Do sierpnia 2019 roku Adam Kownacki nie miał ani jednej porażki w swoim rekordzie, który wyglądał imponująco. Na koncie miał 20 zwycięstw. Jego pierwszym pogromcą był Robert Helenius. Fin wygrał z nim także drugą walkę dziewiętnaście miesięcy później.
Pięściarz z Łomży poległ w ostatnim starciu z Alim Erenem Demirezenem. Trzy przegrane z rzędu wyglądają na papierze bardzo źle, a sam zawodnik będzie zapewne zmagać się z niemałymi problemami, aby wrócić do czołówki królewskiej kategorii.
Już teraz je ma, bowiem telefonu nie odebrał od niego... menedżer Keith Connolly. - Nie odebrał, w efekcie cały czas nie wiem, na czym stoję. Ta sytuacja mocno mnie denerwuje. Z rywalami przecież nie ma problemu, bo z kim nie przyszłoby walczyć, zawsze powiem "tak" - powiedział Adam Kownacki w rozmowie z Interią.
ZOBACZ WIDEO: Szpilka w szoku po walce Chalidowa z Pudzianowskim. "To była petarda"
- Bilety też chciałem sprzedawać sam, bo już na tyle zapracowałem sobie na nazwisko, że mam duże grono swoich kibiców. Non stop pojawiają się jakieś dziwne gierki. (...) Wiesz, zacząłem przegrywać, więc pewnie moja wartość spadła, ale w ten sposób też poznaje się ludzi - dodał.
Mimo trzech porażek z rzędu Adam Kownacki chce jeszcze stoczyć kilka pojedynków w zawodowym ringu. 33-latek ma nadzieję, iż pod koniec swojej kariery sprawi polskim kibicom trochę radości i temat jego potencjalnej walki "wkrótce ruszy".
- Na pewno podbudowuje mnie myśl, że swego czasu już przeszedłem przez duże zawirowanie, gdy kontuzja wyeliminowała mnie z boksu na trzy lata. Wtedy wróciłem i kawałek dobrej roboty wykonałem. Liczę, że teraz będzie podobnie i przez może dwa, góra trzy lata, pozostawię po sobie jak najlepsze wrażenie - dodał.
Zobacz też:
Była rywalką Brodnickiej. Straszne, jakiej zbrodni się dopuściła
Skandaliczne oświadczenie. Podjęto decyzję ws. Rosjan i Białorusinów