Przed dekadą była już taka sytuacja, gdy Justyna Kowalczyk w pojedynkę broniła honoru naszego zespołu w zawodach na seniorskim poziomie. Narciarka z Kasiny Wielkiej przez kilka lat była jedyną, przy której nazwisku polski kibic mógł odnaleźć na liście startowej biało-czerwoną flagę. Wraz z upływem czasu i z kolejnymi sezonami pucharowe debiuty zaczęły jednak zaliczać następne narciarki i na mistrzostwach świata w Libercu wystawiliśmy w 2009 roku sztafetę, która pokazała, że ma spory potencjał. Młody zespół spisał się dobrze, a jego członkinie nie pokończyły jeszcze karier. Problem jednak w tym, że w nowym sezonie nie pokażą się na trasach. Jest jeden wyjątek. To Kowalczyk, znów samotny biały żagiel jeśli chodzi o polskie biegi kobiece.
Sylwia Jaśkowiec, postać numer dwa naszej kadry, doznała kontuzji ścięgna mięśnia strzałkowego w trakcie przygotowań do sezonu. Niezbędna okazała się operacja i nie wiadomo, czy medalistka mistrzostw świata z Falun w ogóle wróci na trasy tej zimy. Sama Jaśkowiec nie kryje, że chciałaby przynajmniej w drugiej części sezonu wystartować w jakichś zawodach, ale trudno przewidzieć czy będzie to Puchar Świata, czy na początek np. tylko lokalny Slavic Cup.
Inna kontuzjowana biegaczka to Ewelina Marcisz. Urazy barku i stopy sprawiły, że także jej zabraknie w nowym sezonie. Dla utalentowanej narciarki będzie to niestety już nie pierwszy rok stracony z powodów zdrowotnych. Na liście nieobecnych tej zimy są także Kornelia Kubińska i Paulina Maciuszek. Obydwie zawodniczki są w ciąży i planują powrócić do sportu następnej zimy.
Za wyjątkiem Marcisz wszystkie pozostałe narciarki były już w zespole, który startował we wspomnianym Libercu. Narciarka z klubu MKS Halicz Ustrzyki Dolne była obok Agnieszki Szymańczak (zakończyła już karierę) jedyną, która w późniejszym okresie dołączyła do kadry. Teraz dwie zawodniczki są kontuzjowane, dwie oczekują dziecka, i okazało się, że reprezentacja całkowicie się posypała. Następczyń obecnych kadrowiczek po prostu nie widać. Ostatnie mistrzostwa świata juniorów rozegrano bez udziału Polek, których poziom sportowy nie rokował nadziei na dobre wyniki. Efekt jest więc taki, że Justyna Kowalczyk jak przed dekadą znowu będzie biegała sama. Grudniowa sztafeta w Lillehammer odbędzie się bez Polek - nasza mistrzyni z uwagi na brak koleżanek, z którymi mogłaby wystartować, wyjedzie z Norwegii na włoski maraton La Sgambeda rozgrywany w tym samym dniu co zespołowa rywalizacja w Pucharze Świata.
Sytuacja lepiej wygląda w biegach mężczyzn, gdzie mimo zakończenia kariery przez Macieja Kreczmera mamy całkiem liczny zespół. Realne nadzieje na dobre miejsca i naprawdę wartościowe wyniki możemy pokładać jednak tylko w Macieju Starędze. Nasz najlepszy zawodnik pokazywał się już bardzo udanie w Pucharze Świata, a nowy sezon zaczął od czwartego miejsca w szwedzkiej Bruksvallarnie, gdzie w zawodach FIS startowało wielu znanych narciarzy. O Staręgę możemy być więc spokojni, ale jego kolegom z kadry o pucharowe punkty będzie jeszcze trudno.
Jan Antolec, Paweł Klisz i Konrad Motor do tej pory zajmowali w Pucharze Świata dalekie lokaty, ale ostatnie zawody we wspomnianej Bruksvallarnie pokazały, że pewne światełko w tunelu jest dostrzegalne - zwłaszcza Antolec wypadł przyzwoicie i jego strata do najlepszych była relatywnie mniejsza niż było to wcześniej. Czas pokaże, czy treningi prowadzone przez Miroslava Petraska, nowego szkoleniowca naszej kadry, rzeczywiście przyniosą dobre efekty...
Wynik polskich skoczków to katastrofa. Opinie po inauguracji pucharu świata