Już tylko kilka tygodni dzieli nas od wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Z sondaży wynika, że Kamala Harris ma niewielką przewagę nad Donaldem Trumpem. Mieści się ona w granicach błędu statystycznego, dlatego trudno przewidzieć ostateczny rezultat elekcji. Dlatego też obaj kandydaci robią wszystko, aby dotrzeć do nowych wyborców.
Harris podczas wizyty w programie Howarda Sterna postanowiła puścić oko w kierunku sympatyków Formuły 1. Obecna wiceprezydent USA po raz pierwszy dość otwarcie powiedziała o swojej pasji do królowej motorsportu. - F1 jest taka dobra! Uwielbiamy ją! Cała nasza rodzina ją uwielbia - zaznaczyła.
Prowadzący program od razu postanowił zapytać, czy to tylko specjalny chwyt na potrzeby kampanii wyborczej. - Nie. Boże, nie! Właściwie to ostatnio nie mogłam oglądać wyścigów, bo prowadzę kampanię wyborczą, a śledzenie F1 jest trudne u nas ze względu na to, gdzie odbywa się dane Grand Prix, o jakiej godzinie. Czasem trzeba specjalnie nastawiać budzik - dodała przedstawicielka Demokratów.
ZOBACZ WIDEO: Kulisy rozstanie Woźniaka ze Stalą. Takie słowa włodarze przekazali zawodnikowi
Harris nie miała też problemu ze wskazaniem ulubionego kierowcy. Kandydatka Demokratów zdradziła, że wspiera Lewisa Hamiltona, choć wyraziła żal z powodu odejścia Brytyjczyka z Mercedesa.
- Jeśli ktoś nie ogląda tego sportu, to mogę powiedzieć jedno. Powinieneś zacząć. Możesz się łatwo wciągnąć w ten świat - zadeklarowała Harris.
Co ciekawe, Trump również w tym roku starał się o głosy sympatyków F1 w Stanach Zjednoczonych. W maju kandydat Republikanów był obecny na GP Miami, co nie było zaskoczeniem, bo Floryda jest bastionem tej partii. Później polityk spotkał się jeszcze z Zakiem Brownem i odwiedził garaż McLarena, który dowodzony jest przez Amerykanina.
Temat F1 może się jeszcze pojawić w kampanii wyborczej, gdyż już za kilka dni najlepsi kierowcy świata rywalizować będą w GP USA na torze COTA w Austin. Mieści się on w Teksasie, gdzie tradycyjnie zwycięstwa odnoszą kandydaci Republikanów.