Jarosław Wierczuk: Mercedes już nie taki groźny

Druga odsłona tegorocznego cyklu Grand Prix w Chinach była bardziej emocjonująca niż wyścig w Melbourne i to już od samych kwalifikacji.

Sensacyjnie w Q1 odpadł Max Verstappen co oznaczało dla niego start dopiero z 17-tej pozycji. W Q2 padł pierwszy rekord toru za sprawą Kimiego Raikkonena. Do tej pory utrzymywał się rekord ustanowiony przez Michaela Schumachera jeszcze w 2004 roku. To pokazuje jak restrykcyjne warunki techniczne narzucano przez ostatnie kilkanaście lat i na ile przełomowe są tegoroczne konstrukcje. W Q3 ten rekord poprawiany był jeszcze kilkukrotnie, do ostatnich sekund kwalifikacji. Ustawienie na starcie podobne było do tego z Australii, czyli bezpieczna przewaga Lewisa Hamiltona i bardzo wyrównana konkurencja pomiędzy Sebastianem Vettelem a Valtterim Bottasem. Niemiec okazał się szybszy o zaledwie 0,001 sekundy.

Po starcie kolejność w czołówce nie uległa zasadniczym zmianom, ale mimo to początek wyścigu był zdecydowanie chaotyczny, a to za sprawą specyficznych warunków. Było lekko mokro, więc logiczną decyzją większości teamów był start na oponach intermediate. Jednak na pierwszych okrążeniach miały miejsce dwie neutralizacje, ze względu na kolizję Lance'a Strolla i wypadek Antonio Giovinazziego. Pierwsza z nich w formie wirtualnego samochodu bezpieczeństwa, a druga już realnego. Każda tego typu sytuacja, szczególnie w dynamicznie zmieniających się warunkach to duża pokusa dla strategów, aby przechytrzyć rywali. Tym razem również nie zabrakło chętnych do zaryzykowania zmiany opon na slicki. Problem w tym, że decyzja okazała się zbyt wczesna. Warunki na torze były nietypowe. Nawierzchnia była niemal sucha, a jednocześnie przyczepność bardzo niska. Jednak Ferrari nie mogło przewidzieć, że raptem dwa okrążenia później dojdzie do kolejnej neutralizacji i wtedy niemal cała stawka zmieni już ogumienie na gładkie.

Hamilton cały czas utrzymywał prowadzenie, ale nie był w stanie rozbudować przewagi. Pierwsza piątka, czyli Lewis Hamilton, Daniel Ricciardo, Max Verstappen, Kimi Raikkonen, Sebastian Vettel jechała w małych odstępach. Tor wyjątkowo wolno podsychał, ale im przyczepność stawała się wyższa tym Brytyjczyk okazywał się szybszy. Jednocześnie wyraźne były różnice strategiczne. Hamiltonowi zespół założył opony soft. Pamiętamy jego krytykę ogumienia supersoft z Australii. Tym razem stratedzy zdecydowali się postawić na pewniejszy wariant. Z kolei Red Bulle jechały na oponach supersoft i w dużej mierze stąd wynikało wysokie tempo Verstappena oraz Ricciardo w stosunku do Hamiltona, szczególnie przy ograniczonej przyczepności.

Trzykrotny mistrz świata początkowo był przekonywany przez zespół, że w przeciwieństwie do niego Red Bulle będą musiały wykonać dodatkowy pit stop. To nie okazało się prawdziwą prognozą. Problem przede wszystkim w tym, że pod względem oponiarskim dla zespołów była to podróż w nieznane. Nie było tak naprawdę danych, które mogłyby jednoznacznie potwierdzić, że np. opony soft dotrwają do mety, a supersoft nie, szczególnie w mocno nietypowych warunkach. Decyzje były więc podejmowane w dużej mierze na wyczucie. Zespoły, podobnie jak kierowcy są jeszcze w fazie poznawania sprzętu.

ZOBACZ WIDEO Ligue 1: AS Monaco ucieka rywalom [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

W połowie wyścigu mogliśmy podziwiać rewelacyjne manewry wyprzedzania w wykonaniu Vettela. Najpierw uporał się z Raikkonenem, a następnie z Ricciardo. Co ciekawe atak nastąpił w tym samym miejscu, ale raz po wewnętrznej, a w przypadku Australijczyka po zewnętrznej. Chwilę później był już za Verstappenem, który z 17-ego pola startowego przez długi czas jechał na drugiej pozycji. Różnica prędkości była ewidentna, więc Vettel nie miał problemu również z tym manewrem. Widząc kłopoty z przyczepnością zespół natychmiast zdecydował o kolejnym pit stopie Verstappena. Była to dobra decyzja. Na pierwszy rzut oka Max Verstappen  dużo stracił, ale na kolejnym zestawie supersoft zaczął osiągać rewelacyjne czasy. I dokładnie o to chodziło. Ten wariant strategii zakładał dużą nadwyżkę prędkości na nowych oponach w stosunku do liderów wyścigu. Hamilton nie miał wyjścia i Mercedes musiał zareagować szybko podejmując decyzję o kolejnym pit stopie. Jednak do tego momentu przewaga Hamiltona była już mocno ugruntowana pozwalając chociażby na konserwatywny dobór opon. Mercedes po raz kolejny zdecydował się na ogumienie soft. Widać, że po Australii zespół boi się mieszanki supersoft. Mam wrażenie, że trochę przesadnie, ale tego typu lęki powinny zostać wyeliminowane wraz z gromadzeniem danych na temat zachowania się opon. Zarówno Red Bulle jak i Ferrari decydują się w drugiej części wyścigu na wersję soft, co przy niskiej temperaturze zewnętrznej jest logiczne.

Na ostatnich kilometrach wyścig ponownie ożył za sprawą rewelacyjnej walki i to w ramach jednego zespołu. O ostatnie miejsce na podium zmagał się Ricciardo z Verstappenem. Kilka "kółek" przed metą Holender miał raptem niecałe 2 sekundy przewagi nad kolegą z zespołu, a na sześć okrążeń walka była już bezpośrednia. Widać, że Verstappenowi zaczynała się kończyć powoli przyczepność, ale miał też dodatkowy problem. Tym problemem był podążający około 2 sekund przed Holendrem Romain Grosjean. Turbulencje dodatkowo obciążały opony Verstappena i ograniczały przyczepność. Kierowca teamu Haas miał okrążenie straty, a więc powinien mieć pokazane niebieskie flagi jednak nie był w stanie zredukować dystansu. Wywołało to falę protestów i próśb Holendra o reakcję Charliego Whitinga, która w końcu nastąpiła, ale Grosjean poruszając się takim samym tempem jak Verstappen nie miał zamiaru ustępować. Ostatecznie Verstappen obronił swoją pozycję mijając linię mety kilka metrów przed Ricciardo. Bezbłędna jazda pod dużą presją przez wiele okrążeń w mojej ocenie stawia Verstappena w roli najlepszego kierowcy dnia, szczególnie biorąc pod uwagę jego pozycję startową i mimo wszystko niższą konkurencyjność Red Bulla w stosunku do Ferrari.

Sytuacja punktowa po dwóch wyścigach jest niezwykle ciekawa. Hamilton i Vettel zajmują ex aequo pierwsze miejsce w klasyfikacji. Mercedes ma lekką przewagę pod względem czystej prędkości, chociaż trzeba pamiętać, że wyjątkowe możliwości kwalifikacyjne, "wykręcanie" czasów ponad normę, tak jak właśnie w Chinach jest jedną ze specjalności Hamiltona. Pod względem tempa wyścigowego Mercedes na pewno nie jest już tak niezagrożony jak w zeszłym roku. Lewis Hamilton zdawał się kontrolować wyścig, ale gdyby nie drobny błąd taktyczny zespołu na początku wyścigu w końcówce moglibyśmy mieć otwartą walkę o zwycięstwo podobną do tej pomiędzy Verstappenem, a Ricciardo.

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

Komentarze (0)