Jeszcze dwa miesiące temu sytuacja w wadze ciężkiej była stabilna i przewidywalna. Władimir Kliczko dzierżył pasy WBA, WBO, IBF, zaś czempionem WBC był Deontay Wilder (po wycofaniu się Witalija Kliczki pas zdobył Bermane Stiverne, który następnie przegrał z "Bronze Bomberem"). Ukrainiec myślał o zdobyciu brakującego skalpu, ale niespodziewanie uległ 28 listopada 2015 r. Tysonowi Fury'emu. To był początek trzęsienia ziemi w "heavyweight".
Oglądając listopadową walkę w Duesseldorfie, Charles Martin pewnie nawet nie przypuszczał, że wkrótce nadejdzie jego czas. 29-letni Amerykanin (boksujący zaledwie od siedmiu lat) plasował się wprawdzie w czołowej "10" rankingu IBF, ale od pojedynku o tytuł dzieliła go przepaść. Wówczas jednak zaczęła mu sprzyjać fortuna.
Uśmiech fortuny
Federacja IBF nakazała Fury'emu bronić tytułu w walce z pogromcą Tomasza Adamka, Wiaczesławem Głazkowem, który miał status obowiązkowego pretendenta. Tyle że Anglik najpierw zamierza stoczyć rewanżowe starcie z Kliczką (ma się odbyć 7 maja br.). Po pierwsze, zobowiązał się do tego, podpisując kontrakt na ich pierwszą walkę. Po drugie, rewanż z wieloletnim mistrzem zapewni mu znakomite pieniądze. Z Głazkowem zarobiłby "grosze".
Fury pożegnał się więc z tytułem IBF, a federacja wyznaczyła w grudniu 2015 r. do walki o wakujący pas Głazkowa i właśnie Martina, który zajmował wówczas czwarte miejsce w rankingu. Bukmacherzy stawiali na zwycięstwo "Czara", ale pochodzący z St. Louis w stanie Missouri "Książę" tryskał optymizmem. - Jestem silny, potężny i nieuchwytny, jestem kompletnym bokserem. To będzie najtrudniejsza walka w życiu Głazkowa. Na jego miejscu nie chciałbym walczyć z kimś takim jak ja - mówił Martin.
16 stycznia w Barclays Center w Nowym Jorku nie obejrzeliśmy jednak fajerwerków. Nie zdążyliśmy. Do Amerykanina po raz kolejny bowiem uśmiechnęło się szczęście. W III rundzie Głazkow poślizgnął się na reklamie piwa Corona i skręcił kolano. Próbował jeszcze podjąć walkę, ale kilkanaście sekund później upadł po raz drugi. Ból rysował się na jego twarzy. Ukraiński bokser powiedział sędziemu, że nie jest w stanie kontynuować pojedynku.
"Napompowany" rekord
W ten sposób 29-letni Martin odniósł życiowy sukces. Trudno przewidzieć, jak potoczyłaby się ta walka, gdyby nie uraz Głazkowa. Po dwóch rundach na kartach sędziowskich był remis.
Doszło do swoistego paradoksu. Jeszcze nie tak dawno, by otrzymać prawo walki o pas mistrza wagi ciężkiej, trzeba było pokonać kilku renomowanych rywali. Teraz zaś na szczycie znalazł się bokser, który... praktycznie nie mierzył się z nikim z czołówki, a w pojedynku o pas wygrał wskutek kontuzji faworyta.
Vicente Sandez, Tom Dallas, Raphael Zumbano Love, Damon McCreary, Kertson Manswell - te nazwiska są znane tylko tym, którzy wnikliwie śledzą bokserskie pojedynki. Przeciętnemu kibicowi nic nie mówią. To pięciu ostatnich rywali Martina przed starciem z Głazkowem. Walczący od 2012 r. na zawodowych ringach Amerykanin zdecydowaną większość pojedynków wygrał przed czasem. Legitymował się rekordem 22-0-1, 20 KO (jedyny remis padł w walce z Alvaro Moralesem w 2013 r.). Mocno "napompowanym", biorąc pod uwagę klasę przeciwników.
[nextpage]Martina nie uwzględniał w swoim rankingu magazyn "The Ring". Zmieniło się to dopiero po wygranej z Głazkowem (nowy mistrz zadebiutował na 10. pozycji).
"Nic specjalnego"
Miłośnicy boksu toczą na forach internetowych zażarte dyskusje. Pada pytanie, czy Martin jest najsłabszym mistrzem świata wagi ciężkiej w historii. Zdania w tej kwestii są podzielone. "Książę" posiada także niezaprzeczalne atuty - warunki fizyczne (wzrost - 196 cm; zasięg ramion - 203 cm) oraz dość niewygodny dla rywali styl boksowania. Martin jest pięściarzem leworęcznym (dopiero szóstym w historii mistrzem-mańkutem w wadze ciężkiej; po Michaelu Moorerze, Chrisie Byrdzie, Corrie Sandersie, Rusłanie Czagajewie i Sułtanie Ibragimowie).
Większość internautów zgadza się z tezą, że Amerykanin z pewnością jest najbardziej fartownym czempionem w królewskiej z dywizji boksu. Na poniższym zdjęciu widzicie go z Władimirem Kliczką.
"Książe" mógłby liczyć na to, że po zdobyciu pasa - bez względu na okoliczności - doczeka się szacunku rywali i ekspertów. Pierwsze reakcje były jednak raczej prześmiewcze. Joseph Parker, nadzieja nowozelandzkiego boksu (24-latek ma bilans 17-0 i zajmuje 7. miejsce w rankingu IBF), zakpił z Martina. - Oglądaliśmy go, zdobył pas mistrza, ale... on nie jest niczym specjalnym - wypalił Parker.
Szpilka ustawia się w kolejce
Odważną tezę postawił Tony Bellew, brytyjski bokser wagi junior ciężkiej (niedawno pokonał Mateusza Masternaka), który dla Sky Sports komentował galę w Nowym Jorku. Twierdzi, że Martin nie zasługuje na miejsce w czołówce. - Analizuję boks przez całe życie. Z całym szacunkiem do Głazkowa i Martina, jestem przyzwyczajony do prawdziwych gwiazd wagi ciężkiej. Lubiłem Mike'a Tysona, Lennoksa Lewisa i Riddicka Bowe. Nie uważam, że Tyson Fury powinien zostać pozbawiony tytułu IBF. Pokonałby Martina i Głazkowa tego samego wieczoru - stwierdził Bellew.
Martin nie przejmuje się tymi opiniami. - Chcę unifikować pasy, walczyć z Furym, Wilderem. Chcę mieć wszystkie pasy - mówił po pokonaniu Głazkowa. - Charles chce dać publiczności ekscytujące show. Następnym rywalem będzie ktoś, kto razem z nim dostarczy kibicom rozrywki - dodał Mike Borao, menedżer "Księcia".
Promotorzy nowego mistrza śmieją się, że kiedyś z Martinem nikt nie chciał walczyć, a teraz ustawia się do niego kolejka pięściarzy, zwabionych perspektywą zdobycia pasa IBF. Jest w tej kolejce także Artur Szpilka, który na razie liże rany po porażce z Wilderem. - W najbliższym czasie jadę do Polski, żeby zoperować rękę i odpocząć. Potem wracam do USA i chciałbym zaatakować pas IBF - powiedział "Szpila". Do Martina "uśmiecha się" także Brytyjczyk Dereck Chisora.
Dziennikarze Sky Sports uważają, że jedną z najbardziej atrakcyjnych opcji byłaby walka Martina z Wilderem. Byłby to pierwszy od 1997 roku (wówczas Evander Holyfield vs Moorer) pojedynek dwóch amerykańskich mistrzów wagi ciężkiej. Zwycięzca tego starcia mógłby następnie zmierzyć się z Furym lub Kliczką. A na szali znalazłyby się wszystkie cztery pasy najważniejszych federacji bokserskich. Na razie jednak Wilder spotkać się ma z Aleksandrem Powietkinem.
Michał Fabian