16 lat w Formule 1, 267 wyścigów na koncie, 11 zwycięstw i 41 podiów - tak wygląda dorobek Felipe Massy. 36-latek miał apetyt na więcej, chciał pojechać jeszcze jeden sezon. Był przekonany, że nadal jest w stanie rywalizować na najwyższym poziomie. Więcej, nie miał wątpliwości, że jest najlepszym możliwym wyborem dla Williamsa. O utrzymanie posady walczył z całych sił, przekonywał, że lepszego kandydata nie ma, a jeśli zespół postawi na innego kierowcę, to "będzie to nieprofesjonalna i polityczna decyzja".
Przykre. To pierwsze słowo, jakie przychodzi mi na myśl, kiedy patrzę w jakim stylu Massa kończy z F1. Zafundował sobie finał, na jaki nie zasługiwała jego kariera. Felipe przez lata był facetem, który wzbudzał moją dużą sympatię i współczucie. Sympatię, ponieważ po prostu sprawiał wrażenie miłego gościa, a współczucie, dlatego, że zawsze był tym "drugim". Przez 15 lat startów, tylko raz udało mu się wywalczyć miano lidera. W 2008 roku, kiedy w jednym z najbardziej ekscytujących sezonów w historii, walczył z Hamiltonem o tytuł. Przegrał w ostatnim zakręcie ostatniego wyścigu, po tym, jak Lewis wyprzedził Timo Glocka i o punkt wyprzedził Brazylijczyka. Chyba każdemu było wówczas żal kierowcy z Sao Paulo. Później upokorzenia, jak to z sezonu 2010, kiedy usłyszał od swojego inżyniera słynne "Fernando is faster than you" i musiał pokornie przepuścić kolegę z zespołu. Zawsze pozytywnie wypowiadał się też o Robercie Kubicy, podkreślał, że trzyma kciuki za jego powrót do Formuły 1. To jednak zmieniło się w momencie, w którym Polak pojawił się na jego drodze o utrzymanie miejsce w F1.
Massa przestał być już miły i sympatyczny, chwytał się brzytwy. Czuł, że jego czas mija, więc postawił wszystko na jedną kartę. Rozpętał antykampanię, podważając sens zatrudnienia Roberta Kubicy, czy Paula di Resty. Czarny PR, jaki robił swoim rywalom do miejsca w Williamsie pozostawia rysę na nieskazitelnym, do tej pory, wizerunku. Komentarze, w których uderza w Kubicę, sugerując, że Polak nie da rady prowadzić bolidu jedną ręką były żenujące i poniżej pasa. A przede wszystkim rozczarowujące. O di Reście mówił z kolei, że po prostu jest słaby i się nie nadaje. W środowisku F1 to rzecz niesłychana. Zazwyczaj kierowcy toczą ze sobą zakulisową walkę. Twardą, ale fair. Nikt nie skarży się w mediach i nie uderza w konkurentów w tak prymitywny sposób. Massa nie wytrzymał ciśnienia i położył na szali swój wizerunek, aby tylko zaliczyć jeszcze jeden sezon.
Brazylijczyk mógł odejść z wysoko uniesioną głową, z opinią jednego z lepszych kierowców ostatnich kilkunastu lat w F1. Trzeba mu bowiem oddać, że gdyby nim nie był, nikt by Massy przez ponad dekadę w tym sporcie nie trzymał. Massa zasłużył na lepsze pożegnanie z F1 niż to, które sobie zafundował. Nieeleganckie komentarze i płaczliwa kampania odebrała mu sympatię rzeszy fanów. I co gorsze, wielu z nich straciło do niego szacunek. Szkoda.
Co decyzja Massy oznacza dla Kubicy? Odpadł główny rywal do miejsca w Williamsie. Jedna zagadka została rozwiązana i nie ma, co ukrywać, Polak jest teraz faworytem numer 1 do zostania zespołowym partnerem Lance'a Strolla w sezonie 2018. Na stole leży kontrakt (więcej o umowie dla Kubicy pisaliśmy TUTAJ), negocjowany przez obie strony. Brakuje jedynie podpisów. Powrót do F1, który jeszcze pół roku temu był tematem z kategorii science-fiction, teraz wydaje się jedynym logicznym wyborem, jakiego może dokonać Williams. Cały czas jednak za wcześnie na odkorkowywanie szampanów. Pamiętacie sytuację z Renault? Po oficjalnych testach F1 na Węgrzech, wszyscy byli pod wrażeniem jazdy Kubicy i czekali na kolejny ruch francuskiego zespołu. Skończyło się tym, że Kubica przegrał z silnikami i padł ofiarą skomplikowanej gry biznesowej na linii Renault-Toro Rosso-Honda, w wyniku której do Enstone trafił Carlos Sainz jr..
W walce o fotel kierowcy Williamsa pozostają jeszcze Paul di Resta, Pascal Wehrlein i Daniił Kwiat. Największym atutem Wehrlaina jest wsparcie Mercedesa, który dostarcza silniki Williamsowi i w przypadku zatrudnienia Niemca oferują zniżkę na swoje jednostki napędowe. Za Kwiatem stoją potężni rosyjscy sponsorzy gotowi wesprzeć budżet zespołu. Razem z di Restą pozostają jednak 'planem B'. Dla brytyjskiego zespołu priorytetem jest Kubica.
Williams od dwóch lat nie jest w stanie wrócić do walki z czołówką. Główny problem leży w rozwoju bolidu w trakcie sezonu. Przyszły rok ma być przełomowy. Dyrektor techniczny teamu Paddy Lowe przyznał, że od września wszyscy w fabryce koncentrują się wyłącznie na budowie samochodu na sezon 2018. Williams potrzebuje kierowcy, który nie tylko będzie szybki, ale będzie również potrafił wskazać obszary do poprawy, szybko zdiagnozować problem i pracować nad ustawieniami bolidu. Jednym słowem, potrzebują lidera. Lepszego od Kubicy nie znajdą.
ZOBACZ WIDEO: Zawodniczki pole dance odcinają się od klubów go-go. Duże perspektywy przed nowym sportem