W sezonie 1999/2000 w Polskiej Lidze Halowej (obecnie Futsal Ekstraklasa) zadebiutował Clearex Chorzów. Już w pierwszym sezonie sięgnął po złoto. Później dwukrotnie je obronił, a mistrzostwo zdobywał w sumie pięć razy (oprócz tego ma na koncie trzy srebrne i jeden brązowy medal oraz dwa Puchary Polski). Do dziś to najbardziej utytułowana drużyna w historii polskiego futsalu, grająca w najwyższej klasie rozgrywek nieprzerwanie od 20 sezonów.
Twórcą potęgi był Zdzisław Wolny, szef firmy Clearex. Na przełomie wieków futsal, zwłaszcza na Śląsku, zyskiwał na popularności. Na meczach chorzowska hala pękała w szwach. Kibice nie zadawali sobie pytania: "Czy Clearex dziś wygra?". Jeśli już, to: "Czy będzie dwucyfrówka?". Przychodzili, by oklaskiwać największe gwiazdy tego sportu - m.in. Andrzeja Szłapę, Krzysztofa Kuchciaka czy nieżyjącego już Krzysztofa Jasińskiego.
W najlepszej ósemce Europy
Drużyna z Chorzowa regularnie występowała w UEFA Futsal Cup (obecnie Liga Mistrzów). Już w pierwszej edycji pokonała m.in. mistrza Rosji Spartaka Moskwa i awansowała do finałowego turnieju w Lizbonie z udziałem ośmiu drużyn. Później - w 2006 r. - była o krok od Final Four.
ZOBACZ WIDEO Liverpool największym przegranym w Premier League. "Taka liczba punktów tylko dwa razy w historii nie dawała mistrzostwa"
Zdzisław Wolny nie tylko kierował klubem. Był także menedżerem drużyny, prowadził ją podczas meczów. Przez pewien czas stał na czele Komisji PZPN ds. futsalu. Wydawało się, że piłka nożna w wydaniu halowym pochłonęła go tak bardzo, że nie może bez niej żyć.
Dziś nadal można go spotkać na meczach Cleareksu, ale ogląda je z zupełnie innej perspektywy. Jako honorowy prezes. Stopniowo przekazywał stery w drużynie i klubie (w 2013 r. prezesem została jego żona Irena, zaś od 2017 r. bliski znajomy Andrzej Leszczyński). Ze sportem jednak nie zerwał. Zdzisław Wolny ma nowe pasje, którym poświęcił się na dobre. Głównie bieganie, a także golf.
- Futsalem nadal się interesuję. Czuję to, znam się na tym, jestem w stanie dobrze ocenić zawodnika. To coś, co było mi bliskie, ale nabranie dystansu do tego jest dla mnie dobre - tłumaczy Zdzisław Wolny w rozmowie z WP SportoweFakty. - W klubie jest kontynuacja mojej pracy. Andrzej, Irena, trener - nasz były zawodnik Mirosław Miozga. To jest większa wartość niż cokolwiek - dodaje.
Dlaczego bieganie stało się dla niego ważniejsze od piłki? - W futsalu wiele rzeczy było ode mnie niezależnych. Zbyt dużo jest składowych, które decydują o wyniku. Zawodnik mógł zostać źle przygotowany albo ktoś popełnił błąd. W bieganiu wszystko zależy ode mnie. Jeśli czegoś nie wypracowałem, to tego nie będę miał. To dla mnie taki sport w czystej postaci - wyjaśnia.
W bieganiu najbardziej kręcą go długie dystanse. Od 2009 r. przebiegł 59 maratonów ulicznych, zakochał się także w górskich ultramaratonach (biegach rozgrywanych na dystansach przekraczających maratońskie 42,195 km).
Wielki Szlem i "sześciogwiazdkowy" medal
28 kwietnia br. Wolny skompletował Wielkiego Szlema. Mowa o cyklu Abbott World Marathon Majors, czyli o sześciu najbardziej prestiżowych maratonach świata (Nowy Jork, Boston, Chicago, Tokio, Berlin i Londyn). Według statystyk opublikowanych kilka tygodni temu podobnym wyczynem mogło się pochwalić tylko 42 Polaków i niespełna 5000 biegaczy z całego świata.
Brakującym elementem w układance był maraton w Londynie, który chorzowianin ukończył w czasie 4:22:47. - To była kropka nad "i". Londyn - wyjątkowe miejsce. Mnóstwo kibiców na trasie, doping, hałas. Można to porównać tylko z Nowym Jorkiem. No i fantastyczny wynik zwycięzcy Eliuda Kipchoge (2:02:37 - przyp. red.). Myślę, że gdyby musiał pobić rekord świata w maratonie, to znów by to zrobił - komentuje Zdzisław Wolny w rozmowie z WP SportoweFakty.
Zobacz także: Eliud Kipchoge znów zmierzy się z barierą dwóch godzin w maratonie!
Na mecie chorzowianin dostał dwa medale. Pierwszy za ukończenie zawodów w stolicy Wielkiej Brytanii, drugi znacznie cenniejszy - tzw. Six Star Finisher Medal. To specjalny "sześciogwiazdkowy" medal - z nazwami miast (i ich symbolami) wchodzących w skład w cyklu. Otrzymują go wszyscy, którzy ukończą sześć "majorów". Niektórych jednak może spotkać za metą rozczarowanie.
- Wielu ludzi myślało, że ten medal dostaje się z automatu. Przybiegali do stanowiska World Marathon Majors i słyszeli: "Sorry, nie mamy cię na liście. OK, rozumiemy, że przebiegłeś sześć maratonów, gratulujemy ci, dostaniesz ten medal. Pocztą" - tłumaczy Zdzisław Wolny, który - by otrzymać Six Star Finisher Medal - musiał wcześniej utworzyć konto, zarejestrować swoje starty w bazie i dostać specjalną naklejkę, którą na mecie okazał przy stanowisku WMM.
W Chicago "ściana", w Bostonie Armageddon
Gdy pytam byłego szefa polskiego futsalu, który maraton był dla niego najtrudniejszy, wymienia dwa. - Chicago w 2011 r. To były jeszcze moje początki w bieganiu, postanowiłem łamać cztery godziny i po połówce uderzyłem w klasyczną maratońską "ścianę". Ledwo to ukończyłem, dwie minuty przed pięcioma godzinami. Zdarzyło mi się wtedy maszerować. Od tego czasu już nigdy. Ale wróciłem do Chicago parę lat później, zrobiłem wynik 4:04, więc można powiedzieć, że jestem rozliczony - uśmiecha się Zdzisław Wolny. W cyklu WMM biegł w sześciu miastach, ale w sumie zaliczył aż 12 startów (cztery maratony w Berlinie, trzy w Nowym Jorku, dwa w Chicago i po razie w Tokio, Bostonie i Londynie).
W Chicago zgubny okazał się zbyt szybki początek. Za to w Bostonie, w 2018 r., Zdzisław Wolny znalazł się w tarapatach z powodu anormalnych warunków atmosferycznych. Chłód, deszcz, przenikliwy wiatr, temperatura odczuwalna poniżej zera stopni. To był pogrom faworytów. Biegacze z Afryki odpadali jeden po drugim, a sensacyjnym zwycięzcą został Japończyk Yuki Kawauchi.
- Armageddon. Biegło się nieprawdopodobnie ciężko. Trzy tysiące zawodników zrezygnowało ze startu w takich warunkach. Hospitalizowano mnóstwo ludzi - wspomina Wolny. Niewiele brakowało, a... sam trafiłby do szpitala.
- Po zakończeniu maratonu miałem do hotelu ok. 1200 metrów. Postanowiłem skrócić sobie drogę, przejść przez pasaż sklepowy i kupić sobie kawę. "One big coffee please" - tyle zdążyłem powiedzieć. I koniec. Potem zacząłem się trząść. Miałem objawy hipotermii. Rzuciły się do mnie dwie kobiety, próbowały mnie ogrzać, chciały wzywać policję. Prosiłem ich, żeby tego nie robiły, do hotelu pozostało mi 300 metrów. Wiedziałem, że ze szpitala mnie tak szybko nie wypuszczą. Dały się przekonać. W hotelu rzucało mną w łóżku chyba ze 40 minut, w końcu się ogrzałem - mówi Wolny.
"Dostałem więcej szacunku niż przez 20 lat w piłce"
O ile w biegach ulicznych chorzowianin może poczuć się spełniony (oprócz ukończenia cyklu WMM startował w wielu miejscach na całym świecie - m.in. w Dubaju, Bangkoku, San Francisco, Los Angeles, Toronto, Paryżu, Rzymie czy Atenach), o tyle w biegach górskich ma jeszcze jedno marzenie do zrealizowania.
Przygodę z górami zaczął w 2011 r., od Biegu Rzeźnika. - Dla mnie to był kosmos, że można pobiec 80 km po górach. Myślałem, że to jest chyba niemożliwe, a w dodatku trzeba to zrobić w parze (zawodnicy startują w dwuosobowych zespołach - przyp. red.), odpowiednio się dobrać. Rzeźnika ukończyłem cztery razy - informuje Zdzisław Wolny. Startował także w Biegu 7 Dolin w Krynicy, Biegu Granią Tatr czy Łemkowyna Ultra Trail. Przede wszystkim zaś w słynnych zawodach w Alpach - festiwalu biegowym Ultra Trail du Mont Blanc. W zeszłym roku pokonał 121 km w TDS - najtrudniejszym technicznie biegu festiwalu (7300 m przewyższenia).
Zdzisław Wolny finiszował w Chamonix. Po 30 godzinach, 39 minutach i 54 sekundach. To było wręcz metafizyczne przeżycie. - Ludzie siedzący na lunchu w restauracjach bili brawo. Inni, kompletnie mi obcy, trzaskali w bandy, dopingowali. Doceniali wysiłek, wiedzieli, od ilu godzin jestem na trasie. W tamtym momencie dostałem więcej szacunku niż przez 20 lat w piłce. Te emocje, które towarzyszyły mi na finiszu, to było coś niesamowitego - mówi wzruszony Zdzisław Wolny.
Wspomnianym marzeniem 59-latka jest ukończenie głównego biegu festiwalu w Alpach, czyli UTMB (170 km, 10000 m przewyższeń, zawodnicy biegną przez trzy kraje: Francję, Szwajcarię i Włochy). - Nie ukrywam, że to dla mnie cel numer jeden. W tym roku nie udało mi się do niego zakwalifikować, wystartuję za to w Biegu Granią Tatr - podkreśla.
Świerc jak Lewandowski i Radwańska
Jednym z faworytów tegorocznego UTMB będzie najlepszy polski biegacz górski Marcin Świerc (zwycięzca TDS z 2018 r.). Zdzisław Wolny jest pod wrażeniem jego zachowania i profesjonalizmu.
Zobacz także: Marcin Świerc: Ślązak, który został władcą Alp. Za rok czeka go największe wyzwanie w życiu (wywiad)
- Zakolegowaliśmy się z Marcinem. Po jego wygranej w TDS zaprosiłem go na kolację i powiedziałem mu: "Dla mnie jesteś jak Robert Lewandowski w piłce nożnej czy Agnieszka Radwańska w tenisie". Tymczasem to jest tak skromny człowiek... Tę skromność widać zresztą nie tylko u niego. Poznałem innych znakomitych biegaczy, między innymi Henryka Szosta czy Jerzego Skarżyńskiego, którzy sporo przecież osiągnęli. Byłem w szoku, jacy oni są skromni. Piłkarze - wyżelowani, ze swoim ego - tak się nie zachowują - mówi Zdzisław Wolny.
Drugą pasją chorzowianina stał się golf. - Jest świetnym uzupełnieniem, dużo mi dał. Uczy pokory. Dzisiaj grasz dobrze, a jutro "w pałę". W golfie czasami za bardzo chcę, gubi mnie ambicja. Muszę dużo pracować nad wyciszeniem własnych emocji. Jest to niesamowita gra, która może służyć do końca życia. Ale wolę bieganie - podkreśla na koniec rozmowy Wolny, który w ubiegłym tygodniu ukończył kolejny górski ultramaraton - Transvulcanię (74,33 km) na Wyspach Kanaryjskich.
Oglądaj NA ŻYWO mecze Fogo Futsal Ekstraklasy! (link sponsorowany)