Abraham Kiptum pobił rekord w półmaratonie. Świat bije brawo i pyta: skąd on się wziął?

PAP/EPA / MANUEL BRUQUE / Na zdjęciu: Abraham Kiptum
PAP/EPA / MANUEL BRUQUE / Na zdjęciu: Abraham Kiptum

Przebiec 100 metrów w 16,58 s? Dla biegaczy-amatorów taki wynik nie jest czymś nieosiągalnym. Niektórzy pokonają w tym tempie 200, może 300 metrów, zaawansowani trochę więcej. Abraham Kiptum takich "setek" w 16,58 s zrobił... 211.

Przed startem w Walencji wybrał się do supermarketu. Kupił zegarek z GPS-em, który miał mu się przydać na trasie. A do tego nowy telefon. Tego ostatniego zakupu - jak się później okazało - pożałował.

- Gdybym wiedział, że dostanę 50 tys. euro za pobicie rekordu świata, to… kupiłbym sobie iPhone'a - powiedział Abraham Kiptum dyrektorowi półmaratonu w Walencji Juanowi Manuelowi Botelli (ten zaś podzielił się zabawną anegdotą z Jonathanem Gaultem, dziennikarzem portalu letsrun.com).

Kiptum ustanowił w niedzielę w Walencji rekord świata w półmaratonie. Pokonał dystans 21,0975 km w 58 minut i 18 sekund, bijąc osiągnięcie Zersenaya Tadese z Eryrtei o pięć sekund (z Lizbony z 2010 r.).

Tajemnicza przeszłość. "Co robił 5 lat temu?"

To drugi niesamowity wynik zawodnika z Kenii w ciągu sześciu tygodni. 16 września Eliud Kipchoge wywindował rekord świata w maratonie na niebotyczny poziom - 2:01:39. O ile jednak Kipchoge jest maratońskim dominatorem, wielką postacią światowej lekkoatletyki, o tyle o Kiptumie słyszeli dotychczas tylko najbardziej zagorzali fani tego sportu.

Nowy rekordzista ma 29 lat, teoretycznie powinien zaistnieć na najwyższym poziomie już wiele lat temu. Tymczasem w oficjalnej bazie światowej federacji lekkoatletycznej (tutaj link) najstarszy jego wynik datowany jest na rok... 2016. Nie dziwią więc pytania, które kibice zadają na forach lekkoatletycznych. "Co on robił pięć lat temu?" - zastanawiają się.

Prześledziliśmy dotychczasowe dokonania Kenijczyka. IAAF nie uwzględniła trzeciego miejsca, jakie zajął w maratonie w Rabacie (Maroko) w 2015 r. - z wynikiem 2:11:36. To pierwszy ślad Kiptuma, na jaki natrafiliśmy.

W kolejnym roku Kiptum wygrał półmaraton w Madrycie (1:01:52), a jesienią w Kopenhadze po raz pierwszy złamał na tym dystansie godzinę (59:36), co dało mu jednak dopiero szóste miejsce. 2017 r. był dość nierówny w jego wykonaniu - wiosną zwyciężył w nigeryjskim Lagos, z bardzo przeciętnym rezultatem (2:15:23), by jesienią poprawić maratońską życiówkę (2:05:26 w Amsterdamie i trzecie miejsce).

Ten sezon Kiptum rozpoczął od zwycięstwa w maratonie w południowokoreańskim Daegu (2:06:29). We wrześniu brał udział w silnie obsadzonej "połówce" w Kopenhadze. Organizatorzy zapowiadali, że to właśnie w ich biegu poprawiony zostanie ośmioletni rekord Tadese. Tak się nie stało. Jednak Kiptum miał powody do zadowolenia. Z Danii wrócił z drugim miejscem i "życiówką" - 59:09.

"Delirium" w Walencji

13 października wystartował w biegu przełajowym na 10 km w kenijskim Ndalat. Był drugi, ale do zwycięzcy Rhonexa Kipruto - tegorocznego mistrza świata juniorów na 10000 m - stracił aż 31,4 s. To był nokaut. I nagle - 15 dni później - to Kiptum znokautował wszystkich rywali, a kibiców wprawił w osłupienie.

Walencja znana jest z tego, że przychyli nieba biegaczom, byle tylko padły wartościowe rezultaty. W ubiegłym roku rekord świata pań w półmaratonie pobiła Joyciline Jepkosgei (1:04:51). Przed tegorocznym biegiem organizatorzy specjalnie zmienili trasę, czyniąc ją jeszcze szybszą (m.in. ograniczono liczbę zakrętów). Dopisała pogoda - 10-12 stopni, leciutki wiatr, nie przeszkadzający zawodnikom. Nikt jednak głośno nie mówił o próbie bicia rekordu.

Faworytem do zwycięstwa był Abraham Cheroben, Kenijczyk startujący w barwach Bahrajnu, tegoroczny wicemistrz świata w półmaratonie. Walencję upodobał sobie szczególnie - w latach 2014-17 wygrywał tam trzykrotnie. Tyle że niedzielnych zawodów nie ukończył. Dość szybko zszedł z trasy. Pacemakerzy mieli prowadzić czołówkę przez 10 km i zameldować się na tym punkcie po 27 minutach i 50 sekundach. Tempo okazało się wolniejsze o 12 sekund. Wtedy do przodu ruszył Kiptum. Kroku próbowali dotrzymać mu Etiopczycy Jemal Yimer i Abadi Hadi. Jednak Kenijczyk konsekwentnie budował przewagę i… zbliżał się do rekordu świata.

Na 15. kilometrze był jeszcze o siedem sekund wolniejszy od Tadese, gdy ten osiem lat temu bił rekord w Lizbonie. Ale na 20. kilometrze Kiptum miał już trzy sekundy przewagi. Końcówka to jedno wielkie odliczanie. Kenijczyk jeszcze przyspieszył i poprawił rekord o pięć sekund. Tłum w Walencji wiwatował. "Delirium" - opisywała to, co działo się na mecie, miejscowa gazeta "Las Provincias".

Drugie 10 km Abraham Kiptum przebiegł w imponującym czasie 27:16. Każdy kilometr pokonywał średnio w 2 minuty i 45 sekund, a każde sto metrów - w 16,58 s. Kto biega choćby amatorsko, wie, że niełatwo zrobić kilka "setek" w takim tempie. On zrobił to 211 razy.

Hobby? Bieganie. Dużo biegania

- Nie mogę w to uwierzyć, jestem w siódmym niebie. Oczywiście wiedziałem, że jestem w dobrej formie, ustanowiłem życiówkę w poprzednim miesiącu w Kopenhadze. Byłem pewien, że poprawię ją w Walencji - mówił Kiptum. - Na 15. kilometrze czułem się dobrze, więc pomyślałem: "Dlaczego nie spróbować (zaatakować rekord świata - przyp. red.)?". Trasa jest bardzo szybka, chciałem to wykorzystać - dodał.

- Wiedzieliśmy, że jest silnym biegaczem. Udowodnił to w ostatnich latach. Liczyliśmy, że poprawi rekord życiowy, ale nie wiedzieliśmy, że pobije rekord świata. To nas wszystkich zaskoczyło - mówi Juan Pedro Pineda, menedżer Kiptuma. Hiszpan tak opisuje nowego rekordzistę świata: Bardzo dobry człowiek, skromny, skupiony na pracy, którą wykonuje. Prowadzi bardzo spokojne życie. Hobby? Bieganie. Dużo biegania.

Kenijczyka zobaczymy w tym roku raz jeszcze. 7 grudnia wystartuje w maratonie w Abu Dhabi, gdzie zamierza uzyskać wynik poniżej 2 godzin i 5 minut.

ZOBACZ WIDEO Wielkie emocje w Dortmundzie. Decydująca bramka w ostatniej minucie meczu! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: