Gdy w listopadzie 2015 roku Tyson Fury pokonał Władimira Kliczkę, wydawało się, że świat ma u stóp. Brytyjczyk deklarował, że na lata zdominuje rywalizację w wadze ciężkiej. Popadł jednak w problemy, które na niemal trzy lata zatrzymały jego karierę. - Uzależniłem się od alkoholu i narkotyków. Chciałem tylko umrzeć i dobrze się bawić. Gdy alkohol się skończy, zostaje kac i jeszcze większa depresja - mówił Fury.
Brytyjczyk cierpiał na depresję. Jego stan był tak zły, że chciał popełnić samobójstwo. - To był mój cel od dziecka i go osiągnąłem. Byłem zagubiony, nie wiedziałem, co robić. Budziłem się i nie chciałem żyć. Miałem szalone myśli - stwierdził były mistrz świata.
- Latem 2016 roku kupiłem nowy kabriolet Ferrari. Jechałem nim autostradą, osiągnąłem prędkość 190 mil i zmierzałem w stronę mostu. Nic mnie nie obchodziło, po prostu chciałem umrzeć. Usłyszałem głos, mówiący bym tego nie robił. Bałem się, nie wiedziałem co robić - przyznał Fury.
1 grudnia Fury stoczy kolejną walkę. Jego rywalem będzie Deontay Wilder. Fury na zawodowych ringach wygrał wszystkie 27 walk, z czego 19 przez nokaut.
ZOBACZ WIDEO Mecz na Old Trafford od kuchni. Nasz reporter był na hicie Ligi Mistrzów Manchester United - Juventus Turyn