Afera wokół Christiana Hornera wybuchła w lutym po doniesieniach holenderskiego dziennika "De Telegraaf". To on jako pierwszy doniósł, że pracownica Red Bull Racing oskarżyła swojego szefa o "niewłaściwe zachowanie". Później Brytyjczyk został oczyszczony z zarzutów, a kobiecie wytknięto nieścisłości w zeznaniach, ale to nie zakończyło sprawy.
Niemal od samego początku Jos Verstappen zdaje się być jedną z osób zaangażowanych w konflikt wokół szefa Red Bulla. Ojciec aktualnego mistrza świata ma nie najlepsze relacje z Christianem Hornerem, obaj starli się też w padoku toru w Bahrajnie na inaugurację sezonu 2024. Verstappen senior publicznie wezwał też Hornera do dymisji.
Zaskakująco w tej sytuacji brzmią słowa 52-latka, który w belgijskim serwisie Sporza zaapelował o "spokój" w Red Bullu. Równocześnie Verstappen potwierdził, że w ekipie toczy się "walka o władzę". - To część tego biznesu, ale konieczne jest również, aby w zespole zapanował spokój. Trzeba odzyskać harmonię w ekipie, ale biorąc pod uwagę okoliczności, zajmie to trochę czasu - stwierdził Jos Verstappen.
ZOBACZ WIDEO: Być albo nie być. Sezon prawdy dla Przemysława Pawlickiego
- Nie mogę wiele powiedzieć na ten temat. Miejmy nadzieję, że już wkrótce będziemy mogli ponownie skoncentrować się na ściganiu, bo o to w tym wszystkim chodzi. Ważne jest, aby Max nadal wygrywał - dodał ojciec aktualnego mistrza świata.
- Bolid Red Bulla na razie spisuje się bardzo dobrze i między inżynierami nie ma złej chemii. W większości przypadków Max może się odciąć od tego wszystkiego, ale dostaje wiele pytań na temat całej sytuacji. Nie podoba mu się to, ale to też część F1 - podsumował Holender.
Z nieoficjalnych informacji z padoku F1 wynika, że kluczowe osoby w Red Bullu miały zawrzeć "pakt o nieagresji". Dowodem na to mogą być właśnie powyższe słowa Josa Verstappena. Holender wraz z Helmutem Marko mają nie atakować Christiana Hornera, aby sprawa nie była głównym tematem nadchodzącego GP Australii.
Wydaje się jednak, że weekend w Melbourne ponownie może pozostać w cieniu skandalu wewnątrz Red Bulla. Rzekomo poszkodowana pracownica miała skorzystać z prawa do apelacji i chce, by firma jeszcze raz przyjrzała się zarzutom przeciwko Hornerowi. "Bild" otrzymał komentarz rzecznika austriackiej firmy, który twierdzi, że nic nie wie o tym, aby kobieta wniosła odwołanie od decyzji uniewinniającej szefa zespołu F1.
Czytaj także:
- Działanie za plecami. Szykuje się skandal w F1
- Orlen u boku Kubicy. Nowe auto Polaka pokazane