Sprawa ciągnie się od dawna i kilka razy robiło się o niej głośno. O wpadce estońskiej narciarki mówiło się już w 2014 roku, ale następnie przez dłuższy czas nic nowego się nie wydarzyło, co irytowało norweskie media, zdziwione opieszałością postępowania. Obecnie sprawa w końcu ruszyła z miejsca - w bieżącym tygodniu zacznie się nią zajmować Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu (CAS), który wyda ostateczny werdykt odnośnie wyników biegów na 7,5+7,5 km oraz na 10 km rozegranych na igrzyskach w Turynie przed dekadą.
Prawdopodobne odebranie złotych medali Kristiny Smigun oznacza m.in., że swój siódmy tytuł mistrzyni olimpijskiej otrzyma Marit Bjoergen, która miała drugi czas w biegu na 10 km. Nowe podium będzie w całości norweskie - srebro trafi w ręce Hilde Pedersen, a brąz do Kristin Stoermer Steiry.
Z kolei triumfatorką biegu łączonego (7,5+7,5 km) zostanie ogłoszona Katerina Neumannova, a pozostałe medale przyznane będą Jewgienii Abruzowej-Miedwiediewej i ponownie Steirze, która na trasach była dwa razy czwarta, a teraz dostanie aż dwa medale.
Nazwisko Kristiny Smigun w kontekście dopingu pojawiało się nieraz. Już na igrzyskach w 2002 roku jej pierwsze badanie dało pozytywny wynik, ale próbka B nie potwierdziła tego wskazania. Według obecnych informacji próbki z Turynu mają już nie pozostawiać żadnych wątpliwości, a jeśli tak się stanie, to Estonka będzie zdyskwalifikowana. Smigun zakończyła starty 2010 roku po igrzyskach w Vancouver.
ZOBACZ WIDEO Łukasz Trałka: Chcieliśmy grać z kontrataku
{"id":"","title":""}