39-letni Antonio Margarito (41-8, 27 KO) to jeden z ulubieńców meksykańskich kibiców, ale to także pięściarz o bardzo kontrowersyjnej przeszłości. Wciąż wielu wypomina mu skandal z 2009 roku, gdy w starciu z Shane'em Mosleyem świadomie użył nieznanych substancji do utwardzenia bandaży. To miało wydatnie wpłynąć na jego siłę ciosu, a mimo to przegrał ze "Słodkim" przez techniczny nokaut w 9. rundzie.
Margarito próbuje niechlubną przeszłość odciąć grubą kreską, ale z byłego czempiona stał się już tylko gwiazdeczką lokalnych gal. I podczas takiej właśnie imprezy w mieście Chihuahua spotkał się z Carsonem Jonesem (40-12-3, 30 KO). Amerykanin z Oklahomy nie wyglądał fizycznie na dobrze przygotowanego, a mimo to sprawiał wielkie problemy byłemu rywalowi Manny'ego Pacquiao.
Latynoski weteran stracił większość ze swoich atutów, poza sercem do walki i odporną głową. Margarito był wolny, przewidywalny i słaby w obronie, ale ambicją próbował przedzierać się przez zasieki Jonesa. Wciąż w swoim arsenale miał ciosy na korpus i to procentowało.
ZOBACZ WIDEO Michał Kołodziejczyk z Danii: Koszmar, katastrofa, kompromitacja!
Od drugiej rundy Margarito musiał zmagać się z kontuzją lewego oka. Wróciły więc stare problemy, bowiem "Tornado" już w starciu z Pacquiao (listopad 2010) doznał fatalnego urazu, który nieomal zakończył mu karierę. W piątej rundzie Jones uwierzył w siebie i kilkukrotnie zranił Meksykanina, a gdy ten znalazł się w opałach, to z pomocą przyszedł sędzia ringowy, udzielając ostrzeżenia Amerykaninowi za rzekome ataki głową.
Problemy Margarito się piętrzyły, a po siódmym starciu potyczka została przerwana ze względu na pogłębiający się uraz. Doszło do podliczenia kart punktowych, a sędziowie wskazali jednogłośnie na triumf gospodarza (68-64, 67-65, 67-65). Werdykt wzbudził sporo kontrowersji. Pomimo triumfu ze starego mistrza zostało naprawdę niewiele, a powtarzające się urazy powinny skłonić go definitywnego rozbratu z ringiem.