Justyna Kowalczyk wstrząsnęła środowiskiem, udzielając przed trzema laty wywiadu Pawłowi Wilkowiczowi. Przyznała się w nim do depresji i ujawniła utratę dziecka. Z perspektywy czasu nie żałuje tamtej rozmowy. Wręcz przeciwnie.
- To była rzecz ratująca mi życie. Wiem, że wiele osób twierdzi, że to niepotrzebne, że takie rzeczy zostawia się tylko sobie, ale dla mnie to było wtedy najlepsze, co mogłam zrobić. Powiedzieć to wszystko, wywalić i zacząć walczyć o siebie od początku. I tak się stało. Budowałam i buduję się od nowa jako kobieta, jako sportowiec. Dzisiaj, gdy ktoś mnie pyta o przed i po, to sama mówię: "tamta Justyna" - przyznała biegaczka.
Teraz Kowalczyk czuje się znacznie lepiej. - Łzy się już wylały. Wiem jednak, że pomogłam nie tylko sobie, ale i innym chorym na depresję. Dzisiaj nie jestem gorsza, jestem po prostu inna. A w sporcie nadal tak samo uparta, choć rzeczywiście pojawiła się jakaś łagodność. Uśmiech jest łatwiejszy i bardziej szczery - wyjaśniła w rozmowie z "Dziennikiem".
Utytułowana polska biegaczka wie już na jakich konkurencjach się skupi w Pjongczang 2018. - Na pewno nie wystartuję na 10 km stylem dowolnym, za to pobiegnę we wszystkich innych konkurencjach, w tym także w sztafecie z Sylwią Jaśkowiec - powiedziała, nie dając również jednoznacznej odpowiedzi czy wystartuje za cztery kolejne lata. - Będzie przerwa na życie osobiste, ale czy to ostatnie igrzyska? Nie wiem, nie chcę składać żadnych deklaracji.
ZOBACZ WIDEO: Polka zachwyciła miliony internautów. Dziś jest bohaterką filmu "Out of Frame"
Kowalczyk ma za sobą wpadkę dopingową. Zażyła środek przeciwbólowy w dniu startu. - Wtedy nie było lekarzy, którzy tego pilnują. To był nasz błąd. Dzisiaj jak dostaję odżywkę czy maść, od razu zdjęcie wysyłam do lekarza. Nigdy się nie wypierałam, życie mi się wtedy zawaliło, ale przyjęłam dyskwalifikację na klatę - mówiła.
Biegaczka, która aktualnie mieszka w Zakopanem, przygotowuje się do kolejnego sezonu, ale spędza także czas na Twitterze. Czy przejmuje się komentarzami na swój temat? - Czasem tak, bo momentami piszą takie pierdoły... Ale bywa, że chce mi się śmiać - jak ktoś nie umie zdania po polsku sklecić, to ja się z nim liczyć nie będę. Liczę się z tymi, co mają coś w głowie - zakończyła Kowalczyk.