W ubiegły czwartek ogłoszono zawieszenie działalności aquaparków, basenów, klubów fitness i siłowni. Następnego dnia uchylono jednak furtkę, dzięki której obiekty mogły pozostać otwarte, choć tylko dla wybranych - sportowców, osób biorących udział we współzawodnictwie, czy zajęciach sportowych. W branży panuje duża niepewność, ale Agnieszka Stelmaszyk, która prowadzi siłownię w podpoznańskich Szamotułach, przyznaje, że tym razem sytuacja jest zupełnie inna niż podczas lockdownu w marcu.
Szymon Mierzyński, WP SportoweFakty: Co poczułaś, gdy 15 października ogłoszono zawieszenie działalności siłowni i basenów?
Agnieszka Stelmaszyk, właścicielka siłowni Stel Gym & Fitness w Szamotułach: Kompletnie nikt się tego nie spodziewał. Podejrzewam, że żaden właściciel siłowni, ani klienci nie zakładali, że może do czegoś takiego dojść. Powód jest bardzo prosty: nie było żadnego ogniska zakażeń w tego typu obiektach. Realizowaliśmy wszystkie zalecenia sanitarne.
Decyzja została ogłoszona półtora dnia przed jej oficjalnym wdrożeniem, po czym nazajutrz, w piątek w godzinach popołudniowych, zmieniono zasady i dodano zastrzeżenie, że kluby fitness mogą być otwarte dla sportowców, czy osób biorących udział w zajęciach. Panuje ogromne zamieszanie.
Przepisy są niejasne i każda z siłowni szuka wyjścia z tej sytuacji. Na chwilę obecną jest tak, że przeciętny Kowalski, a tak naprawdę z tych ludzi głównie żyjemy, nie może korzystać z naszej oferty. Trudno sobie wyobrazić, że jakikolwiek klub utrzyma rentowność, świadcząc usługi tylko dla wyczynowych sportowców.
ZOBACZ WIDEO: Branża fitness nie wytrzyma kolejnych obostrzeń. "U nas nawet tłumów nie ma, więc o co chodzi?"
Jakąś furtką są "zajęcia sportowe".
Tak, ale sami do końca nie wiemy, na jakiej zasadzie trening jest za nie uznawany. Wydaje mi się, że według rządu każde zajęcia muszą mieć jakiś cel.
Jaka była reakcja klientów na informację o potencjalnym zamknięciu siłowni?
Byli w ciężkim szoku. Gdy w marcu doszło do lockdownu, ludzie sami się bali i przychodzili zdecydowanie mniej chętnie niż ostatnio. Teraz nasze społeczeństwo jest już bardziej świadome. Klienci chcą ćwiczyć, dbać o swoje ciało i po prostu wzmacniać odporność przez wysiłek fizyczny. Widać duży bunt przeciwko tym decyzjom.
W całym kraju pod petycją protestacyjną podpisało się niemal 180 tys. osób.
Fajnie, że klienci stoją za nami murem. To wsparcie jest bardzo ważne. Oni widzieli, jak duże środki ostrożności stosuje się na siłowniach. W swoim obiekcie mam kilka punktów, w których stoją płyny do dezynfekcji. Każdy przychodzi z własnym ręcznikiem i dezynfekuje po sobie sprzęt. Mam lokal o powierzchni 450 metrów kwadratowych.
Ile osób pojawia się w nim w najbardziej popularnych porach?
Maksymalnie kilkanaście, więc jestem w stanie każdej z nich dać kilkadziesiąt metrów powierzchni. Jest jeszcze jedna bardzo istotna kwestia, o której się nie mówi. Jeśli ktoś czuje się źle, to przecież siłą rzeczy nie pójdzie do klubu fitness, bo chwilowo jest za słaby na trening. Zakupy robić trzeba, więc do sklepu taka osoba musi pójść, ale na siłowni się na pewno nie pojawi.
W sobotę w Warszawie zorganizowano protest, a w poniedziałek odbyło się spotkanie przedstawicieli branży z wicepremierem Jarosławem Gowinem. Jakie sygnały płyną po tych rozmowach?
Wicepremier podszedł do sprawy ze zrozumieniem. W spotkaniu brała też udział przedstawicielka sanepidu, która wprost została zapytana o przyczynę zamknięcia siłowni. Nie potrafiła udzielić odpowiedzi, nie przedstawiła żadnych argumentów, które tłumaczyłyby taki ruch.
Cała branża tkwi trochę w zawieszeniu.
Nie wiemy, co mamy robić. Rząd nie daje żadnych wytycznych. Za ogłoszeniem tej pierwszej decyzji z 15 października o zawieszeniu działalności nie poszły jakiekolwiek informacje o zwolnieniu z płacenia składek itd. Musimy czekać. Nieoficjalnie mówi się, że w sobotę może dojść do ponownego otwarcia, ale mało kto w to wierzy.
Co zamierzacie?
Każdy raczej skupia się na szukaniu możliwości zarobienia chociaż na koszty. Według aktualnych zasad legalnie możemy przyjmować sportowców lub osoby, które przygotowują się do zawodów. Z tego co słyszałam, w innych miastach policja już pojawiała się na siłowniach. Funkcjonariusze sami jednak nie wiedzą, jak do tego tematu podejść. Oficjalnie można też otwierać kluby jako sklepy z odpłatnym testowaniem sprzętu.
Nie chodzi jednak o to, żeby branża była zmuszana do odstawiania szopek.
Dokładnie, ja nie chcę czegoś takiego robić. Nie chciałabym też organizować w klubie miejsca kultu religijnego, bo takie pomysły też widziałam. Problem w tym, że rząd się tak w tym wszystkim zagmatwał, że chyba sam nie wie, co robić. Właśnie dlatego są wątpliwości, czy do ponownego otwarcia dojdzie już w sobotę. Za daleko to zaszło.
Zmiany w rozporządzeniu mogą jednak świadczyć, że celowo otwarto wam furtkę - bez oficjalnego wycofania się z zakazu, ale z puszczeniem oka.
Być może tak, lecz to wcale nie rozwiązuje problemu. Rozmawiam z klientami i oni się boją przychodzić. Nie wiedzą, czy jeśli trafią na kontrolę, nie zostaną ukarani. Nikt nic nie wie.
Pierwszy lockdown zakończył się na początku czerwca. Od tamtego okresu ruch na siłowni wrócił już do normy?
Otwarto nas na początku wakacji, a czerwiec, lipiec i sierpień to okres praktycznie martwy. Dochody nie były duże, więc trudno mówić o wyjściu na prostą. Ruch zaczął się na początku września, a w drugiej połowie tego miesiąca powoli wracał do normalnego. Niestety później zaczęło się kolejne straszenie i bazowałam głównie na stałych klientach. Na zajęciach typu zumba czy joga też mam mniej osób niż kiedyś.
Jakie są teraz nastroje w branży?
Jeśli państwo nie dojdzie z nami do porozumienia, to bardzo dużo siłowni nie przetrwa. Drugiego lockdownu nie przeżyjemy. Takie sygnały mam od wielu znajomych, którzy prowadzą siłownie. Działalność straci sens. Sama w marcu, kwietniu i maju musiałam sięgnąć po oszczędności, bo to co dostaliśmy od państwa, nie pokryło nam strat. W branży fitness wielu pracowników nie jest zatrudnionych na stałe i dlatego nie łapali się na tarcze antykryzysowe. Kończyło się tylko na śmiesznym postojowym. To kwoty sięgające 2 tys. zł, a za takie pieniądze nie da się nawet opłacić dzierżawy. Teraz sytuacja się powtarza i to w okresie, gdzie w latach poprzednich klientów było najwięcej. Bardzo wielu ludzi właśnie przed zimą zaczyna bardziej dbać o odporność lub nie chce się roztyć od siedzenia przed telewizorem.
Bardziej czujecie teraz strach, czy jednak determinację, by przekonać rząd do swoich racji i nie dopuścić do zamknięcia siłowni?
Zdecydowanie to drugie, zwłaszcza że idą za nami klienci. Oni też są bardzo źli, że próbuje się zamknąć miejsca, do których lubili przychodzić.
Czytaj także:
Drakońskie kary za rasistowskie okrzyki w klasie okręgowej. "Bardziej opłaca się pobić sędziego"
El. MŚ 2022: zwycięstwa Argentyny i Brazylii, Ekwador lepszy od Urugwaju