MŚ w biathlonie. Monika Hojnisz-Staręga: Po biegu mnie nosiło. Dawno nie miałam do siebie takiego żalu (wywiad)

Materiały prasowe / Dmitriy Yevenko/PZBiath / Na zdjęciu: Monika Hojnisz-Staręga
Materiały prasowe / Dmitriy Yevenko/PZBiath / Na zdjęciu: Monika Hojnisz-Staręga

Staram się przypomnieć sobie te strzały i po prostu ich nie pamiętam. Wciąż jest we mnie złość, ale taka sportowa i mam nadzieję, że da ona dobry wynik w biegu masowym - mówi Monika Hojnisz-Staręga, która była o krok od medalu MŚ w biathlonie.

W tym artykule dowiesz się o:

Dwa celne strzały - tyle dzieliło najlepszą polską biathlonistę od złota rozgrywanych w Anterselvie mistrzostw. Gdyby Hojnisz-Staręga trafiła, zakończyłaby bieg indywidualny z wynikiem 20/20 na strzelnicy i nikt nie odebrałby jej zwycięstwa. 28-latka z Chorzowa niestety dwukrotnie chybiła i zajęła szóste miejsce. W rozmowie z WP SportoweFakty nasza reprezentantka mówi o straconej szansie, wyrzutach sumienia i sportowej złości, którą chce przekuć w udany start w ostatniej indywidualnej konkurencji MŚ, biegu masowym. 
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Wciąż jest pani zła po biegu indywidualnym? Czy teraz, gdy był już czas, żeby ochłonąć, bardziej niż niedosyt i złość z powodu straconej szansy na złoto MŚ czuje pani satysfakcję z dobrego szóstego miejsca?

Monika Hojnisz-Staręga: Złość wciąż jest, choć już nie tak wielka. Tuż po starcie czułam się źle. Dawno nie było we mnie takich emocji, takiego żalu. Jasne, szósta pozycja to super wynik, z którego powinnam się cieszyć i gdyby ktoś powiedział mi przed startem, że będę szósta, wzięłabym to w ciemno. Jednak zawody tak się potoczyły, że jest niedosyt. Mam do siebie żal, że po osiemnastu celnych strzałach dwa ostatnie spudłowałam. Wiem, że nie mogę zrzucić tego na nic innego, niż na swoją głowę, na to co się w niej działo, jakie myśli się pojawiały.

ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Piekielnie trudne zadanie Dawida Kubackiego. "Stefan Kraft się obroni!"

Jakie to były myśli?

Przed zawodami obiecałam sobie, że będę się koncentrowała na każdym kolejnym strzale, każdy będę traktowała jak szansę. I tak robiłam aż do strzału numer 19. A potem... Nie wiem nawet, co działo się w mojej głowie, ale wiem, że te dwa strzały wymknęły mi się spod kontroli. Może powinnam mierzyć dłużej, może wtedy bieg skończyłby się dla mnie inaczej. Staram się przypomnieć sobie te strzały i po prostu ich nie pamiętam, dlatego konkretnych błędów nie potrafię wskazać. Wiem jednak, że nie pracowałam nad nimi tak jak powinnam.

Czytaj także:
MŚ w biathlonie. A mogło być tak pięknie. Monika Hojnisz-Staręga dwa strzały od mistrzostwa świata

Mogło być tak, że uświadomiła sobie pani, jak blisko ma do złotego medalu i trochę się tego przestraszyła?

Już jadąc na stanowisko wiedziałam, jaka jest moja sytuacja. Dostawałam na trasie dużo informacji o tym, jak radzą sobie inne zawodniczki, o pudłach tych najlepszych. Teraz tak sobie myślę, choć nie mam o to do nikogo pretensji, że może tych informacji dostałam aż za dużo. Przez to nie skupiałam się tylko i wyłącznie na pracy, którą mam wykonać, a trochę za dużo myślałam o tym, co może się stać. Szkoda, bo nie jestem zawodniczką, która codziennie staje przed szansą wywalczenia medalu i kiedy już pojawiła się taka sytuacja, powinnam ją wykorzystać.

Nie udało, jestem rozczarowana, ale przecież czasu nie cofnę i drugi raz nie strzelę. Nie ma co rozdzierać szat. Szóste miejsce mimo wszystko cieszy. Choćby dlatego, że dało mi przepustkę do biegu masowego. Ale łatwo o tej szansie nie zapomnę. Teraz mówię o niej ze spokojem, ale gdybyście mnie widzieli tuż po biegu, zobaczylibyście, że spokojna nie byłam. Nosiło mnie i to bardzo. To dla mnie nauczka na przyszłość. Mam nadzieję, że ta lekcja i sportowa złość, którą we mnie ona wywołała, przełożą się na dobry występ w niedzielę.

Jak wyglądała pani pierwsza rozmowa z trenerem Michaelem Greisem po biegu indywidualnym? Co mówił pani człowiek, który jako zawodnik takie szanse wykorzystywał, który był mistrzem świata i mistrzem olimpijskim?

Widział moją nerwowość, mój żal. Próbował poklepywać mnie po ramieniu, mówił że jestem na dobrej drodze, że wynik jest dobry, a przede mną jeszcze mass start. I że może tak musiało być. Starał się mnie podbudować. To fajne podejście, choć ja w takich sytuacjach wolę jak ktoś mnie opierniczy.

Jego słowa otuchy mimo wszystko pani pomogły?

Pokazały mi, że nie jest zły. Jako były zawodnik, z piękną karierą za sobą, na pewno nie raz znalazł się w podobnej sytuacji i wie, jak się wtedy człowiek czuje.

A co powiedział pani mąż (biegacz narciarski Maciej Staręga - przyp. WP SportoweFakty)?

Kiedy po biegu wzięłam do ręki telefon, najpierw zobaczyłam wiadomość od niego, że zajął 28. miejsce w kwalifikacjach sprintu i zdobył pierwsze punkty w sezonie (ostatecznie zajął w zawodach w Aare 19. miejsce - przyp. WP SportoweFakty). I wtedy od razu buzia mi się ucieszyła. Czas, żeby porozmawiać, mieliśmy dopiero późnym wieczorem. To był dobry dzień dla nas obojga, ja zajęłam szóste miejsce, on wreszcie się przełamał i udało mu się zapunktować.

QUIZ. Największe gwiazdy sportów zimowych - rozpoznajesz je na zdjęciach?

Przeżywa pani starty męża?

Oczywiście. Najbardziej wtedy, kiedy mu nie idzie i nie wiem jak go pocieszyć.

Jesteście dla siebie wsparciem?

I to dużym. On akurat nie jest typem, który klepie po ramieniu. Mówi szczerze, czasem do przesady, ale zawsze w dobrej wierze. Oboje jesteśmy sportowcami, rozumiemy się, wiemy jakie emocje wiążą się z udanym czy nieudanym startem. Maciek jest dla mnie pierwszą osobą, do której zwracam się po każdym występie. Ja dla niego też.

Włoski Południowy Tyrol historycznie jest miejscem szczęśliwym dla polskiego biathlonu. Dobrze się pani czuje na tutejszych trasach?

Bardzo dobrze. Moje występy w Anterselvie zwykle były udane. Duża wysokość mi nie przeszkadza (Anterselva jest położona 1700 metrów n.p.m. - przyp. WP SportoweFakty). Wiatr też, choć jest specyficzny i na tej strzelnicy nawet mały podmuch wiatru potrafi mocno wpłynąć na celność strzału. Jeśli chodzi o trasę biegową, to nie ma ona takiego profilu, jaki najbardziej mi pasuje, ale na takich też muszę sobie radzić.

Sprint nie był dla pani udany, w biegu pościgowym też nie udało się przedrzeć do czołówki, ale indywidualny był już zdecydowanie lepszy. Ma pani wrażenie, że z każdym startem na mistrzostwach forma idzie w górę?

Czasy biegów pokazują, że tak jest. Ja sama też ze startu na start czuję się lepiej. Sprint mnie sponiewierał, długo dochodziłam po nim do siebie. Biegi pościgowy i indywidualny były już dla mnie łatwiejsze. Wydaje mi się, że z każdym dniem coraz lepiej adaptuję się do dużej wysokości, do warunków, które tu panują. Dlatego przed sztafetą i biegiem masowym jestem optymistką.

Szansą na medal jest przede wszystkim ta druga konkurencja, która zostanie rozegrana w niedzielę, ostatniego dnia mistrzostw. Kto będzie pani zdaniem główną faworytką?

Biathlon jest nieprzewidywalny, dlatego trudno mi taką wskazać. Na tych mistrzostwach od początku mamy niespodzianki. Przed ich startem jeden z dziennikarzy zapytał mnie, czy ktoś będzie w stanie powstrzymać Tiril Eckhoff. Okazuje się, że ona sama się powstrzymuje, popełniając dużo błędów na strzelnicy. Bieg masowy jest specyficzny, bo zawsze odbywa się na koniec mistrzostw, gdy wszyscy są już trochę zmęczeni. Na pewno ważne będzie strzelanie "na czysto", które pozwoli trzymać się w czołówce. No i to, kto lepiej zniesie presję.

W biegu masowym o medal będzie łatwiej czy trudniej?

Trudne pytanie. Nie da się tego przewidzieć. Z jednej strony mass start jest łatwiejszy, bo cały czas biegnie się w grupie i ma się kontrolę. Z drugiej w czasie strzelania jest większa presja, gdy mierzy się do tarczy obok kilku, kilkunastu innych zawodniczek, dużą rolę odgrywa psychika.

A który bieg lubi pani bardziej?

Bardziej komfortowo czuję się w biegu indywidualnym, kiedy mam swój własny wyścig, sama sobie nadaję tempo, nie muszę za nikim gonić. Bieg masowy jest z kolei żywszy, bardziej emocjonalny. Większą rolę odgrywa w nim taktyka, czasem dobrze jest wieźć się komuś na plecach i oszczędzać siły, niż szarżować. Nie umiem jednak powiedzieć, który lubię bardziej.

Jedyny na razie medal mistrzostw świata zdobyła pani w biegu masowym. W Novym Meście w 2013 roku.

Byłam wtedy początkującą zawodniczką i nie myślałam na trasie tyle, co teraz. I może właśnie to przyniosło sukces.

Przed niedzielą będzie pani wracać myślami do biegu sprzed siedmiu lat?

Wydaje mi się, że nie ma to sensu. Teraz mam dużo większy staż, inne podejście i inne cele.

Z jakiego wyniku w niedzielę będzie pani zadowolona?

Chciałabym spełnić swoje marzenie i raz jeszcze stanąć na podium mistrzostw świata. Zadanie, jakie przed sobą stawiam, to dobrze wykonać swoją pracę i nie mieć na mecie takich wyrzutów sumienia, jak po biegu indywidualnym.

Komentarze (2)
avatar
Remigiusz Zdanuczyk
22.02.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Trzeba być Polakiem i mówić 6 miejsce to sukces... 
avatar
Nawod
22.02.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Gdyby Jaruś trochę podrósł, umiał biegać i strzelać bez pudła byłby nie tylko mistrzem świata, ale i wielokrotnym mistrzem olimpijskim.