Fenomen Norweżki polega na połączeniu żelaznej konsekwencji z pokornym podejściem do chwil słabości. Dzięki jej pasjonującej i pełnej napięć rywalizacji z Justyną Kowalczyk ludzie, którzy wcześniej nie oglądali biegów narciarskich, zaczęli z zapartym tchem śledzić zmagania kobiet w tej dyscyplinie. To również postać wywołująca wiele kontrowersji. Wyróżniała się muskularną sylwetką, a do tego choruje na astmę i zażywa lek, bez którego nigdy nie odniosłaby takiego sukcesu. Ma też na koncie wyciszoną przez FIS dopingową wpadkę.
Urodzona sportsmenka
Marit Bjoergen przyszła na świat 21 marca 1980 roku w Trondheim, a wychowywała się w pobliskim Rognes w gminie Midtre Gauldal. Już jako kilkulatka wpadła w sidła sportu - narty, futbol, a do tego piłka ręczna. Zdarzało się, że w piątek grała w meczu piłki nożnej, w sobotę ruszała na biegówki, a w niedzielę… trenowała szczypiorniaka.
ZOBACZ WIDEO: Aida Bella zrobiła karierę poza sportem. "Prawdziwe zderzenie z biznesem"
W 1998 roku dostała się do norweskiej kadry juniorów w biegach narciarskich, a w kolejnym wygrała kobiecą kategorię w 56-kilometrowym, morderczym Rensfjellrennet. 27 grudnia 1999 roku po raz pierwszy wystartowała w Pucharze Świata i zajęła 39. miejsce w sprincie w Engelbergu.
Pierwsze sukcesy i porażki
Z czasem zyskała opinię świetnej sprinterki. 26 października 2002 roku w Duesseldorfie wygrała swój pierwszy pucharowy bieg, a sezon 2002/2003 okazał się dla niej wielkim przełomem. Sięgnęła wtedy w sprincie po aż trzy zwycięstwa w Pucharze Świata oraz złoto MŚ w Val di Fiemme. Wkrótce zaczęła błyszczeć i na dłuższych dystansach. Od 20 listopada 2004 roku i triumfu na 10 km klasykiem w Gallivare jej kariera nabrała niesamowitego tempa.
W 2005 roku świat biegów narciarskich mówił już o nowej "królowej" z Oberstdorfu. Marit zdobyła tam trzy złote medale mistrzostw świata, dokładając srebro i brąz. Pomimo opuszczenia kilku startów z powodu choroby, 6 marca mogła również świętować swoją pierwszą Kryształową Kulę za triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
Zdarzało się jednak, że nie wszystko układało się jak w bajce. Przed Igrzyskami Olimpijskimi 2006 w Turynie dopadła ją grypa i przygotowania poszły na marne. Owszem, przywiozła z Włoch srebro na 10 km klasykiem, ale apetyt miała znacznie większy.
Sezony 2006/2007, 2007/2008 i 2008/2009 też nie był do końca udane W końcu Norweżka otwarcie przyznała, że musi zmodyfikować swoje wyczerpujące treningi, ponieważ jej organizm nie był w stanie się zregenerować przed kolejnymi startami.
Powrót na szczyt i kontrowersje
Gdy Marit wreszcie zmieniła podejście, zaszła w niej wyraźna przemiana. Zdecydowała się opuścić Tour de Ski, by skoncentrować się na najważniejszym celu - Igrzyskach Olimpijskich 2010 w Vancouver.
Co zrobiła w Kanadzie? No cóż, zabrała do domu aż pięć medali - trzy złote, jeden srebrny i jeden brązowy. Dla Norwegów stała się bohaterką narodową, a światowe media zaczęły ją określać mianem królowej igrzysk. Była dopiero trzecią w historii i pierwszą od 1924 roku osobą, która potrafiła na jednych zimowych IO zdobyć aż pięć krążków.
Przy okazji jej triumfów w Vancouver pojawiły się jednak kontrowersje. Marit miała bowiem oficjalne pozwolenie na stosowanie leku na astmę, zawierającego substancję o nazwie salbutamol, powodującą rozkurcz oskrzeli i poprawiającą wentylację płuc. Co ciekawe, nie była jedyną osobą w reprezentacji Norwegii, która przewlekle chorowała i wspomagała się farmakologicznie. Justyna Kowalczyk ostro wtedy skrytykowała tę sytuację, a media podsycały napiętą sytuację między zawodniczkami, lecz koniec końców niczego to nie zmieniło. Bjoergen nie udowodniono, że w jakikolwiek sposób naruszyła przepisy, a liczni eksperci, w tym polscy, podkreślali że jeśli Norweżka rzeczywiście ma problemy zdrowotne, to przyjmowany w zalecanych dawkach lek nie zwiększa jej wydolności oddechowej.
Rywalizacja z Justyną Kowalczyk
Starcia Marit Bjoergen z Justyną Kowalczyk nadały biegom narciarskim wielki rozgłos. Emocje sięgały zenitu zwłaszcza w latach 2010-2013, gdy obie panie dzieliły między sobą najważniejsze trofea. Polka była lepsza w Tour de Ski i Pucharze Świata, z kolei Norweżka rządziła na mistrzostwach świata oraz igrzyskach olimpijskich.
Do historii przeszły biegi, w których różnice między nimi wynosiły ułamki sekund, a na metę wpadały wyczerpane, niemal się przewracając. Wielu kibiców dokładnie pamięta ich starcie na 30 km klasykiem podczas IO w Vancouver - Kowalczyk triumfowała wtedy o włos, a Bjoergen odebrała srebro. Z kolei podczas MŚ 2011 w Oslo na 10 km techniką klasyczną to Norweżka była minimalnie lepsza od Polki. Ich rywalizacja napędzała postęp w treningach i dała kibicom mnóstwo niezapomnianych wrażeń.
Ciąża, kolejne triumfy i dopingowa wpadka
Po sukcesach w Vancouver i na MŚ w Oslo (cztery złota i srebro) "Gauldal Express" nie zwalniała tempa. W 2013 roku w Val di Fiemme zdobyła kolejne cztery złote i jeden srebrny krążek mistrzostw świata.
Na Igrzyskach Olimpijskich 2014 w Soczi nie pozostawiła złudzeń co do tego, że jest ikoną narciarstwa biegowego - trzy złota, w tym na 30 km łyżwą, które było jej głównym celem.
Jeśli ktoś myślał, że to koniec, w 2015 roku wygrała wreszcie Tour de Ski, a potem w Falun dołożyła kolejne medale MŚ i po raz czwarty sięgnęła po Kryształową Kulę. Następnie zawiesiła karierę, by urodzić dziecko, po czym w wielkim stylu wróciła do rywalizacji, zgarniając cztery złote krążki MŚ 2017 w Lahti.
Jednak w Finlandii wydarzyło się również coś, co przez lata trzymano w tajemnicy. Opowiedziała o tym dopiero sama zawodniczka w wydanej w 2021 roku autobiografii. W pobranej od niej próbce wykryto wówczas podwyższony poziom nandrolonu - sterydu z listy substancji zabronionych przez WADA. Sprawa szybko rozeszła się po kościach, gdyż wyjaśnienia biegaczki i ówczesnego lekarza kadry, Pettera Ohlberga, zostały w pełni zaakceptowane przez FIS. Twierdzili oni, że wzrost poziomu nandrolonu był efektem przyjmowania leku, który pozwala na przesunięcie cyklu menstruacyjnego. Według relacji samej Bjoergen duże zmęczenie i odwodnienie w trakcie zawodów mogły nasilić uwalnianie się tej substancji w organizmie.
Wreszcie nadeszły Igrzyska Olimpijskie 2018 w Pjongczangu. Tam Marit uzbierała pięć medali, w tym upragnione złoto na 30 km klasykiem. Łącznie na przestrzeni lat skompletowała 8 złotych, 4 srebrne i 3 brązowe krążki, co czyni ją najbardziej utytułowaną zimową olimpijką w historii.
Po blisko dwóch dekadach na najwyższym poziomie zawodniczka stwierdziła, że osiągnęła już w sporcie wszystko, co było możliwe. Zakończenie kariery oficjalnie ogłosiła tuż po zmaganiach w Korei Południowej.
Gauldal Express
Oglądając Marit Bjoergen na trasie, trudno było nie zauważyć u niej równowagi między mocą a płynnością ruchów. Końcówki biegów miała piorunujące. Potrafiła dość długo trzymać się w grupie, a tuż przed metą ruszyć z takim przyspieszeniem, że mało która rywalka była w stanie odpowiedzieć.
Oprócz olimpijskich triumfów, gigantycznej kolekcji medali mistrzostw świata (łącznie 26 krążków, w tym 18 złotych) i czterech Kryształowych Kul, odniosła mnóstwo "pomniejszych" zwycięstw. W Pucharze Świata wygrała 112 biegów indywidualnie i 29 razy triumfowała w sztafecie. Zgarnęła 24 tytuły mistrzyni Norwegii. Zwyciężyła też w Tour de Ski. Zdarzały się jej również słabsze momenty, ale nauczyła się wykorzystywać doświadczenia z trudnych sezonów, by wrócić jeszcze silniejsza.
Można się spierać o granice dopuszczalnej farmakologii w sporcie. Jednak fakty są takie, że nie znaleziono przekonujących dowodów na to, by Marit Bjoergen przez lata oszukiwała. Regularne testy potwierdzały, że jej wyniki nie odbiegają od norm dopuszczalnych przez WADA, a decyzje FIS konsekwentnie działały na jej korzyść. Ostatecznie, przy całej otoczce spekulacji, Norweżka pozostała oficjalnie "czystą" biegaczką, którą z pełnym przekonaniem można nazwać jedną z największych legend sportów zimowych.
Ziemowit Ochapski, legendysportu.pl