Justyna Kowalczyk wściekła na COS w Zakopanem. "Nic się nie zmieniło! Aż szkoda pisać"

Getty Images / Chung Sung-Jun / Na zdjęciu: Justyna Kowalczyk
Getty Images / Chung Sung-Jun / Na zdjęciu: Justyna Kowalczyk

Centralny Ośrodek Sportu w Zakopanem nie zadbał o ośnieżenie tras biegowych. To denerwuje Justynę Kowalczyk, która uważa, że przez to marnowane są państwowe pieniądze.

W tym artykule dowiesz się o:

[tag=4144]

Justyna Kowalczyk[/tag], choć skończyła z zawodowym bieganiem na nartach, to cały czas jest aktywna w ukochanej dyscyplinie. Obecnie wraz z Aleksandrem Wierietielnym prowadzi kobiecą reprezentację Polski. Sportsmenka z Kasiny Wielkiej robi wszystko, byśmy doczekali się jej następczyni.

Mroźne problemy Justyny Kowalczyk. Polka zdradziła, na jaką cierpi przypadłość >>

Łatwo jednak nie jest, o czym przekonuje się każdego dnia. W Polsce nie dba się o to, by biegaczki miały warunki do treningu. Kowalczyk w najnowszym felietonie dla "Gazety Wyborczej" opisała wymowną historię.

"Wiedziałam, że w Zakopanem jest jedna dziewczynka, którą powinnam wziąć pod uwagę, i bardzo czekałam na ten sprawdzian. Zaklinałam prognozy pogody. Ha! Będzie duży mróz! Czyli w Zakopanem na pewno narobią śniegu z armatek i za dwa dni będziemy mieli po czym biegać! W Kasinie Wielkiej w tym czasie cały stok zjazdowy zrobili. A w Zakopanem nic. Ani jedna armatka nie ruszyła. Nic się nie zmieniło! Aż szkoda pisać" - opowiada.

ZOBACZ WIDEO: Puchar Świata w Wiśle 2019. Anita Włodarczyk o skokach narciarskich. "Nie sądziłam, że będę to tak przeżywać!"

Ten problem istnieje od wielu lat. Nawet gdy sama Kowalczyk zdobywała olimpijskie medale, to i tak musiała podróżować po świecie, by normalnie trenować. Słynna biegaczka uważa, że w ten sposób marnuje się państwowe pieniądze.

"Niech mi nikt nie mówi, że to z braku funduszy. Centralny Ośrodek Sportu jest państwowy. Państwowe są też pieniądze, które wydałam na szybko organizowany obóz w Ramsau. Zapłaciliśmy za trasy, za hotel, podróż itd. Za kilka dni niezłego treningu dla kilku osób. Gdyby za podobne pieniądze naśnieżono dwa kilometry trasy, korzystałaby nie tylko kadra, ale i szkoła sportowa, i kluby, i zwykli ludzie, którzy dla zdrowia chcieliby sobie pobiegać. Biatloniści i kombinatorzy norwescy też by się pewnie na takie warunki do trenowania nie obrazili. Na pewno byłoby to bardziej opłacalne niż wysyłanie kadr za granicę. Ale nie, każdej zimy to samo" - dodaje.

Justyna Kowalczyk pod wrażeniem pierwszych startów swoich podopiecznych. "Zabrakło mi słów" >>

Kowalczyk na koniec porównała polskie biegi narciarskie do epoki romantyzmu, w której jak sama pisze, było "dużo emocji, mało planowego działania". Jej się marzy, by w końcu przyszła era pozytywizmu.

Źródło artykułu: