- Na długiej prostej, gdzie było mnóstwo miejsca z lewej i prawej strony, z jakiegoś powodu zostałem uderzony w lewe tylne koło i straciłem panowanie nad bolidem - tłumaczył po wyścigu Adrian Sutil.
Okazało się, że w bolid Force India uderzył jadący za Niemcem Pastor Maldonado. Adrian Sutil skończył wyścig po uderzeniu w barierę, Wenezuelczyk był w stanie kontynuować zawody.
- To był szok. Nigdy bym się nie spodziewał czegoś takiego. Jechałem swoją linią, była długa prosta, żadnego powodu, żeby jechać w takim kontakcie. Nie rozumiem, dlaczego ktoś miałby uderzyć w drugi bolid w takiej sytuacji. Przecież to mogło się skończyć tragicznie. Jechaliśmy ponad 300km/h, za nami były inne samochody. Wchodząc do bolidu chcemy wyjść z niego żywi. Trzeba czasami włączyć myślenie za kierownicą - mówił wściekły Sutil.
Pastor Maldonado nie poczuwał się jednak do winy za spowodowanie wypadku. - Nie spodziewałem się kontaktu z nim. Byliśmy blisko siebie i on zaczął mi odjeżdżać. Być może myślał, że jest już o całą długość bolidu przede mną i nagle poczułem, że doszło do kontaktu z moim przednim skrzydłem. Nie mam do niego żadnych pretensji. Czasami trudno ocenić taką sytuację - tłumaczył kierowca Williamsa.
Jesteś kibicem sportów motorowych? Zapraszamy na nasz fan page na Facebooku!
Kierowca Force India zwraca uwagę na fakt, że Pastor Maldonado od dłuższego czasu jest problemem dla wielu kierowców i nawet dłuższa rozmowa celem wyjaśnienia sytuacji na torze nie miałaby większego sensu.
- Nie ważne jak bardzo się do niego zbliżysz, on zawsze zahamuje 50 metrów później niż inni. Robi to na granicy. Wielu kierowców miało już z nim różne incydenty.
- Próbowałem kilka razy z nim rozmawiać, ale to nie ma sensu. On jest chyba z innej planety. Po wypadku na Spa, gdy wjechał prosto w Paula di Restę powiedział, że to nasza wina - powiedział Sutil.
Adrian Sutil po kolizji z Pastorem Maldonado: