Samochód bezpieczeństwa wyjechał na tor w GP Włoch, po tym jak na 47. okrążeniu doszło do awarii bolidu Daniela Ricciardo. Tyle że sędziowie bardzo długo czekali z decyzją o neutralizacji. Najprawdopodobniej stewardzi zastanawiali się nad tym, czy można ograniczyć się do wirtualnego samochodu bezpieczeństwa, czy też należy sięgnąć po bardziej zdecydowane kroki.
Następnie kierowcy Formuły 1 bardzo długo podążali za samochodem bezpieczeństwa i ostatecznie nie było im już dane wznowić rywalizacji, bo GP Włoch zaplanowano na dystansie 53 okrążeń. - Dajcie spokój, przecież tor jest już czysty - irytował się przez radio Charles Leclerc, gdy dowiedział się, że wyścig nie zostanie wznowiony.
Dla kierowcy Ferrari był to cios, bo gdyby doszło do restartu na przedostatnim albo ostatnim okrążeniu, to miałby on jeszcze szansę na przeprowadzenie ataku na Maxa Verstappena. Tak się jednak nie stało. - Zakończenie wyścigu było rozczarowujące. Szkoda, że nie było nam dane się ścigać, ale też musimy przyznać, że nasze drugie miejsce to konsekwencja tego, co wydarzyło się wcześniej - powiedział później Leclerc w Sky Sports, nawiązując do ryzykownej strategii i braku tempa Ferrari.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: partnerka Milika błyszczała w Paryżu
Co ciekawe, zachowanie sędziów skrytykował też Christian Horner. - Nie chcemy wygrywać wyścigów jadąc za samochodem bezpieczeństwa. Powtarzamy to od lat. Było mnóstwo czasu, aby posprzątać tor i wznowić rywalizację - powiedział szef Red Bull Racing w Sky Sports.
Zdaniem Hornera, jego kierowca i tak obroniłby się przed atakami Leclerca, ale kibice mają prawo czuć rozczarowanie, że nie zobaczyli pasjonującej walki. - Zaoszczędziliśmy nowy zestaw miękkich opon, podczas gdy Charles dostał używany komplet. Jednak nie było nam dane zobaczyć tego pojedynku. To jest sprzeczne z zasadami, o których mówiliśmy od lat, że nie chcemy kończyć wyścigów za samochodem bezpieczeństwa - dodał szef Red Bulla.
- Największymi przegranymi są w tej sytuacji kibice. Podzielamy ich rozczarowanie, bo zostali pozbawieni niesamowitego finiszu. Myślę, że dyrekcja wyścigu miała dość czasu, by wznowić rywalizację i musimy to przeanalizować, aby nie doszło w przyszłości do powtórki. Zwłaszcza że przecież bolid Ricciardo nie trafił w bandy, niczego nie uszkodził, tylko stał na poboczu - podsumował Horner.
Czytaj także:
Jaka przyszłość Ferrari w F1? Prezydent firmy mówi o "zbyt wielu błędach"
Bunt przeciwko kierowcy w F1. Nie dostanie szansy?