byłoby inaczej. Później te odłamki wpadły do mojego kokpitu i gdy je oglądałem, to byłem zaskoczony jak ogromne były - dodaje 22-latek.
Wsparcie Gasly'emu zaoferowała już firma Arai. Japończycy zatrzymali felerny kask Gasly'ego i mają go dokładnie zbadać w swojej fabryce. Producent zdradził jedynie, że sam kask nie ma śladów jakichkolwiek uszkodzeń, a wizjer również jest w jednym kawałku.
- Teraz najważniejsza będzie analiza w naszej fabryce. Musimy zebrać wszystkie informacje na ten temat, bo to było bardzo silne uderzenie - stwierdza Peter Burger, który odpowiada w Araiu za projekt związany z F1.
ZOBACZ WIDEO: Serie A: Juventus triumfuje w meczu na szczycie! Ronaldo dogrywał zamiast strzelać [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]