Maciej Sulęcki (33-3, 13 KO) był skazywany na porażkę w walce z Alim Achmiedowem, której stawką był pas WBC Silver w kat. superśredniej. Polak pokazał jednak klasę i rozbił rywala przed jego publicznością w Astanie.
Minęło pięć sekund od rozpoczęcia pierwszej rundy, a Achmiedow już znalazł się na deskach i był liczony. Kazach co prawda wrócił do walki, jednak Sulęcki ewidentnie wyczuł krew i do końca tej odsłony zaliczył jeszcze jeden nokdaun. Powtórzy to również w piątej rundzie.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak przyszedł do poprawczaka. Straszne, jak zareagował jeden z chłopców
Na dziesięć sekund przed końcem ostatniej, 10. rundy, Achmiedow ponownie padł na deski. Tym razem jednak nie wykazał już woli kontynuowania walki, w efekcie czego Sulęcki wygrał przez techniczny nokaut. Chociaż na ringu zaprezentował się znakomicie, to nie zarobił zbyt wiele na tej walce, co przyznał w rozmowie z Interią.
- Za to nie było dużej wypłaty. Wziąłem na siebie skrajne ryzyko, pojechałem na teren rywala do Kazachstanu i jeszcze za pieniądze, które jak na boks są bardzo, bardzo malutkie. Dla przeciętnej osoby nie byłyby to małe pieniądze, ale w tym biznesie taka stawka, proszę mi wierzyć, jest niewielka. Tak jak mówię, podjąłem bardzo duże ryzyko, ale ono się opłaciło - mówił.
Sulęcki wierzy, że zdobycie pasa WBC Silver otworzy mu drzwi do bardziej prestiżowych i intratnych walk. Przekazał, że następne pojedynki planuje stoczyć z dużymi "nazwiskami" i liczy, że ewentualne zwycięstwa pozwoliłyby mu zawalczyć o pas mistrza świata. A ten obecnie dzierży legendarny Meksykanin Canelo Alvarez. - Na pewno idziemy w kierunku walki o tytuł mistrza świata - podkreślał polski pięściarz.
W trakcie rozmowy nawiązał również do swojego występu na freak fightowej gali Fame Reborn. Przegrał wówczas z Normanem Parke starcie, które odbywało się w "mieszanej formule" - pierwsza i trzecia runda zostały zakontraktowane na zasadach bokserskich, a druga w K-1. Sulęcki przyznał, że otrzymał za tę walkę "fajne pieniądze".