Dla Krzysztofa Głowackiego był to drugi tegoroczny występ w zawodowym ringu. 10 lutego, na gali w Nysie, "Główka" po słabym występie pokonał na punkty mniej doświadczonego Sergieja Radczenkę.
Były mistrz świata federacji WBO przed starciem notował passę trzech zwycięstw rzędu. Od momentu straty pasa na rzecz Ołeksandra Usyka pięściarz z Wałcza pokonał kolejno Hiznego Altunkayę, Leonardo Damiana Bruzesse i wspomnianego Ukraińca.
Z kolei 32-letni Santander Silgado nie odniósł w swojej karierze wielkich sukcesów, ale boksował z czołówką wagi cruiser. Przegrywał jednak przez nokaut z Dmitrijem Kudriaszowem czy Denisem Lebiediewem w walce o tytuł mistrza świata federacji WBC.
W głównym pojedynku gali Knockout Boxing Night Kolumbijczyk nie otrzymał od Polaka szansy na zaprezentowanie swoich umiejętności. Pojedynek zakontraktowany na dziesięć rund nie potrwał nawet jednej.
Polski eks-czempion WBO od początku konfrontacji był bardzo aktywny. Trafiał prawym i próbował uderzać również lewą ręką. Sytuacja wyjaśniła się w półdystansie. Głowacki trafił potężnym ciosem z lewej. Przyjezdny padł na deski, sędzia ringowy nie miał wyboru i musiał zakończyć starcie. Kolumbijczyk wyglądał jak po bardzo ciężkim nokaucie.
- Poszedł mocny cios. Chciałem wywierać presję od początku. W Wałczu są najlepsi kibice. Tu czuję się najlepiej. Wraca stary "ja" - powiedział uradowany "Główka" tuż po pojedynku w swoim mieście.
Po walce można dojść do dwóch wniosków. Głowacki powinien szybko dostać pojedynek z dużo mocniejszym przeciwnikiem. Silgado z kolei musi o takich starciach póki co zapomnieć.
ZOBACZ WIDEO Michał Kołodziejczyk: Wybór 35 zawodników na MŚ to show. Rozbudza wyobraźnię kibiców
A wy sie podniecacie
Jak można tak promować zawodnika??!!??
Huck dostał lanie, i walczył zaraz potem w największych galach.
Główka walczy z kelnerami w pipidówkach